Zostawię tu wiadomość dla tych, którym może się przydać... Z grubsza poradziłam sobie z problemem sama w domu, bezkosztowo. Przyczyną moich przebarwień były pigułki hormonalne; wyglądałam jak gepard - buzia w cętki. Mój sposób może wydać się nieco drastyczny, ale opiera się na tym, w jaki sposób działa mikrodermabrazja - ścieraniu wierzchniego naskórka, by mógł powstać nowy. Niekiedy przebarwienia sięgają głębiej w skórę - "zabieg" musi być zatem głębszy. Oto, co robiłam: pumeksem ścierałam skórę w miejscu przebarwienia, po prostu tarłam po plamie. Tam, gdzie zmiany były bardziej rozległe, tarłam po prostu większą powierzchnię. Następnie dokładnie odkażałam twarz Octaniseptem (na waciku). W mocniej potartym miejscu powstaje ranka, potem strupek. Na tym etapie nie wygląda to ładnie, ale to przejściowe. Tam, gdzie ścieranie było słabsze po kilku dniach skóra po prostu nieco się łuszczy - robimy wtedy peeling albo po prostu podczas mycia pocieramy twarz mokrym ręcznikiem (złuszczona skórka zejdzie). Pod spodem jest wtedy ładna skóra. Zaznaczę jednak od razu, że w przypadku miejscowych ciemnych plam musiałam potrzeć mocniej - wręcz nieco zedrzeć naskórek po to by odbudował się ładny i jasny. Czasem trzeba to było powtórzyć w tym samym miejscu znów. Takie coś proponuję robić gdy wiecie, że przez kolejnych kilka dni nie musicie pokazywać się ludziom... Nie robię tego też latem, gdy słońce mocno operuje (bo powstaną nowe plamy). Pozostało mi jeszcze kilka śladów ale wyglądam już dużo lepiej.
Odkąd dowiedziałam się, że powodem są promienie uv w połączeniu z hormonami albo niektórymi lekami, zaopatrzyłam się w krem z filtrem uv 50+ i kremuję non stop, cały rok. Poza tym w słoneczne dni na dworze noszę kapelusz z dużym rondem. Nowe plamy póki co nie powstają. Hormony niestety będę musiała brać nadal (zaburzenia hormonalne, ale to inny temat).