![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/set_resources_2/84c1e40ea0e759e3f1505eb1788ddf3c_pattern.png)
![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/monthly_2018_12/J_member_193950898.png)
justa 29
Zarejestrowani-
Zawartość
0 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Nigdy
Reputacja
0 Neutral-
Objawy ciąży po in vitro kontynuacja
justa 29 odpisał zosia2574 na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
wiem, wiem, tak tylko napisałam, chciałam tylko opowiedzieć naszą historię, bo o to chodzi, że nikomu z rodziny nie powiedzieliśmy o tym co się u nas dzieje, nikomu, taką decyzję podjęliśmy :) M bardzo się stara jesteśmy w stanie wszystko oddać, sprzedać, kwoty nie mają tu największego znaczenia byleby się w końcu nam udało i mieć to szczęście przy sobie :) dobrze że wkońcu zdecydowałam się chociaż tutaj opisać nasz problem, bo nosić to w sobie i nikomu nie móc się zwierzyć oprócz mojego męża , wierzcie można dostać na głowę czasami :)jeszcze 9 dni do chwili prawdy :) ale dobrze wiedzieć że tą kawusię można pić, jedyna przyjemność jaka mi została :) dzięki dziewuszki i trzymam kciuki za wszystkich, alby każdej się z was wkońcu udało :) -
Objawy ciąży po in vitro kontynuacja
justa 29 odpisał zosia2574 na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
cześć dziewczyny :) dość długo szukałam i czytałam waszych wypowiedzi na temat in vitro. Nigdy nie sądziłabym że i nas to spotka. Ale od początku. Jesteśmy po ślubie już prawie 4 lata, znamy się od 6. Kupiliśmy piękny duży dom z myślą o założeniu dużej rodziny. Zawsze oboje marzyliśmy o minimum 3 dzieci :) Po ślubie zaczęliśmy się starać o dziecko, raz drugi, trzeci nie wychodziło. Ja nie miałam pracy to w końcu chwilę przestaliśmy starania, w końcu znalazłam i doszliśmy do wniosku że to będzie odpowiedni moment na zaczęcie ponownie. I znowu nic. W końcu po dwóch latach starań udaliśmy się do lekarza, zaczęły się wszystkie badania, na początku ode mnie, podstawowe badania wszystko ok, kamień z serca. Lekarz mówił że badania bardzo ładne, że może to siedzi w mojej głowie że nie mogę zajść w ciąże, ale dla pewności zalecił badania mojemu mężowi. I tu okazał się dla nas koszmar. U mojego M wykryto azoospermię, nawet jakbyśmy robili mu wszystkie badania i chcielibyśmy go leczyć i tak by nic z tego nie było, bo mąż chorował jak był mały i duże prawdopodobieństwo by było ze dziecko odziedziczyłoby to samo. Oboje się załamaliśmy, codziennie płacz, ale doszliśmy do wniosku że nie ma co się nad sobą użalać, pojechaliśmy do kliniki niepłodności, mieliśmy rozmowę z lekarzem, zaproponowali nam inseminację nasieniem dawcy. Ja miałam duże wątpliwości choć chciałam dać mojemu M dziecko, bo wiedziałam, że to on też o niczym innym nie marzy, ale bałam się jak to będzie w przyszłości, czy M nie zmieni zdania za parę lat. Jakby nie patrzył nigdy nie będzie biologicznym ojcem. Ale długo rozmawialiśmy mój Kochany mąż bardzo pragnie tego dziecka i ja też, doszliśmy do wniosku że spróbujemy, przecież to my razem we dwoje będziemy przechodzili przez ciąże, i to my będziemy wychowywać dziecko, damy mu miłość i to jest najważniejsze, nie ma znaczenia kto jest biologicznym ojcem. I tak się zaczęło. Mieliśmy 4 inseminacje nasieniem dawcy, niestety nie udane, to był kolejny dramat, nasienie bardzo dobre, bo to przecież zamawiane przez klinikę, moje wyniki dobre i nic. Koszty ogromne, 12 tysięcy, a dalej naszego szczęścia nie ma, gdyby nie mój mąż, ja bym się załamała już psychicznie dawno, to on podnosił mnie na duchu. Lekarz zaproponował nam kolejną 5 inseminację. Jedna doszliśmy do wniosku że to nie ma sensu ponosić kolejne koszty. Zdecydowaliśmy się na in vitro. Jesteśmy własnie po 1 transferze. Strasznie się bałam punkcji, ale nie taki diabeł straszny jak go malują. :) Zadzwoniłam do kliniki, a tu wspaniała wiadomość 3 ładne komórki, ale za kilka dni będzie wiadomo czy nie ma więcej. Pojechaliśmy na transfer po 5 dniach i jeszcze większa niespodzianka 6 zarodeczków :) Na transferze , czyli wczoraj podano mi 2 bardzo ładne zarodeczki, jutro mamy dzwonić co z pozostałymi, czy przeżyły i ile będziemy mrozić :) bardzo się bałam jechać na transfer ta nie pewność czy się odbędzie troche mnie dobijała. Ale w dniu transferu coś się ciekawego wydarzyło :) Lekarz wkładając mi wziernik, złamał się :) śmialiśmy się że to na szczęście. Nie wiem czy dwa zarodki się przyjmą, ale jesteśmy pełni nadziei że gdzie by lepiej im było jak nie w moim brzuszku. Skoro przeżył 5 dni, to nie może być inaczej. 10.03. mam robić test i się nie możemy doczekać. Mąż bardzo się stara, każe mi leżeć cały czas, odpoczywać, nawet do sklepu nie bardzo chce mnie puścić :) widać, że też bardzo przeżywa i chce żeby się nam udało. biorę następujące leki: 3*2 luteina, 1 rano, 1/2 wieczór encorton i 2*1 estrofem, od dnia transferu biorę jeszcze zastrzyki 1 raz na wieczór fraxiparine, które dzielnie podaje mi M I mam do was pytanie dziewczyny, którym się udało i zaszły w ciąże po in vitro, czy rzeczywiście po transferze trzeba się tak bardzo pilnować? czy normalnie funkcjonować? przecież ja nie wysiedzę w domu przez te dwa tygodnie czekając na test :) a M nawet nie chce mnie puścić na miasto, żebym pochodziła po sklepach, bo nie chce żebym się nie przemęczyła za bardzo :) i jeszcze jedno, wiem, że muszę dbać o siebie, jem dużo warzyw, owoców, mięsa smażonego bardzo nie jem, raczej gotowane, aa co sądzicie o kawie? myślicie że zaraz po transferze można ją pić? bardzo lubię i codziennie jak dokąd piłam 1-2 kaw rozpuszczalnych z mlekiem. Myślcie że jakbym piła jedną to chyba się nic nie stanie? czy lepiej wogóle nie pić? Bardzo byśmy chcieli zobaczyć te dwie kreski . Proszę o poradę, bo zrobię wszystko żeby tylko nam pomóc :)