Sznurówka
Zarejestrowani-
Zawartość
143 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Sznurówka
-
Przecież ona w ramach tej psychologii pokazała kilka filmików jednego człowieka, który nie ma wykształcenia psychologicznego (ani pokrewnego w zakresie kognitywistyki, socjologii, medycyny, najbliżej mu chyba z filozofią), zrobił ledwo jakiś kurs i dawał psychologiczne wykłady jako wykładowca wizytujący prowincjonalne uczelnie. W dodatku całą działalność prowadzi w tonie komentarza do leczenia narcystycznych zaburzeń osobowości. Ona nawet nie wie SKĄD się powinna uczyć, a co dopiero CZEGO.
-
Ona to wszystko opisuje językiem ucznia szkoły podstawowej, który uczy się jak napisać rozprawkę. „Regularnie ogląda filmy o tej tematyce”. Odróżnia ją jedynie to, że Dorota robi do tego literówki. W jej oczach brzmi to zapewne wyrafinowanie oraz profesjonalnie, ale no jednak Doroto - o dobrym opanowaniu języka świadczy zdolność dostosowania jego poziomu do okazji. A oglądanie filmików na YT w ramach rozwijania wiedzy o czymś, co się podobno uwielbia, to raczej uwsteczniająca taktyka, co najlepiej widać po Tobie.
-
Dziękuję, niestety podejrzewam, że moja obecna praca ma większą płynność finansową. W dodatku cenię sobie projekty rozwojowe.
-
No jak! To prestiż, ale taki na miarę Doroty - taki który można kupić w co lepiej zaopatrzonym Carrefourze Express. Najbliżej od Vitkaca to chyba w tym gdzie Nowy Świat spotyka się z Krakowskim Przedmieściem. Obok jest Costa, więc Dorota miałaby nawet powód żeby się tam udać.
-
Mówisz o lasce, która wypisywała do pracowników LV żeby podawali jej szczegóły dot. opisywanych torebek, a później w swoich profesjonalnych wpisach zdarzało jej się konsekwentnie niepoprawnie deklinować nazwy modeli, strzelając przy tym jeszcze błędy interpunkcyjne. Profesjonalizm! I zero lenistwa!
-
Zapomniała o codziennej lekturze słownika synonimów!
-
Mnie nieco frapuje po co ona publikuje te „nowinki”. Przez cały tydzień jej social media to Telezakupy, w których oferuje przeróżne rabaciki i pokazuje zadowolonych klientów, co jakiś czas dorzucając ofertę jakiegoś sklepu w galerii handlowej. Przerwa na zwierzaki i od nowa. I nagle raz w tygodniu (?) następuje przebudzenie, kiedy to - w stylu sobie właściwym, okraszonym krzykliwymi gifami i językowym niechlujstwem - publikuje jakieś wielce pasjonujące informacje. Czy Dorota naprawdę umyśliła sobie, że to taki interesujący format? Na początku podejrzewałam, że po prostu jakiś sponsor kazał jej coś przekazać w sposób inny niż Dorota ma w zwyczaju, ale wygląda na to, że sekcja została i ma się niedobrze.
-
No jak to, przecież ostatnio pojawiły się świece w kolaboracji z Byredo (większość zapachów koszmarnie nudna, nie przystają do tego, co Byredo oferuje pod swoim szyldem) i dodatki we współpracy z off-white. Ostatnio. Rok temu. Dorota idzie jak burza.
-
Czasem wystarcza bycie szczerym, życzliwym i otwartym na nowe... co też potrafi przysporzyć kłopotu.
-
To bardzo smutne, co piszecie o jej świętach. Nie o tym jak je spędza, bo różni ludzie chcą spędzać takie dni na swój własny sposób. Ale tyle co ona opowiada o tych "tradycyjnych" mężczyznach, no to faktycznie jest to wisienka na torcie tradycyjnego wzorca związku.
-
To o tyle zabawne, że przecież wiele l u k s u s o w y c h marek, gabinetów etc w swoją (ściśle pilnowaną) politykę wpisane ma publiczne ukrywanie cen. Jeśli ma przedstawicieli, to oni również zmuszeni są stosować się do takich praktyk. To tyle jeśli chodzi o te jej standardy elegancji i klasy.
-
Na 99% nie. Wszystkie akcje reklamowe muszą być uzgadniane ze sponsorem - ich sposób przeprowadzania, nagroda, nawet treść postów itd.
-
Nie wiem czy jest sens obrażać jej aparycję. Wygląda jak wygląda. To już większym problemem jest, że przez tylu lat w słowniku synonimów nie dotarła do słowa „partner” ani że po ukończeniu pięciu lat studiów nadal nie wie, że korelacja nie oznacza przyczynowości.
-
Obejrzałam. To jednak niezły kabaret był. Prowadząca na wejściu rzuca żarcikami o „wygibaskach w łóżku”, prowadzący nie zna feminatywu odpowiadającego formie „gość”, Dorota wcina mu się z „dzień dobry” w połowie tego kiedy ją przedstawia, padają wynurzenia typu „taka młoda, a deklaruje, że nie śpi z partnerem”, w jednym zdaniu zwracają się do Doroty po imieniu i per pani, sama Dorota używa słowa „partner” z częstotliwością trzech na zdanie, a na deser „TO NIE SĄ TANIE RZECZY”. Problem zdrowotny faceta nazywa „jego winą”, prowadząca znów żartuje o „spotykaniu się... w wiadomej sprawie” i tak się kręci. Brawa dla pani psychiatrki, która zgrabnie wykręciła się od pytania typu „a to gdzie jeszcze można uprawiać te wygibaski?”. Mniejsze dla Doroty, która próbuje jakoś kauzalnie łączyć różne społeczne zjawiska, a idzie jej różnie, z pewnością nie zjawiskowo. Wyglądała ładnie, uśmiechała się, więcej mówiła, ale sam poziom tego programu... Dorota oczywiście wyśmiała osoby piszące o „tv reżimowej”, bo nie znają znaczenia używanych słów. Tym samym przekreśliła zjawisko żywego języka, oddolnego tworzenia się nowych związków frazeologicznych i z przytupem powróciła do swego niesłychanego puryzmu, który swego czasu nie pozwolił jej zrozumieć nawet najprostszego metaforycznego użycia słowa „rachityczny”.
-
Dorota nie pozwoli widzowi przeoczyć żadnego z detali swojej stylizacji. Na słowo „kokarda” gniecie zwisające końce szarfy, zamaszystymi ruchami wskazuje na spódnice, a wspominając o szpilkach ochoczo klepie się po udach, żeby nikt się nie pomylił co jest czym w prezentowanym zestawie. Myślicie, że z uwagi na coraz szerszy bojkot TVP będą zapraszać Dorotę na cały cykl spotkań? Jak to jest nie spać z partnerem, nie okazywać sobie uczuć z partnerem, nie organizować finansów z partnerem, nie realizować pasji z partnerem oraz - na deser - jak to jest nie przyznawać się publicznie, że się z tym partnerem w ogóle jest?
-
Dorota wpadła we własną pułapkę. Kiedyś była młodą, wysoką, szczupłą blond studentką, w dodatku z jakimiś ambicjami i całkiem sympatyczną (na pierwszych filmach publikowanych na YT bije od niej naprawdę dużo zapału i pozytywnej energii). Z całą pewnością była uważana za atrakcyjną. Po prostu z czasem i przemianą w dojrzalszą kobietę straciła dużo z tego młodzieńczego uroku, a nie zyskała pasji czy otwartości, przy okazji obrażając kogo się da i pastwiąc się nad zwierzętami. Próby utrzymania wizerunku piękności są w takich okolicznościach trudne.
-
Mam tylko nadzieję, że tym razem wybierze coś innego niż wściekle fuksjowa ...enka połączona z wściekle fuksjowymi ustami. I zupełnie szczera rada: Doroto, nigdy więcej nie nakładaj sobie na policzki takich pasów startowych z bronzera. On ma imitować delikatnie rzucony cień lub odrobinę opaloną cerę. Zresztą nałożyłaś go zbyt nisko (i nie jest to jedyny jego problem). Dorota ma małą i cofniętą żuchwę, bardzo blady typ urody, a do tego faktycznie asymetrię w ruchu ust, więc te wściekłym kolorem podkreślone usta nie tylko punktem centralnym jej twarzy uczyniły coś, co być może nie jest jej największym atutem, ale też jeszcze bardziej zaburzyły proporcje...
-
Zasadniczo - tak. Ale masz do czynienia z osobą, która na każdym kroku próbuje napędzać konsumpcję żeby być coraz piękniejszą i piękniejszą - kosmetyki, zabiegi, ubrania, od prawa do lewa. Sprzedaje swoim widzkom wykrzywiony obraz dbania o siebie i konieczności poprawiania wszystkiego. Jak Kerastase się zgłosi to włosów, jak Semilac to paznokci... Kiedy trzeba niszczyć planetę, zasobność portfela i pewność siebie naiwnych kobiet, to Dorota jest pierwsza. Tak zupełnie szczerze to już lepiej zachęcać do badania się u lekarzy, kiedy właśnie mięśnie twarzy dziwnie pracują itd, bo u jednej osoby to tylko nieszkodliwa asymetria, a u drugiej oznaka problemu albo przypadłość, która może do problemów doprowadzić.
-
Zachęciłaś mnie i znalazłam nagranie. Dorota odzywa się w tej wideo-laurce dla perfum Radosława Majdana łącznie trzy razy, a do tego musi biedna wysłuchiwać jak pani perfumiarka opowiada o łamaniu konwencji tego co damskie i co męskie. Dobrze że usiedziała na miejscu!
-
Wiele tego typu asymetrii ruchu rozwiązuje się "zamrażając" nadaktywny mięsień botoksem (czy to ze względów estetycznych czy zdrowotnych), ciekawe czy u niej było to niewskazane.
-
Ciekawe czy zachowa się profesjonalnie, czy w złości zacznie wykonywać nieskoordynowane ruchy, nazwie kogoś nieudacznikiem, na wejściu popełni dwa błędy językowe, a na wyjściu pomyli nazwę telewizji do której trafiła.
-
Część luksusu to dostęp do wykształcenia, zdobywania świadomości estetycznej i rozwijania swojej wrażliwości przez obcowanie z dziełami i tekstami kultury, podróże (nawet te krótkie, do galerii sztuki czy mieszkań znajomych, którzy inwestują w meble czy obrazy), podstawowe obeznanie w konkretnych materiałach, ogólne obycie. Tego nie zastąpi (niestety!) dowolna liczba dodatków w kolorze złotym... Ale z dwojga złego lepiej już zamawiać w ciemno klasyki designu albo meble ze szlachetnego drewna i z tapicerką dobrej jakości, niż realizować ikeowską kopię obrazka wykopanego z Pinterestowego tagu "glam room".
-
Jeśli chce się mieć zrobione dobrze, to niestety trzeba szukać porządnego biura (które się zazwyczaj publicznie nie reklamują tak chętnie) - tam pracują zespoły takie jak przy klasycznej architekturze (to znaczy: nie wnętrz). Wtedy ma się "mistrza" opracowującego wizję, a później poszczególnych specjalistów od ergonomii, od materiałów, od researchu dostawców, kontaktu z podwykonawcami mebli, ludzi od oświetlenia i tak dalej. Wiele osób zdaje się na pojedynczych "projektantów" (wiadomo - student weźmie 50zł/m2, początkujący projektant 100, a znane biura 300-400zł/m2 samego projektu).
-
Weź pod uwagę, że to nawet nie jest żaden salonik z łóżkiem dostawionym na okoliczność potrzeby wyciszenia czy przekształcenia w pokój gościnny ani też nie jest to gustownie urządzona sypialnia w stylu, który np. nie pasuje partnerowi, a Tobie tak. To jest typowy pokój nastolatki z paździerzową toaletką, wielką szafą i łóżkiem. Ona się tam maluje, śpi, przetrzymuje rzeczy, robi zdjęcia na Insta Story, nagrywa filmy na YT... D. powie Wam, że innych mebli nie kupi, bo mieszkanie jest wynajmowane i ludzie tak nie robią. Tak, poniekąd. Spróbujcie wynająć duże mieszkanie, zrobione pod dyktando architekta, wymagającej osobie. Ekspertką od nieruchomości nie jestem, ale ostatnio moi bliscy mieli podobny kłopot. Wiele osób i tak poprosi o wywiezienie przynajmniej części mebli (lub rezygnuje z propozycji aranżera wynajętego na okoliczność prezentacji), bo o ile jadalnię wezmą jaka jest, o tyle mają ulubione cenne kanapy, swoje biurka, przy których pracują, pasujące fotele i tak dalej. To są często pamiątki rodzinne, sprawdzone, niedostępne w Polsce meble, kanapy obite konkretnymi tkaninami i tak dalej. Jeśli nie przywożą swoich, to już na rok czy dwa wynajmu potrafią ściągnąć architekta do rearanżacji.
-
Technicznie jak najbardziej popełniła błąd: "dziubek" ma inną etymologię niż "dzióbek" i oba znaczą co innego. To jakby uznać, że "lud" zamiast "lód" nie jest błędem, bo oba funkcjonują w języku. W poradni językowej PWN to ładnie wyjaśniają.