Spotykam się z chłopakiem od 4 miesięcy. Jest to znajomość (jak na razie) na odległość. Dzieli nas ok. 200km. Dzwonimy do siebie codziennie po parę razy. Mamy wspólne tematy, długo rozmawiamy- często też się sprzeczamy, godzimy się itp.- trochę jak dzidzie ;p. Spotykamy się stosunkowo rzadko. Ostatecznie to ja pakuję walizeczkę i jadę w siną dal. Dodam, że studiuję i jak można się domyślić jeśli już jakieś pieniądze zarobię dorywczo lub dostanę od mamy to najczęściej muszę wydać na bieżące sprawy i potrzebne materiały. Także rzadko jeżdżę, głównie dlatego, że nie mam na bilet i robię pracę dyplomową. Rozmawiałam z nim ostatnio o tym, żeby on do mnie przyjechał, a tu wtopił niezłą gafę: " (...) przecież do ciebie jedzie się pół dnia, (...) i tyle się wraca.."(- swoją drogą logiczne xD). I dodał coś że nie wie jak jechać, dostać się do mnie- czy coś takiego, i tyle przesiadek(2 lub 3). Nie muszę wyjaśniać chyba, że sama tak robiłam a w dodatku on jest maszynistą i ma zniżkę i płaci grosze za bilety. I mapy są w google i może się mnie zapytać jak i gdzie wsiąść, jechać, o której itp. Przecież dojazd to nie problem wszystko mogę sprawdzić jeśli nie potrafi skorzystać z internetu.
I teraz moje pytanie: czy mój chłopak coś kręci i mu się nie chce itp. czy może ja szukam dziury w całym. Nie mogę spojrzeć rzetelnie na sprawę gdyż emocje przesłaniają mój obiektywizm. Jak drodzy Wy to widzicie. Dodam, że mówił raz żebym kasą się nie martwiła, żebym przyjechała i on mi da, ale ja tak nie lubię zresztą na sam przyjazd mi brakuje. Więc po rozmowie ogólnie nie naciskał w tej sprawie tylko się fochnął na mnie.. (jakaś manipulacja...?) mówi że mnie kocha i inne pierdoły, ale zastanawiam się czy jest nierozgarnięty czy jestem bo jestem póki co.