Olek80
Zarejestrowani-
Zawartość
288 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Olek80
-
witam, piszę tu ponieważ jak większość osób zakładających tu wątki, nie mam skąd czerpać już rad, a stoję na poważnym skrzyżowaniu życiowym, i kompletnie nie mam pojęcia co zrobić, może ktoś miał podobną sytuację w życiu i dzięki jego doświadczeniu łatwiej mi będzie spojrzeć na mój problem. Otóż razem z partnerką jesteśmy osobami po 40, znamy się prawie 17 lat, nie mamy ślubu ani dzieci, przez wiele lat w naszym związku układało się dość poprawnie, choć mieliśmy oczywiście swoje za uszami (kłótnie, sprzeczki). Od dłuższego czasu jednak nurtuje mnie jedna rzecz, mianowicie, moja partnerka jest osobą depresyjną (obecnie się nie leczy) co przekłada się na jej problemy z zatrudnieniem, stałej pracy nie ma już ok 12 lat, a ostatnie 5 lat praktycznie jest bezrobotna, początkowo, nie mogę powiedzieć aby mi ta sytuacja przeszkadzała, czułem się męsko, gdy mogłem zapewnić byt naszej rodzinie, nie zarabiam kokosów, ale na jakieś podstawowe życie nam starczało. Przyznaję jednak że ok 2 lata temu (penie przez kryzys wieku średniego) zacząłem analizować niektóre rzeczy, i pojawiło się we mnie początkowo uczucie, że nie żyję tak jak bym chciał. Strasznie się z tym gryzę, bo z jeden strony rozmawiamy o uczuciach, a ja myślę o sprawach materialnych, ale niestety nie potrafiłem skupić tego w zarodku, i takie myśli się rozwijały, 10 lat nie byliśmy na urlopie, przestaje mnie być stać na jakiekolwiek hobby, mój dzień zamyka się na pracy - domu, odpoczynku. Dodatkowo dochodzi kwestia, że nie mamy w żaden sposób zabezpieczonej przyszłości, i nie widzę abyśmy dali radę ją zabezpieczyć przy obecnej sytuacji. Czarę goryczy przelał chyba fakt iż 2 lata temu musiałem pożyczyć pieniądze od rodziców, bo po prostu wpadł nieproszony wydatek którego nie dałem rady ponieść. Więc zdecydowałem się na rozmowę (2 lata temu), że tak dłużej nie może być, że musi się coś zmienić bo ja nie daje rady ... ale nic się nie wydarzyło, mam wręcz wrażenie, że zamiast przybliżyć oddaliliśmy się od siebie jeszcze dalej... i tak, ona zapadała się w swojej depresji, a ja zamiast jej pomóc, chyba złapałem swoją. Nie muszę wspominać iż nasze życie erotyczne na tym ucierpiało, teraz praktycznie nie istnieję (już ponad rok bez żadnej intymności - a to nie pierwszy raz gdy zdarzały nam się takie przerwy). Jesteśmy ludźmi którzy dla siebie przeprowadzili się do innego miasta, każde z nas ma rodziny daleko, nie odwiedzamy ich no bo nie ma za co, to samo stało się z przyjaciółmi, nie dziwie im się ile można proponować spotkanie, i ciągle słyszeć nie. Trwamy w tym naszym świecie który sami zbudowaliśmy, ale ja coraz częściej czuję się jak bym już nie żył. Po kilku miesiącach przyszła pora na drugą rozmowę, znów skończyło się jak na razie na wielkich słowach, ale efekt marny, choć teraz jest pandemia, więc ciężko było tez się spodziewać, że się wszystko naprostuję . Musze też przyznać iż moja partnerka ma charakter dość apodyktyczny, od dłuższego czasu to ona kierowała naszym związkiem, ja, ja usuwałem się w cień, nie chcąc konfliktu w domu, myślę iż robiłem tak, bo nie chciałem podważać jej samooceny tak aby nie pogarszać depresji, zastanawiam się jednak czy chcąc dobrze nie zrobiłem czegoś całkiem odwrotnego, starałem się być oparciem, ale oparcie czasem też musi stawić opór. Czasem myślę, że powinienem się rozstać, spróbować zacząć od nowa, dać i jej i sobie szanse na nowe życie, oczywiście wspomagał bym ja finansowo dopóki nie stanęła by na nogi, zaraz później się jednak ganię za takie myśli, bo jest we mnie gdzieś ta odpowiedzialność za drugiego człowieka, który wydaje mi się że na swój sposób mnie kocha, choć może nie jest to ten sposób którego ja aktualnie potrzebuję ... na co dzień jakoś żyjemy, razem ale koło siebie. Już jednak nie rozmawiamy o przyszłości, nie robimy planów, po prostu żyjemy ... chciałbym zaznaczyć iż z mojej strony nie było zdrady, i nie uważam aby moja partnerka mnie zdradzała ... proponowałem terapię, ale przynajmniej na chwilę obecną ona nie chce się na to zgodzić ... nie wiem jak długo będę mieć siłę aby próbować ratować ten związek, przyznaję że ostatnimi czasy mam wrażenie, że staram się mniej ... i tu pojawia się pytanie do rozwodników, jak poradziliście sbobie z podjęciem decyzji o rozstaniu? Czy da się rozstać aby nie czuć żalu? (wiem niektórym te pytania wydadzą się trywialne...) dziękuję wszystkim
-
a tu to się zgadzam, tylko do samych sformułowań mam ale ... bo nacechowują wszystko negatywnie
-
dużo rozmawiamy, naprawdę, chyba jak na razie podziało to oczyszczająco, jest dobrze, choć zostają takie lęki, że może znów się nie uda ... sam też się otworzyłem, mówię więcej, więc na plus ... co z tego wyjdzie zobaczymy
-
to fakt, jednak dla mnie różnica jest w aspekcie tylko technicznym, traktuje ten związek jak małżeństwo
-
może tak to wygląda z boku, jednak jak na razie mam inną postawę,
-
a zdaje sobie sprawę z tego, na razie staję na nogi pomału, mam nadzieję że coś to da, jestem wręcz pełen nadziej zobaczymy dziękuję wszystkim serdecznie za wpisy, porady, i choć może nie wszystkie wprowadziłem w życie, to naprawdę mi one wiele pomogły, zobaczymy co przyniesie los, jak na razie jestem zadowolony, jak za pół roku będzie znów to samo, cóż ... poczytam wasze wpisy...
-
a no i pewnie nikt nie zabroni, ale zrobiłem rachunek sumienia, powiedziałem prosto z mostu co jest nie tak, i jasno określiłem, albo zmiana albo rozwód, nie z chamstwem i butą, po prostu konsekwentnie, nie wiem gdzie mnie to zaprowadzi, ale dwie ważne kwestie już się poprawiły, może stracę rok czy dwa, bo się to posypie, a może zyskam to że się nie rozstałem ...
-
nie było mnie tu trochę, ponad tydzień temu, wszystko było na krawędzi, postanowiliśmy pracować nad sobą, nie wiem co z tego będzie, nie wiem czy rany nie są za głębokie, mam nadzieję, że chęć zmian jest, przynajmniej tak mi się wydaję ...
-
jak ja nie lubię takich sformułowań ... wyrzucić na śmietnik ... związek jest jak wszystko w życiu, czasem się psuje i nie ma co naprawiać, czasem brakuje już chęci i energii, czasem krzywdy jakiś doznaliśmy są zbyt wielkie, a czasem ludzie pod wpływem zmian, nie są w stanie już być razem... i co mają naprawiać, na siłę być ze sobą ...?? pewnie zgadzam się wiele rozwodów/rozstań wynika ze zbyt szybko podjętej decyzji, wiele z małżeństw dało by się uratować, jednak nie lubię takiego kategoryzowania ... że większość, ... a że na forach są wątki "zostawiłem i żałuję" to mnie nie dziwi, jak się ludzie rozstali i są szczęśliwi nie bujają się po forach a żyją nowym szczęśliwym życiem
-
najpierw to się zastanów czy na prawdę kochasz męża, czy Ci brakuje po prostu bliskiej osoby, super ze się zmienia, ale pamiętaj że życie z doskoku to nie codzienność, którą już przerabiałaś i nie wyszło ... jeśli jednak chcesz, a on się naprawdę zmienił, graj w otwarte kart, tak musi moim zdaniem się stać, bo po rozwodzie będzie ciężko na nowo sobie zaufać ...
-
a ja myślę że o ile zakazywać rodzicom nie może niczego, to oczywiście, że może powiedzieć im o swoich uczuciach i obawach, tylko tak jak człowiek ... a nie po chamsku
-
myślałem, ale pandemia trochę pokrzyżowała mi plany, będę musiał sobie odświeżyć ten temat
-
właśnie tak jest, ostatnio trochę nad tym myślałem, i to jest właśnie element mojej winy w tym związku, mi jest wygodnie w pewny sensie pełnić rolę opiekuna, sprawdzam się w niej, i czuję satysfakcję z tego ze jestem potrzebny ... a teraz po tych wszystkich latach to rzeczywiście jest mi ciężko tak stanąć wyprostowanym ... i powiedzieć głośno czego chcę ... .. dlatego doskonale zaję sobie sprawę że wina nie jest tylko po jej stronie
-
ale jak Cię wyrzucił z domu ... z powodu alkoholu? jak tak to co Ty chcesz ratować?
-
no ja tego tak jeszcze nie oceniam, choć wiem, że to nie jest normalna sytuacja, tak czasem sobie myślę że to chyba ostatni dzwonek, w sensie jak nie pójdzie do pracy ... to ja chyba dalej nie dam rady ...
-
Brak okresu ból pęcherza
Olek80 odpisał Niewidocznamgla na temat w Ciąża, poród, macierzyństwo i wychowanie dzieci
to na pewno ciąża bliźniacza, takie są objawy !! -
tak, ale praca się jeszcze nie rozpoczęła więc sam nie wiem ... to straszne ale mój umysł mi czasem podpowiada że przecież na rekrutację nie jeździłem ...
-
jesteś pewien że nikogo nie ma?
-
no nadal ... nie rozpatruje lat razem jako straty, chciałem z nią być i byłem, były też dobre chwile, i był czas na naukę i wnioski co robić na przyszłość, czy to w tym czy w innym związku, też mam takie dni, gdzie chciał bym uciec, ale chyba jeszcze nie jestem w stanie, nie mam jeszcze wrażenia że zrobiłem na tyle dużo aby w spokoju zaakceptować, iż mój związek się skończył ... więc walczę, małymi krokami, pandemia trochę krzyżuje plany ale cóż ... co z tego wyjdzie nie wiem ... nie mam pojęcia
-
Andrzej, myślałem że ja jestem pantoflem ... ale Ty chłopie ... smutna historia, i to bardzo kochałeś i ktoś to wykorzystał ...
-
tak długo, zdrowo ponad 14 lat, nie to raczej drobne sprawy, chęć zmian codziennych nawyków itd.
-
tak fakt, za bardzo młodych lat się o tym przekonałem, cóż, okazuje się jednak że nie każdy jest może tak pojętnym uczniem
-
żal i tak będzie, ... na razie nie jestem gotowy, to egoistyczne, ale taka jest prawda, gdzieś w głębi kocham jeszcze starą partnerkę, taką miłością która ma już swoje lata, swobodną stateczną, nowa kobieta, to zauroczenie, to ekscytacja ale i obawy ... gdyby ona może okazała więcej chęci było by inaczej, gdyby obecna partnerka nie wykazywała chęci zmian pewnie też ... życie to małe epizody, i tak czasem ciężko jest chyba mówić o nim w ogólnym rozrachunku, no albo ja mam jakieś nie do końca normalne wyobrażenie świata
-
tak, ona doskonale zna całą sytuację, i oczywiście wiem że nie jest jej łatwo, to bardzo mądra osoba, i o ile była bardzo powściągliwa, to wiem, że zapaliłem w niej iskrę nadziei ... cóż takie życie, czasem stoimy przed dwoma drogami ... musimy wybrać jedną niestety ... czy dobrze nie wiem, okaże się za kilka lat ...
-
nie nie dała, no trochę na pewno, jeszcze do niej czuję, nie zerwałem kontaktu całkiem, ale wiadomo, skoro się nie określiłem to nasze relacje się ostudziły ...