Cześć, mam kłopot ze znajomym, który nadużywa alkoholu i chciałabym się poradzić w jaki sposób go od tego odciągnąć, ponieważ człowiek się skończy. Ma dopiero 21 lat, jest bezrobotny, codziennie musi wypić chociaż dwa piwa, przeważnie kończy się na 6-8. Czy to normalne? Czasami ma wyrzuty sumienia, że tyle pije i sam zastanawia się czy nie za dużo, mimo to co dnia zapętla się ten sam schemat. Podbiera pieniądze na alkohol rodzicom, jeśli już ma coś zrobić, to wszystko spala już na panewce, bo nie ma wystarczających chęci. Więc w jaki sposób nakłonić go do normalnego funkcjonowania i tzw. "picia okazjonalnego". Dodam, że jest gorącym tematem na mieście, jako bezrobotny i wszyscy się z niego śmieją, i co widzą go na ulicy, to dogadują, że pewnie idzie na piwko. Zależy mi na tym żeby się "ogarnął", bo czasami wstyd przy nim być. Sytuacja z wczoraj: dwa piwka w plenerze, cztery do domu, więc albo pije przy kimś (np. osobie niepijącej), albo samotnie w domu. Więc nie ma tu nic do rzeczy, że towarzystwo go wciągnęło, bo najlepsi przyjaciele się od niego odwrócili i ma opinię, że "chce coś sobą reprezentować, a nie ma co". Niejednokrotnie próbowałam pomóc mu w znalezieniu pracy, lub też bardziej pozytywnemu patrzeniu na świat, ale nie mam już na to sposobu jak natchnąć go do działania. Co polecacie zrobić w takiej sytuacji? Odbić od niego, czy da się jakoś pomóc? I jeszcze dodam, że sam się przed sobą tłumaczy: "Co mam robić, jak nie mam roboty, nic tylko picie zostaje, przynajmniej wtedy gdzieś wychodzę".