pchlaszachrajka
Zarejestrowani-
Zawartość
4 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Reputacja
0 NeutralOstatnio na profilu byli
Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.
-
Dziękuję za ten wpis. Co do mojego kłamstwa, to ja to opisałam tak, że ginekolog powiedział że za kilka dni będzie po wszystkim, że nie ma zarodka, że samo się oczyści i nawet nie ma co zakładać karty ciąży. A zaraz niedługo po wizycie dostałam okres więc wszystko wyglądało prawdopodobnie... Wiem że kłamstwo to nie jest dobry fundament związku, ogólnie mojemu W. mogę powiedzieć o wszystkim i nie wstydzimy się siebie w żadnej kwestii, ale tu jest sprawa dla niego bardzo ważna, czego wtedy nie przewidziałam. I tak już wtedy rozstanie wisiało w powietrzu a na moje wstępne żarty co by było gdybym była w ciąży nie pokazywał entuzjazmu. Dopiero gdy było co było, zmienił się o 180 stopni i tak zapragnął rodziny i związku, że dotąd jesteśmy razem, nawet zmienił pracę byśmy razem zamieszkali i wiele innych poświęceń. No nie ma opcji żeby mu powiedzieć. Będę musiała z tym brzemieniem jakoś żyć i liczyć że się nie wyda i nigdy już nawet w drobnej sprawie nie oszukam...
-
Dziękuję
-
Dziewczyny Jestem strasznie wzruszona że jednak mnie głośno nie oceniacie, dziękuję Wam za to z całego serca Długo myślałam o tym czy Mu nie powiedzieć, ale to odpada, W. bardzo się przejął tematem i po prostu byłby to nóż w serce. To nie jest tamten człowiek sprzed dwóch lat, który miał w głowie tylko przelotne znajomości gdy ja marzyłam o rodzinie i dzieciach z nim. Dzisiaj on całuje mnie w brzuch i mówi z nadzieją że może ktoś wreszcie tam zamieszka 🥰 Co do tamtej sprawy, nie powiedziałam o tym nikomu tylko jemu. Wymyśliłam historyjkę o pustym jaju płodowym że nawet zarodka nie było że nawet nie zakładano karty ciąży itp Nigdy wcześniej nie starałam się o dziecko choć zawsze bardzo chciałam (mój poprzedni wieloletni partner nie chciał dzieci i dlatego od niego odeszłam, kilka lat minęło zanim to odchorowalam i pojawił się W) ale ginekolog mówi że u mnie wszystko ok owulacja jajniki jak należy i że powinno zagrać. W ma za to podobno bardzo złe nasienie. On już chce przystępować do in vitro, skoro tak mu kiedyś lekarz powiedział że innych szans nie ma no i przez rok się ciąża nie pojawiła. Tamte wyniki niestety zaginęły podczas przeprowadzki i on ich nie ma. Co do wizyty itp. Bardziej się zastanawiałam czy to nie będzie tak że lekarz zażąda jakichś kserokopii kart pacjenta czy też w jakimś systemie się zaloguje i będzie widać. Bo co do ewentualnego doboru leczenia to myślę że raczej będzie pod kątem partnera (mogę się mylić). Dziękuję wam jeszcze raz za ciepłe przyjęcie, czytałam też poprzednie edycje tematu. Trzymam kciuki za Wasze starania i życzę wszystkim Wam sukcesów i upragnionych ciąż, dzieci, zdrowia i radości
-
Dzień dobry wszystkim Przychodzę do Was z głupim problemem dotyczącym ewentualnego in vitro. Podczytuję Was juz dłuższy czas i wiem, że jesteście zorientowane - jeśli ktoś zechce mi pomóc, będę bardzo wdzięczna. Spodziewam się też fali hejtu, bo to co zrobiłam, chwalebne nie jest. Aż mi wstyd się przyznać, no ale do rzeczy. Dwa lata temu spotykałam się z pewnym mężczyzną - W. Bardzo go kochałam, jednak dla niego była to relacja bez zobowiązań. Nie udawało mi sie tego pchnąć w kierunku związku, a nie chciałam (głupia ja) odpuścić. Dodam, że W. w wieku 15 lat przebył świnkę z zapaleniem jąder i już wtedy po badaniach powiedziano mu, że praktycznie jest bezpłodny. Poza tym z poprzednią partnerką też się nie doczekał dzieci i podobno po badaniach nasienia powiedziano mu, że praktycznie zero dobrych plemników i zostaje in vitro. Pewnego razu spóźniał mi się okres. Nie zabezpieczaliśmy się, jedynie stosunek przerywany i to też niekoniecznie sumiennie. Zrobiłam kilka testów, mimo miesiąca spóźnienia okresu, były negatywne. Wiedziałam też, że jednak trzeba odpuścić ten związek ale ...ka ja postanowiłam mu zagrać na nosie i powiedziałam, że testy są pozytywne i chyba jestem w ciąży (facepalm). On okazało się, przejął się sprawą i zaczął się cieszyć i snuć wizje związku. Ja poszłam do gina i powiedział, że wszystko ok i zaraz dostanę okres i faktycznie za kilka dni dostałam. No i brnęłam dalej w kłamstwo i powiedziałam, że lekarz powiedział że nic z tej ciąży nie będzie, że nastąpi samoistne poronienie, że nie trzeba żadnego łyżeczkowania (bo W. pytał czy jechać do szpitala). No więc dostałam bardzo obfity okres i udałam, że jest już po ciąży... Jednak po tym wszystkim W zmienił swoje nastawienie i chciał być ze mną i zakładać rodzinę. Ja z kolei mniej, bo raz - rok mnie zwodził i miałam dość, a dwa nie chciałam się przyznać do głupiego kłamstwa... Jednak on nie dawał za wygraną i tak oto jesteśmy w związku już ponad rok. Stwierdziliśmy że chętnie będziemy się starać o dziecko. Ja mam 35 lat, a on 39. Jak się nietrudno domyślić, nie jestem w ciąży, a on nalega na in vitro. Bardzo chciałabym mieć dziecko, zegar biologiczny krzyczy, ale boję się, że przy ewentualnej wizycie (z tego co Was podczytuję) będzie trzeba opowiedzieć o poprzednich staraniach itp. i moje kłamstwo może wyjść na jaw... Nigdy potem go nie oszukałam i koniec końców jesteśmy już szczęsliwą parą przez ponad rok... Jedynie to głupie kłamstwo siedzi... Nie mogę się przyznać, bo on do tamtego często wraca wspomnieniami, żałuje że "nie wyszło" itp. załamałby się Myślicie ze da sie zrobić tak, żeby to utrzymac w tajemnicy? Ech, czuję że wyleje się na mnie wiadro pomyj :(