Rok temu podszedł do mnie miejscowy żebrak i chciał 50 gr. Nie dałam mu chociaż miałam. Pijaczyna niech spiertala, pomyślałam. Potem przeczytałam o nim w lokalnej gazecie, że znaleziono go umarłegoo. Zamarazł czy coś, nie pamiętam dokładnie. Jak się dziś okazało wielu rzeczy nie pamiętałam albo coś pomyliłam. W tej gazecie była też krótka na jego temat i wynikało z niej, że jednak nie był pijakiem a w przeszłości nie był bezdomny i miał nawet swój zakład usługowy.
Poczułam żal, że pożałowałam mu tych 50 gr. Może zbierał na jedzenie albo ubranie w ciuchlandzie? Może gdyby miał dużo takich 50-groszówek to by nie zamarzł?
Poczucie winy nie opuszczało mnie przez rok. Żałowałam, że nie można cofnąć czasu. Dałabym mu 50 zł a nie groszy.
Dziś idę przez park i kogo widzę? Jego! Duchu czy co? Nie, nie duch tylko on. Cały, zdrowy i żywy. Stoi i gada sobie z innym menelem. Zgłupiałam zupełnie. To może ja coś pomyliłam wtedy z tym artykułem o jego śmierci? Tak czy owak ucieszyłam się. Sięgnęłam do torebki i zawahałam się. 50 zł trochę dużo ale dwie dychy mu dam. Wyjęłam banknot i celowo poszłam w jego kierunku. Jak się domyślacie chciał zaczepić mnie i znowu żebrać lecz nim zdążył wypowiedzieć słowo wcisnęłam mu w wyciągniętą dłoń 20 zł. On zdębiał zaskoczony i ucieszony a ja w sercu ucieszyłam się jeszcze bardziej. Szłam dalej nie zatrzymując się i słuchając jego gorących dziękowań zza pleców i czując jak spada mi ciężar z serca który taszczyłam od roku :)