Znamy się 6 lat. Postanowiłam pomóc bo została sama z dzieckiem bez alimentów. Wymyśliła biznes i strasznie mnie wkręcała, że to jest super, że jak się "dołączę" to obie zarobimy. Umowa była taka ,że kupuję sprzęt i materiały a Ona jak wywalczy alimenty odkupi ode mnie wszystko umową-cywilno prawną, żeby mieć koszty na start i założy firmę. Wiedziałam ,że jest duża konkurencja i nie zarobimy więcej niż 500-700 zł miesięcznie więc wszystko legalnie i bez oszukiwania Urzędu Skarbowego. Już na starcie poszłam na rękę i jak kupowała materiały do produkcji mówiłam, żeby zyski brała dla siebie dopóki nie zejdzie z kosztów do zera a potem ja będę schodzić z mojej części. Zaczął sie problem z grafikami bo ja nie chciałam bezczelnie kraść ich z internetu, ale też nie chciałam ciagle dokładać do interesu. Złamałam sie i u kolegi grafika zamówiłam pakiet grafik (na szczęście miał długie terminy więc zdążyłam się wycofać), ale obiecałam sobie, że to już koniec kosztów z mojej strony. I nagle jak Ona zeszła ze swoich kosztów do zera padła decyzja ,że ona zmienia branżę i robi inne rzeczy na własny rachunek. Bo bez sensu jak ja przyjeżdżam nie w każdy weekend a jej dziecko przeszkadza i to nie robota. Dziwne ,że ona sama nagle z własnym nowym biznesem daje radę. Upomniałam się o zwrot kosztów na parę tysięcy, które włożyłam Ona uznała ,że sprzedamy to co jest, a żeby było szybciej to obie wystawiamy przedmiot jednocześnie. Dziwnym trafem wszyscy dzwonili i pisali do mnie chociaż sprzęt był zawsze u niej w domu. Facet kupił i przyjechał po urządzenie do niej nast. dnia okazało sie, że sprzęt nie działa powiedziała ,że ona tylko to przechowuje i to jest moje więc pretensje do mnie. Miałam spore problemy. Później w awanturze oznajmiła, że wiedziała, że sprzęt był zepsuty!!! Zaczęły się schody gdy drugi raz upomniałam się o moją kasę ,że mam zabrać rzeczy, które kupiłam bo już (JEJ) są nie potrzebne i mam sobie je sprzedać???? Ja w pokoju jestem z mężem i dużym psem ona ma 2 duże pokoje i dużą kuchnię. Jak Jej to powiedziałam to uznała ,że mam jej oddać kasę za magazynowanie przez rok bo nie mając miejsca normalnie musiałabym płacić za kanciapę. Miałam się też dorzucać do jej prywatnego czynszu bo obiecałam- owszem obiecałam, ale w momencie jak obie zaczniemy zarabiać a nie, że ja z pracy zarobkowej dokładam do jej czynszu bo nagle "interes" nie idzie. Ile Ona mogła zrobić w ciągu tygodnia lewych rzeczy i sprzedać po cichu to nie wiem ale zajechała sprzęt więc chyba sporo. Teraz uważa, że ona się najwięcej napociła i wyceniła swój czas, mojego w weekendy po 10 h gdzie jechałam całe miasto już nie. Więc mi nie odda ani złotówki bo mi się nie należy, bo śmiałam chodzić do pracy zamiast brać wolne, gdy ona na pracy zdalnej nic nie robiła i dawała dziecko do żłobka. Nowe meble są, nowy tatuaż na całe plecy jest. Da się? No da! Bo samotnej matce wszystko się należy.