Właśnie czuję się zdradzona. Boli jak cholera. Robiłam wszystko żeby było między nami dobrze. Nie raz walczyłam o nasze małżeństwo. I za każdym razem dostaje po głowie....jak już się układa to on zawsze musi coś spieprzyć...i nigdy nie widzi że źle robi... przepraszam? To słowo dla niego nie istnieje... łóżko na znak zgody...ja tak nie potrafię....rozmowy nie pomagają... dlaczego wszystko zmienia się po ślubie? Dlaczego ludziom odechciewa się starać? Tak ciężko okazać uczucia? Lepiej wbijać szpile? Nie zauważać że się rani drugą osobę gestem? Czynem? może pora przestać się starać i walczyć bo i tak się wraca do punktu wyjścia...