Przez kilka dni czytałam ten wątek, przeczytałam wszystkie wpisy! Ciągle płakałam - płakałam ze szczęścia, kiedy pisałyście, że udało Wam się zajść w prawidłową ciążę i ze smutku i bólu, kiedy któraś z Was pisała, że też przeszła to piekło ciąży pozamacicznej.
W styczniu zrobiłam test ciążowy - pozytywny. Radość przeogromna, to pierwsza moja ciąża. Pierwsza beta 8,7 i już wtedy byłam pełna niepokoju. Po 72 h beta jedynie 11, 4 a zwykły test ciążowy negatywny. Wizyta u gin, który stwierdził, że to pewnie ciąża biochemiczna i kazał czekać na krwawienie. Tego samego dnia dostałam krwawienia, które wzięłam za @. Krwawiłam obficie i ze skrzepami, jednak tylko 3 dni i bezboleśnie (normalnie @ mam ok 7 dni i omdlewam z bólu).
Po ustaniu krwawienia piersi stały się ogroooomne. Zrobiłam test ciążowy - SZOK, dwie czerwone kreski. Beta 587. Lekarz uspokajał, że może wszystko będzie ok. Niestety po dwóch dniach beta tylko 1106, a na USG nic a nic nie widać. Nie było też widać prawego jajnika, jakby jelito go zasłaniało. Szpital, gdzie nie przyjęli mnie, bo stwierdzili, że pewnie to była ciąża biochemiczna i beta w końcu spadnie.
Po kilku dniach powtórzyłam betę i wieczorem wynik 1606, załamałam się. Od razu do szpitala, na USG nadal nic, niewielka ilość płynu za macicą. "Dziwny" prawy jajnik, lekkie bóle po prawej stronie, więc obstawiali, że to gdzieś tam. Pobrali mi krew do badań i rano miałam mieć laparoskopię i usuwany prawy jajowód i/lub jajnik. Czekałam, aż ktoś po mnie przyjdzie, nagle wchodzi lekarz i mówi "BETA PANI SPADŁA DO 800". Nie wierzyłam. Oczekiwanie, po dwóch dniach beta 500. Ulga, że "samo się rozwiązało". Jako, że nikt ciąży nie znalazł wypisali mnie z rozpoznaniem poronienia wczesnej ciąży i torbieli na prawym jajniku. Pytałam, że skoro poronienie to dlaczego nie krwawię. Mówili, że pewnie za kilka dni się zacznie i wypuścili do domu.
Po tygodniu nic, żadnego krwawienia, ale ból nadal po prawej stronie. Zrobiłam betę - 500. Nie wierzyłam w to. Znów szpital, gdzie nie chcieli mnie przyjąć, bo ciąży nadal nikt nie znalazł, ale była duża torbiel na prawym jajniku, więc zostawili mnie na obserwację. Po dwóch dniach lekarz znalazł ciążą w LEWYM jajowodzie. Podano mi metotreksat, jedna dawka nie pomogła, więc po kilku dniach dostałam drugi zastrzyk. Beta spadła do 247, po 5 dniach do 85, a po kolejnych 5 do 8,3.
To wszystko trwało prawie dwa miesiące. Mogę starać się po ok. 6 miesiącach, ze względu na dwie dawki metotreksatu.
To czekanie mnie wykańcza chciałabym już móc się starać, ale z drugiej strony czuję, że to znów się powtórzy. Tak bardzo Was podziwiam, że nie poddałyście się. Jeśli mi znów przydarzy się ciąża pozamaciczna to nie poradzę sobie z tym. Jesteście niesamowite.
Czy jest tu jeszcze ktoś po cp, kto się stara lub czeka na starania? Szukam bratniej duszy, kogoś kto mnie zrozumie.