Witajcie. Zatrudniono mnie w styczniu na umowę zlecenie do końca marca. Miałam zająć miejsce dziewczyny, która z końcem stycznia odchodzila .. no właśnie.... wszystko było pięknie... nauczyli mnie co mam robić, jak robić, dostałam swoje biurko, komputer, było pięknie, miałam 8 godzin co robić i jeszcze zostawiłam na drugi dzien niektóre rzeczy. Tej dziewczynie po tygodniu nie wypalilo w nowej pracy I przyszla do szefa prosić o powrót. Zgodził się, bo ona długo pracowała u Niego i była kompetentna. No ale dla mnie zaczal się dramat... Ona niby ma inne stanowisko Ale co z tego skoro wszystkie zadania (nawet te moje) przejmuje ona i wszyscy tacy zadowoleni,bo królowa wróciła. Szkoda, że jak odchodzila to same złe rzeczy mówiła A teraz najlepsze jest to, że przyjęli ją z otwartymi ramionami i szef dał podwyżkę. co za tym.idzie? Ja siedzę po 8 godzin szukając zajęcia,albo sprzątam. Mam naprawdę mało rzeczy do zrobienia odkąd ona wróciła. Jest jeszcze taką plotkara, że nie lubię z nią siedzieć (niestety siedzi ze mna), jest wscibska i wszystko wiedzaca. Odkąd wróciła to jestem tak znerwicowana, że przejęła moje obowiązki i jestem traktowana o wiele gorzej. Nie mam ochoty tu przychodzic I się męczyć. Dyrektor rozmawiał ze mna I nie wiedział jaką Dac mi robotę, twierdził że później coś mi z czasem dołożą. Ale ja nie mam nerwów już. Jestem gorsza od niej we wszystkim I na dodatek nie ma dla mnie roboty A muszę spedzac tu 8 godzin i męczyć się z ta wredna baba. Ja lubię pracować Ale to mnie dobija, ta cała sytuacja doprowadziła do tego, że zaczęłam palić. Jak myślicie, najlepiej zrezygnować wraz z kończąca się umową ? Jeszcze pogadam raz z szefem Ale nie zamierzam tu zostać. Wolę powiedzieć jeszcze raz co mi leży na sercu i podziękować.