Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Ciężka Nutka

Zarejestrowani
  • Zawartość

    431
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Ciężka Nutka


  1. 1 minutę temu, Fidodido napisał:

    Że napisałem że mam 194 cm?K..a mać !A czy mam czego sie wstydzić?Jakbym nie napisał tego ,to wszystkie cholerne feministki z tego forum dogryzałyby mi ,że jestem jakimś przegrywem szczerbatym stulejarzem .

    a czy ja cię pytałam jaki wysoki jesteś albo jaki masz kolor tapicerki? 😂

     

     


  2. 3 minuty temu, Fidodido napisał:

    Ja nie trenuje na siłowni tylko w domu.Pływam i biegam prócz tego.A ta laska nie była pijana tylko nachalna.Chciała żeby ją do domu podwiezc.Miała tyle tapety że szkoda było jadnej tapicerki.Pokazałem gdzie jest przystanek.

    do bardzo fajnych miejsc chodzisz 🙂 Nie wiem co próbujesz udowodnić, poza tym, że się trochę ośmieszasz próbując popisywać


  3. Przed chwilą, Fidodido napisał:

    Takie robią głupie miny że to tak wygląda.Od razu widać chcice w oczach.Zawsze miałem branie ale teraz po tym jak zacząłem regularnie uprawiać sport to już obłęd.Jak raz olałem jedną taką na dyskotece to mi auto porysowała ...

    chłoptaś z dyskoteki? Swój ciągnie do swego... 


  4. Przed chwilą, Fidodido napisał:

    Problem jest taki ,że te podziergane lale wdzięczą się i uśmiechają do mnie .A mnie na rzyganie bierze .Chyba myślą, że są takie seksowne i oryginalne.Dodam ,że od przeciętnej bez tatuaży uśmiech odwzajemnie ale sygnały od pomalowanej jak pisanka laleczki olewam.I żeby nie było jestem 194 cm 92kg facetem.Żaden kulawy i garbaty...

    myślisz, że każdy kto się do ciebie usmiecha od razu się wdzięczy? 😄 To zwykła kultura żeby uśmiechnąć się do kogoś ja przypadkiem złapiesz kontakt wzrokowy...jesteś jak te głupie lale które myślą, że każdy facet który przepuści je w drzwiach próbuje je poderwać


  5. 2 godziny temu, Fidodido napisał:

    Co wy sie tu burzycie ?Jakaś po.p.i.e.r.d.o.l.o.n.a.moda z tymi tatuażami teraz nastała!!Piękne dziewczyny z zamazanymi ciałami .Jak to wygląda?Ciesze sie, że ktoś poruszył ten temat.Tatuaże robiono kiedyś skazańcom i nie moge pojąć jak to sie może podobać?Ok jakąś farbą zmywalną żeby dało sie umyć.Na jakiś czas można zamieścić malowidło.Ale do k.u.r.w.y nędzy to jest już na całe życie .1 cm kw wywabia sie laserem w 5-ciu sesjach i kosztuje to od 300 pln.Tylko ... wydaje kase na coś takiego!!I nie mówcie mi o tolerancji !!Bo dla głupoty to ja tolerancji nie mam.

    nawet bez tatuaży bym się z tobą nie przespała, więc w czym problem? 😄


  6. 9 godzin temu, JestemKozak napisał:

    Też unikam kobiet z dziarami. Zdrowi na umyśle ludzie nie robią tatuaży, bo im to niepotrzebne. 

    Teraz większość dziewczyn ma tatuaże dzięki czemu łatwiej rozpoznać te normalne i wartościowe po tym że są czyste i nie mają żadnych tatuaży. 

    długo jesteś samotny? 😄 

     

    3 godziny temu, MaestroSyntetyczny napisał:

    Ale, że indywidualizm poprzez dziargę? Masz inny potencjał. Dziarga to moda. Dziarga to pęd. Szanuję indywidualizm, ale nie w tym wydaniu. 

    Dzień dobry Maro🙂

    co zrobia te wszystkie kobiety bez twojego szacunku do sposobu w jaki wyrażają własny indywidualizm...

    Genialne myślenie. "Myślcie samodzielnie..ale NIE TAK!"


  7. 16 minut temu, blada doopa napisał:

    tak apropo tematu widziałem wczoraj na plaży ładną dziewczyne, buźka ładna, szczupła, niestety różowe włosy i wydziargana na udach i na rękach itd, tragedia, biedna dziewczyna z załamaną psychiką, szkoda mi takich ludzi

    a mnie jej nie szkoda - gdyby nie te tatuaże i włosy to taki walnięty zboczeniec jak ty mógłby próbować ją zagadać. Kolejny powód żeby się tatuować


  8. 4 minuty temu, artula1984 napisał:

    Cejrowski to by cię zjadł na śniadanie. Twoje IQ nie dorasta mu do pięt. Gość jest mega inteligentny i oczytany. Nie muszę zgadzać się z wszystkimi jego poglądami ale go szanuję jako człowieka i publicystę. Nie chciałbym być z taką kobietą. Wstydziłbym się wyjśc na miasto.

    facet jest ogarniczonym seksistą, a ty mylisz inteligencję z oczytaniem


  9. 1 godzinę temu, artula1984 napisał:

    Teraz jest jakaś dziwna moda na tatuaże u kobiet. Owszem jakiś mały tatuaż w mało widocznym miejscu nie przeszkadzałby mi u kobiety.Widziałem kiedyś ładną blondyne na siłowni a na udzie miała wytatuowaną trupią czachę , masakra. Zajebiście skwitował tą nową mode Wojciech Cejrowski w jednym ze swoich występów na Youtube. 

    Jeżeli uważasz, że cokolwiek co ten stary cep mówi jest "zaje.biste" to wierz mi...ani ta blondynka, ani żadna kobieta z jakimkolwiek szacunkiem dla samej siebie nie będzie chciała twojego zainteresowania. 

    Poza tym co cię boli to, że obca kobieta ma coś co ci się nie podoba? 


  10. Dnia 12.07.2020 o 09:20, Szklany koralik napisał:

    Pomyślałeś może, że nie każda chce być atrakcyjna albo że chce, ale jest coś ważniejszego? Nie każdej marzeniem jest, żeby wszyscy się za nią oglądali, a wręcz może to być utrapieniem. 

    oni tego nie rozumieja bo daliby się pokroić za to zeby ktoś się chociaż na nich spojrzał (bez obrzydzenia)


  11. 8 godzin temu, xaeola napisał:

    Odkąd pamiętam w towarzystwie innych ludzi rodzice tracili gdzieś znaczenie. Gdy przyjeżdżali goście na całą godzinę oddawałam się im. Gdy jeździłam poza dom, byłam taka szczęśliwa, spokojna. Siostra cioteczna czy ciocia były dla mnie większym autorytetem niż rodzice. Nigdy nie byliśmy zgraną rodziną, rodzice ciągle się kłócili, mama męczyła swoimi problemami a tata się z niej i ze mnie śmiał zwalając swoją odpowiedzialność na mnie. Co ciekawe, inni nie odwzajemniali moich odczuć bliskości do nich, do dzisiaj mnie to boli, dlatego teraz z przymusu muszę bardziej żyć z rodzicami. Pomimo że to oni zignorowali moje problemy z rówieśnikami i w szkole. Pomimo że to oni bardzo męczyli mnie swoimi sprawami. Ale muszę żyć z nimi blisko teraz. Po latach powoli jakby oni stają się wazniejsi, ale nadal mam żal. Zwłaszcza że osoby, za których w dzieciństwie oddałabym wszystko, teraz nie zadzwonią. Rodzeństwo cioteczne w dzieciństwie wyganiało mnie z domu i cieszyło się gdy wyjeżdżałam. Do dzisiaj pamiętam te słowa "dobrze że już sobie jedzie, z nią jest nudno". Rozpłakałam się wtedy. Żaden brat żadnej siostrze by tak nie mówił, a ja miałam taki przywilej to usłyszeć. A jak oni przyjeżdżali do mnie to z płaczem ich żegnałam, prosiłam rodziców aby móc zabrać się z nimi, aby brali mnie do siebie częściej. Lubiłam wizyty cioć, babć, sąsiadów a gdy ja już bylam wizytowana to liczyli czas do którego mogę przebywać, aby nikogo nie denerwować. A teraz oni całkiem sobie odpuścili kontakty i muszę żyć w zgodzie tylko z rodzicami. Muszę z nimi więcej rozmawiać, bardzidj przejmować się naszymi domowymi sprawami... Nie, sorry wkurza mnie to. Przez połowę życia zly kontakt a teraz w rodzinie mam tylko ich. Super po prostu, a inni niech mają swoich kuzynów, rodzenstwa, szczęśliwych rodziców. Czasem myślę aby całkiem się od nich odciąć, mniej się kłócą, ale nadal zdarzają się chore akcje typu tata pijany, matka wariuje a ty córeczko się przejmuj. Wyżaliłam się. 

    Nie musisz wcale być blisko z rodzicami, ale nie powielaj ich schematu wymagania od innych żeby niańczyli Twoje problemy


  12. 2 godziny temu, G0sc napisał:

    Faceta do robienia kariery może popychać to, że zwiększa to jego atrakcyjność u kobiet.

    Ale co pcha kobiety do robienia kariery? Przecież atrakcyjność kobiety u mężczyzn nie tylko nie rośnie wraz z rozwojem kariery, ale wręcz czym większą karierę zrobi kobieta tym drastycznie trudniej jej znaleźć faceta, bo i jej żaden nie satysfakcjonuje i większość facetów się jej boi.

    A mam wrażenie, że obecnie nawet więcej kobiet ma parcie na karierę niż mężczyzn. Co tak pcha do kariery te wszystkie kobiety?

    pieniądze i to co można za nie mieć 🙂


  13. 2 godziny temu, heynevermind napisał:

    Czyli w skrócie - w dupie mam Twój problem, ale przeczytałam o jednej wadzie mojego faceta i to jest powód żeby go zostawić. Typowa kafeteria, podziękuję za takie porady. Idąc tym tokiem rozumowania, nikt na świecie nie powinien być w związku, bo każdy ma jakieś wady. Tutaj główną wadą jest lenistwo, co otwarcie przyznaję i to jest problemem przy tym psie. 

     

    Tutaj się zgodzę i również jestem załamana tym faktem, bo pies obnażył jego brak zaangażowania. Rozmawialiśmy o dzieciach i ja byłam raczej na "nie", chociaż on bardzo by chciał. Po tej akcji z psem nie ufam, że będzie mi pomagał. Raczej będzie chciał poprzytulać wykąpane i przebrane dziecko, a na mnie zrzuci całą odpowiedzialność za nie. Na szczęście dzieci to nigdy nie było moje marzenie, wręcz odczuwam wstręt przed ciążą. Jeśli będzie mnie kiedyś nagabywał na dziecko, przypomnę mu o jego kochanym piesku 🙂

    Nie piszę o jego zaletach, bo to wątek raczej o psie, ale jeśli kogoś to interesuje, to jest to naprawdę bardzo dobra osoba. Poza tym cholernym lenistwem. Wydaje mi się, że jego również przerasta już ten pies i woli mnie atakować niż to przyznać. Generalnie mam od niego wsparcie we wszystkim; problemy rodzinne, zdrowotne, zmiana pracy itp. Tylko z tym pier... psem nie potrafi pomóc. Wydaje mi się, że z dzieckiem byłoby podobnie. 

    on też ma w dupie twój problem 🙂 Zobaczysz jak lenistwo faceta zniszczy cię psychicznie za jakiś czas. Oczywiście możesz oddać psa i przynosić mu napoje. Póki co piszesz o dwóch wadach - tym, że jest leniwy i o tym, że atakuje cię bo jest leniwy


  14. 4 godziny temu, heynevermind napisał:

    Muszę to z siebie wyrzucić, bo od nadmiaru mentalnych i dosłownych szczyn niedługo zbutwieje od środka.
    Mam psa. Od jakiś 3 lat. Sunię husky, którą wzięłam mieszkając jeszcze z rodzicami i która jest moim oczkiem w głowie. Za szczeniaka dała mi mocno w kość, ale przeżyłyśmy to i teraz jest naprawdę grzecznym psem; dostosowała się do mnie, a ja do niej i wydawało mi się, że udało mi się osiągnąć w tym wszystkim balans. Pies jeździ ze mną na wakacje, biega przy rowerze i  nieraz wychodzi na miasto jeśli idę wypić piwo do ogródka. Ogólnie nie mam z nią żadnego problemu. Znajomi już się przyzwyczaili, że tam gdzie ja, tam na 99% też ona. Tak naprawdę ten pies pomógł mi wyjść z silnej depresji. Wszystko było pięknie. Do czasu...
    Rok temu zaczęłam związek z chłopakiem, z którym bardzo dobrze się dogaduje. Po wcześniejszej jeździe bez trzymanki, zdradach, załamaniach nerwowych i innych dziwnych jazdach, obecny chłopak jest dla mnie jak anioł. Ma on jednak kilka wad, a między innymi przewlekłe lenistwo. Serio... to ten typ osoby, która nie wstanie do lodówki po oranżadę, tylko prosi wszystkich na około, a po odmowie... dalej nie przynosi sobie tej oranżady. No mniejsza, to tak żeby zobrazować problem. Wiadomo, że jak trzeba coś konkretnego zrobić, to zrobi to, ale na ogół jest szukanie wymówek. Mieszkamy na razie z jego mamą w jednym małym pokoju (tzn. my mieszkamy w jednym, a mama w drugim), który jest mocno zagracony, bo mamy sporo rzeczy upchniętych na małej przestrzeni. Czekamy aż obecni lokatorzy, którym wynajmujemy mieszkanie się wyprowadzą. Ma to potrwać jeszcze kilka miesięcy, o czym wiemy od dawna.  
    Do sedna. 
    R (mój chłopak) jakieś 4 miesiące temu przyszedł do domu z MEGA newsem, mianowicie... wpłacił zaliczkę za szczeniaka. Tak nagle, bo nasza wspólna znajoma zdecydowała się w końcu na psa, a że kiedyś R rozmawiał z nią na temat tej rasy (bokser, jeśli kogoś to interesuje) i oboje mieli takie psy w dzieciństwie, to pod wpływem jej decyzji... on też nagle zapragnął psa. Ja zonk, wtf, co jest grane. Po pierwszym szoku jakoś to przełknęłam, nie chciałam mu robić przykrości i nawet się ucieszyłam po czasie, bo kocham psy. Uznałam, że jakoś to będzie.
    Czas tak sobie płynął, a ja nie widziałam po nim jakiejś dużej ekscytacji, którą obserwowałam u siebie kiedy jechałam po swojego psa. Wiecie... odliczanie, wybieranie imienia itp. U nas to było na zasadzie:
    - kiedy ten pies ma być do odbioru?
    - chyba w piątek.
    - aha to fajnie.
    - aha no super.
    Nadszedł ten dzień. Pierwsze dni minęły w normalnej atmosferze, wiadomo nowy członek rodziny, więc wszystko skupiło się na niej. Po paru dniach zaczęły się problemy: że nie chce mu się wyjść, że nie sprząta jak się zleje (tzn. sprząta, ale nie tak często jak to jest potrzebne, bo pies potrafi kilkanaście razy dziennie nasikać i prawie tyle samo razy nasrać), ogląda się na mnie jeśli chodzi o spacery itp. Czyli pierwsza fala podniecenia opadła, zaczynają się schody. Zapala mi się pomarańczowa lampka, ale robię dobrą minę do złej gry.
    Zaczęły się wakacje; wyjazd nad morze mieliśmy zaplanowany od dawna. Pies w 50% zniszczył nasz urlop. Kłóciliśmy się kto ma posprzątać siki, wieczne kupska wszędzie, problem z wyjściem bez psa i generalnie jeden wielki burdel (oboje dużo krzyczymy i jesteśmy nerwowi, a mi wystarczy iskra żeby wybuchnąć). Doszło do tego, że nigdzie nie mogłam zabrać samej mojej suni, bo musiała być dosłownie niańką dla tego małego smroda, bo przy niej smród nie bałaganił w mieszkaniu i siedział spokojnie. Byłam wściekła coraz bardziej, bo nie tak sobie to wyobrażałam. Do dziś mam wrażenie, że mój pies nie wykorzystał do końca wyjazdu i spacerów było dużo mniej niż sobie to zaplanowałam. Pod koniec dojechała do nas na kilka dni moja przyjaciółka i zaczął wykorzystywać ją. Julka posprząta, Julka wyjdzie z psem, Julka da psu jeść. Fakt, że ona sama wychodziła z taką inicjatywą, ale on to ewidentnie wykorzystywał. Oczywiście powiedziałam jej to wprost, wzruszyła ramionami. Mówię ok, nie wtrącam się (w głębi duszy cieszyłam się, że ona to robi, a nie ja, choć to okropne XD). 
    Dobrnęliśmy do końca wyjazdu. Wróciliśmy. I kłócimy się dalej. Ja nie "czuje" tego psa, nigdy nie podobały mi się tego typu rasy (to sprawa drugorzędna, ale gdybym miała wybierać drugiego psa, to byłby to pies ze schroniska lub drugi husky), nie mam takiego zapału jak do swojego, nie chce mi się wychodzić z dwoma naraz, bo ciężko nad tym zapanować i moja sunia też nie ma normalnego spaceru, bo to małe ... ciągle na nią skacze. Oczywiście karmię małą, bo i tak gotuje jedzenie dla psów, więc mi to nie przeszkadza. Przeszkadzają mi natomiast wszechobecne siki, gówna, cały czas trzeba pilnować żeby czegoś nie rozgryzła i nie zjadła (je nawet żwir z ziemi lub perlit, nie rozumiem tego psa). Nawet w domu spokojnie nie można posiedzieć, bo albo wdepniesz w szczochy albo coś innego się odwali. Mam dość i przez to, że z natury jestem bardzo nerwowa plus mam jeszcze bardziej nerwową przeszłość, to po prostu przerasta mnie to. Nie pisałam się na to, nie chciałam tego, mój chłopak chyba też jednak tego nie chciał (przyznał mi raz, że trochę żałuje i chociaż kocha tego psa i jej nie odda, to już nigdy nie zdecyduje się na szczeniaka) i ogólnie cała ta sytuacja mnie dobija. Wolę siedzieć obecnie w pracy, niż wracać do tego zaszczanego domu. Dodatkowy szczegół - mamy w domu parkiet i wszystko w niego wsiąka, a w jednym miejscu już nawet zgniło, bo musiała nalać na wieczór i zobaczyliśmy to dopiero następnego dnia. Przynajmniej raz dziennie jest awantura na linii:  ja, R, pies. Nieraz płakałam z bezsilności. Czuję, że ten pies "popsuł nam życie" i same problemy przez niego. 
    Nie wiem co mam robić. Nie oddamy tego psa, R pewnie się nie zmieni, a ja zaraz znów nie będę miała pracy (teraz jestem sezonowo) i będę skazana na ten burdel 24/7. Myślę nawet o wizycie u psychologa, ale wiem, że ta wizyta nie sprawi nagle cudu i siki nie zaczną same parować. Nigdy zresztą nie byłam fanką psychologów, mimo że miałam z nimi do czynienia kiedyś często. 
    Staram się ją uczyć, że ma załatwiać się na maty, dostaje nagrody za sikanie na matę itp. Chwalimy ją, kiedy załatwia się na dworze i staramy się robić wszystkie te rzeczy, ale ten pies jak dla mnie jest głupi. Pewnie kiedyś się nauczy, to jasne, ale do tego czasu ja się wykończę albo nasz związek jeszcze bardziej na tym ucierpi.
    Jestem wściekła na siebie za moje reakcje, za moje nerwy, za ten brak cierpliwości, ale nie umiem tego przezwyciężyć, a jeśli już uda mi się przez kilka dni zachować spokój, to wybucham ze zdwojoną siłą. Zdarzyło mi sie wykrzyczeć, że nienawidzę tego psa i chcę go oddać. Nienawidzę siebie za to, ale tak było. 

    Lata 2015-2018 były dla mnie straszne. Przez poprzedniego chłopaka zaliczyłam wizyty w psychiatryku, myśli samobójcze, popadłam w nałóg i generalnie byłam wrakiem człowieka. Podniosłam się po tym, znalazłam super chłopaka (poza jego lenistwem nie mogę mu nic zarzucić. Nikt tak o mnie nie dbał w życiu jak on), moje życie jest/było naprawdę super, a teraz znów mam napady nagłych nerwów, nawet jeśli nic się nie dzieje w danej chwili, to dostaje takiej "guli w gardle" i nie mogę opanować stresu. Boję się, że cały mój wypracowany przez ostatnie dwa lata spokój przelatuje mi przez palce i wracają stare problemu z opanowaniem nerwów. Zdarzyło mi się już po kryjomu brać leki na uspokojenie, czego bardzo dawno nie musiałam robić. Może komuś wydać się to przesadą, ale mam stwierdzone zaburzenia psychiczne i problemy różnego rodzaju. 

     


    PS na koniec: na przełomie marca/kwietnia mieliśmy się już wyprowadzić do tamtego mieszkania, więc chciałam wziąć sunie ze schroniska 11-letnią. Niestety nie udało się to i przeprowadzka przeniosła się na lato/jesień. Zrezygnowałam z tej adopcji przez wzgląd na brak miejsca w jednym pokoju na dwa psy, w tym jeden z problemami i całe życie w schronisku. Uznałam, że to będzie niekomfortowe dla mojej suni, tej schroniskowej i nas ogólnie i z bólem serca staram się o tym zapomnieć. Pisząc o tym psie, mam łzy w oczach. Nieważne. Już tego nie zmienię. R wiedział o całej sytuacji, nawet był ze mną w tym schronisku i znał również powody, dla których zrezygnowałam - BRAK MIEJSCA. Po czym minęły dwa miesiące, nawet nie, a on wziął szczeniaka. Nie sądzę, że to złośliwie - raczej to efekt bezmyślności.
     

    nie chce mi się tego całego czytać, ale doczytałam do tekstu o lenistwie faceta. Tylko dlatego, że nie zdradza nie znaczy, że jest dobrym partnerem. Dalej jest chu.jowy ten związek, dalej przez niego cierpisz. Nie zgadzaj się na bagno, tylko dlatego, że siedziałaś w większym

×