Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Casmus

Zarejestrowani
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Casmus


  1.  

    Casmus  czy Ty jesteś związany z 1000mysli. Z twojej wypowiedzi tak to brzmi. Już kiedys były takie sytuacje że mąż lub żona odkrywali portal na którym pisali partnerzy i uzupełniali historie jak to jet z ich strony widziane. Napisz coś więcej.

    Mam nadzieję, że to tylko niezwykły zbieg okoliczności, chichot losu, jednak historia 1000mysli opowiada właśnie o moim związku (rożni się małymi detalami) z tym, że ja wiem jak ta historia się kończy.


  2.  

    Nie rozumiem samej siebie, potrzebny mi chyba psycholog, albo nawet jakiś psychiatra, jeśli nie w ogóle jest za późno na moją głupotę.

    Do rzeczy... Mam 27 lat. Od kilku lat mam faceta (dokładnie 6 lat), mieszkamy razem prawie tyle co jesteśmy, decyzja o zamieszkaniu razem była podjęta niestety trochę na szybko, bez zastanawiania się i poznania siebie lepiej. Nie jesteśmy zaręczeni, nie mamy dzieci. Ani ja nie chcę na razie, ani on. On mówi nawet że nie wie czy w ogóle kiedyś będzie chciał mieć, co mi się trochę nie podoba, bo wiem, że za jakieś kilka lat dobrze by było o tym pomyśleć.
    Kilka razy rozmawiał ze mną o zaręczynach (przy kłótniach jak chciałam się wyprowadzić  - czyli jakies 3, może 4 razy). Ja zawsze bałam się wszelkich rozmów o ustatkowaniu się, to nic że w wieku 21 lat zaczęłam bawić się w dom, a nawet nie chciałam myśleć o zaręczynach. Po jakichś 4 latach zaczął już poważnie mówić o tym, że chciałby mi się oświadczyć, ale znał moje zdanie na ten temat dlatego wolał najpierw ze mną o tym pogadać. Myślał, że może jednak jakoś mnie przekona, lub po prostu zmieniłam poglądy. Ja mu za każdym razem mówiłam, że jest mi tak dobrze póki co i niepotrzebne mi zaręczyny. Zaraz każdy w rodzinie, czy też znajomi będą gadali, że skoro już pierścionek jest to powinien być ślub i dzieci. Nie. To nie dla mnie. Nie na tą chwilę.

    Jak to w każdym związku chyba, zawsze przychodzi moment kryzysu. Mówię jak zmęczona małżeństwem 50latka, ale cóż.. Więc.. od dwóch lat jest źle. Praktycznie nie ma życia erotycznego. Czasem jest seks oralny bo "tak trzeba". Jak ma być zwykły seks, to się zawsze wymiguje, że zmęczona, że głowa boli, że mam dni płodne, że nauka, praca, wszystko co sie da. Ani seks oralny, ani zwykły nie sprawia mi z nim żadnej przyjemności. Zaczęło się od tego, że sie bałam bardzo zajść w ciąże. Brałam więc tabletki, ale one wpłynęły na mnie źle. Libido -100, dosłownie. Nie było więc sensu ich brać, przerwałam. Skoczyło libido znów do góry, ale za to ochota na niego była praktycznie zerowa. TAK - NA NIEGO. Wiele razy myślałam o zdradzie, ale nie chciałam tego robić. Zaczęłam myśleć o rozstaniu, sądziłam że go nie kocham. Ale nie potrafiłam. Może to przywiązanie, nie wiem, ale nie potrafiłabym go wykreślić z mojego życia. Jest dla mnie wszystkim. 

    Kilka miesięcy temu zaczęłam uciekać w świat internetu. Siedziałam wiele godzin na pewnej grze. Czułam że się wręcz uzależniam, mój facet już się wkurzał o to bardzo. Mówił że gra ważniejsza niż nawet jakieś wyjście z nim chociażby do parku się przejść. Na tej grze poznałam całkiem przypadkiem pewnego mężczyznę. Początkowo było to zwykłe luźne pisanie. Wiedział, że mam kogoś. On sam też był nieszczęśliwie zakochany w innej. Z czasem tak wyszło, że zaczęłam w nim dostrzegać to czego nie ma mój partner. Czyli tej czułości, delikatności, ciepła. Aktualnie facet z internetu twierdzi że jest we mnie zakochany, nie spotkaliśmy się. Jeszcze. Niby chcę się spotkać z nim i czuje do niego coś niewiarygodnego, ale póki to internet, czuję się mniej winna. Boje się co będzie po spotkaniu.
    Od dwóch tygodni trochę się między nami popsuło bo zaczęłam się gubić w uczuciach. Jak on zaczyna mi mówić o swoich planach, zamieszkaniu w moim mieście itd, to mi się słabo robi. A ja zaczynam co raz bardziej czuć się winna, czuję, że źle robię. Mój wie, że coś ukrywam, bo wprost mi to mówi, założyłam pin na telefon, pilnuje go jak oka w głowie, nie pozwalam mu go dotykać. Głupi by się domyślił, że coś jest na rzeczy. Ale sam powiedział, że im człowiek mniej wie, tym lepiej śpi. Nie chce wiedzieć. Sam zaczął więcej wychodzić z domu, to jakieś imprezy, to jakieś inne wyjścia z kumplami. Mówi, że rutyna go złapała i wcale nie ma na myśli naszego związku, a po prostu życie, praca - dom i tak w kółko. Chce się bawić, wychodzić. Nie przeszkadza mi to, choć trochę się zaczynam bać, że kogoś pozna.
    Chłopak z internetu zaczyna panikować, że jestem o swojego zazdrosna (jestem z nim całkowicie szczera). Nie umiałabym zrezygnować ani z jednego ani z drugiego. Moge coś czuć do obu facetów na raz? Ok, było źle między mną a moim partnerem, ale nie chce się z nim rozstawać. Nie chcę też się nikim bawić. Co się ze mną dzieje? Z jednej strony mam męskiego, zdecydowanego, konkretnego, lecz zamkniętego w sobie faceta, nie mówiącego o uczuciach. Z drugiej strony mam czułego, baaardzo romantycznego, cudownego mężczyznę, który jak sam mówi, zrobiłby dla mnie wszystko. Chcę zaznaczyć, że ten z internetu nawet z wyglądu niespecjalnie mi się podoba, ale charakterem wygrywa wszystko. Mój realny facet dba o siebie, chodzi na siłownie, a mimo to nie podnieca mnie w łóżku. Nawet jakbym miała któregoś wybrać, nie umiałabym. Mam wrażenie że obu kocham. 

    Jakiekolwiek odpowiedzi tu się pojawią, zrozumiem. Możecie się nabijać, możecie brać też na poważnie ten temat. Wolałabym jednak, by komentarze skupione były na tym drugim. Naprawdę potrzebuję pomocy. 

    Jakiej pomocy potrzebujesz? Tak się składa, że jestem partnerem z twojej opowieści.

×