Postanowiłam wrócić do pracy, bo już miałam dosyć wiecznego płaczu mojego narzeczone że chciałby wyjść na piwko z kumplami ale nie ma kasy na to lub chce coś pogrzebać w aucie ale nie ma czasu. Nie należę do osób, którzy nie chcąc. Po dwóch tygodniach znalazłam pracę na produkcji, od poniedziałku do piątku po dziesięć godzin. Ustaliłam z ukochanym podczas rozmowy podział obowiązków, byłam zadowolona z tego że będę mieć mniej roboty w domu. Ledwo co minęły dwa dni odkąd zaczęłam pracować, to mój zaczął udawać wielce zmęczonego. Siedzi osiem godzin w burze i prawie nic robi w pracy a do jego obowiązków są to wsadzenie brudnych naczyń do zmywarki, wymiana worków, wyniesienie śmieci i wożenie córki do rodziców przed pracą. Powiedziałam mu, że ja jakoś nie płacze że po dziesięciu godzinach muszę wypełnić swoje obowiązki które mam od niego więcej. Od rana chodzi obrażony, nawet słowem nie odezwał się.
Miłego wieczoru życzę, kochani.