Każda z Nas pewnie nie raz już usłyszała to pytanie - KIEDY DZIECKO?
Jesteśmy z mężem rok po ślubie, ja mam 24 lata, a mąż 28. I nieustannie słyszymy KIEDY? JUŻ CZAS! KIEDY ZOSTANĘ BABCIA/CIOCA/WUJKIEM..?
Jeszcze nie tak dawno zbywalam ludzi odpowiedzią "muszę najpierw skończyć studia, później będę myśleć o dzieciach".. No i studia skończyłam, ale rozpoczeliśmy budowę domu z mężem. I moim argumentem obronnym jest teraz "jak się wyprowadzimy, jak pójdziemy na swoje"
Mam już dość tych pytań, to nie to że my nie chcemy bo oboje bardzo chcemy tylko po prostu to.. hmm.. Nie udaje się.. Nie rozumiem jak można zadawać takie pytania komuś. Przecież nigdy nie wiadomo co się skrywa po drugiej stronie. Dla mnie jest to brak kultury, brak taktu. Nie będę wszystkim do okola się tłumaczyć "tak jesteśmy zdrowi ale nam nie wychodzi, tak biorę hormony by mieć dziecko". Chcę ucinać temat bo mnie to boli i drażni.
W dodatku mieszkamy z moimi teściami, a moja teściowa to kobieta starej daty, która ciągle rzuca jakimiś tekstami w moja stronę, że już czas, życzenia świąteczne to zawsze to samo "dziecka!". Latem kiedy miałam krótsza bluzkę potrafiła powiedzieć "brzuch Ci się wylał, zrozumiałabym gdybyś była w ciazy" (jestem bardzo szczupła osoba i jak się siedzi zawsze coś się "wyleje"). Albo ciągle powtarza że jestem już stara i już powinnam dawno rodzic, albo jej syn już dawno powinien być ojcem. Po prostu mam już dość tych wszystkich słów, tych pytań i nie tylko mojej teściowej która jest królowa braku taktu, ale i znajomych, przyjaciół, rodziny, ludzi z pracy.. To boli.
Tez tak miałyscie/macie? Jak wy sobie z tym radzicie?