Jestem studentką i zaraziłam się koronawirusem, gdy przebywałam w mieście rodzinnym podczas długiego weekendu na początku listopada. Ze znajomymi z uczelni nie miałam kontaktu, ale sanepid i tak dokładnie mnie wypytał. Do władz uczelni napisałam sama.
I teraz mam dylemat, bo nie wiem, czy moja uczelnia postanowi ogłosić nauczanie zdalne - uniwersytety mają autonomię w tym zakresie. A ponieważ w weekend nikt z władz nie pracuje, decyzja pewnie zapadnie gdzieś w poniedziałek po południu. Nie wiem więc, czy mówić moim znajomym (okej, mam tu na myśli jedną/dwie osoby), że mam covid, czy zasłonić się jakimś innym problemem zdrowotnym i udawać zaskoczenie w związku z ewentualnym zdalnym. Nie wiem, jak by zareagowali (klasa mojego młodszego rodzeństwa akurat zareagowała euforią, ale jak do tego podejdą studenci...). Co byście zrobili na moim miejscu? Zaznaczam jeszcze raz, że nie chodzi tu o kwestie rozprzestrzeniania się wirusa, bo nie byłam od tego czasu na uczelni, a obecnie przebywam na izolacji w domu, ale o uniknięcie ewentualnej stygmy społecznej...