Cześć, jestem z moim chłopakiem lekko ponad rok, mieszkamy razem. W poprzednim roku dosyc sporo zwiedzaliśmy, udalo nam sie 5 wiekszych wyjazdów ogarnac.
W tym bylo tego mniej ze wzgledu na miedzy innymi sesje. Planowalismy dosyc luzno USA we wrzesniu, pomysl nie wypalil, ale rzucilismy ze ten wrzesien raczej zostanie, bo to po okresie wakacyjnym i jest taniej - tak też planowałam, zadeklarowałam tez w pracy.
Nagle dowiedziałam sie, ze znajomi ze studiow zaprosili chlopaka na tygodniowe wakacje we wrzesniu - on ma „parcie” na poznanie jakichs kolegow (zmiana miasta, nikogo nie zna).
Zapytalam co z naszymi wakacjami bo myslalam o wrzesniu, to powiedzial ze nie uda sie, on nie dostanie 2 tygodni urlopu (na jedne i drugie), ale z wakacji nie zrezygnujemy - mozemy miesiac wczesniej. Powiedzialam ze wtedy ja nie moge, bo po pierwsze nie bede miala pieniedzy (na co powiedzial ze w takim razie on zaplaci i po prostu mu oddam jak bede miala) a po drugie, mam juz zadeklarowany urlop jak i pozostali pracownicy i nie bede mogla „ot tak” przeniesc go na sierpien.
Nie wiem czemu ale poczulam sie troche na drugim miejscu - wiem ze wakacje to nie wszystko, mogl sam nie „zarejestrowac” za dobrze tego wrzesnia, chce poznac jakichs znajomych, wyszedl z propozycja ze zrobimy to w innym terminie, ale jakis niesmak pozostał. Mam wrazenie jakby wolal wybrac osoby ktore ledwo co zna zamiast swojej dziewczyny.
Jakie jest wasza opinia? Moze to ja przesadzam i powinnam jechac z kolezankami?