Zauroczyłam się w najlepszym przyjacielu mojego narzeczonego.
Od 10 lat jestem z Robertem a od 11 lat znam jego przyjaciela Marcina. Z Marcinem "kręciliśmy" zanim poznałam swojego faceta i była między Nami bardzo silna chemia. Świetnie się dogadywaliśmy, ale Nasza znajomość była taka bardziej wirtualna. Jednocześnie utrzymując znajomość z Marcinem poznałam Roberta. I wtedy przypadkiem dowiedziałam się, że Marcin ma dziewczynę. Zerwałam z Nim kontakt, zaangażowałam się w związek z Robertem i tak zleciało 9 kolejnych lat. Mimo, że Marcin i Robert to najlepsi przyjaciele to Marcina unikałam, a jak już z sobą rozmawialiśmy to raczej się kłóciliśmy.
Wszystko było świetnie aż do wspólnych wakacji. Marcin z Żoną, ja z Robertem polecieliśmy w zeszłym roku na tydzień za granicę. Pierwsze 3 dni unikaliśmy się, każda para spędzała czas osobno, a 4 dnia Marcin i Robert postanowili że spędzimy trochę czasu razem. I od tego momentu wszystko zaczęło się obracać przeciwko mnie...żona Marcina i mój facet spędzali czas upijając się, a ja z Marcinem rozmawiając. Okazało się, że mamy masę wspólnych tematów, że dogadujemy się bez słów, że bardzo dużo Nas łączy...potrafiliśmy całe noce siedzieć w dwójkę gadając o wszystkim. Po wycieczce coraz częściej spotykaliśmy się w czwórkę. Gdy Robert i żona Marcina szli spać to my potrafiliśmy siedzieć sami całą noc wygłupiając się i rozmawiając co by było gdyby on nie miał żony a ja Roberta. W końcu między mną a M. doszło do pierwszego pocałunku...a później wszytko już potoczyło się jak z górki...kilka razy byliśmy w łóżku i dosłownie sekundy dzieliły Nas od całkowitego zbliżenia ale za każdym razem albo ja albo on wycofywaliśmy się. Praktycznie za każdym razem całujemy się i coś trochę więcej, nawet jak się nie widzimy to godzinami rozmawiamy przez telefon. I trwa to już rok. Marcin stwierdził, że jestem jego bratnią duszą i że żałuję, że kiedyś nie postąpił inaczej a ja mam jakiś mętlik w głowie. Wiem, że to co robię jest złe, że krzywdzę kilka osób, tym bardziej że M. ma 2 dzieci, ale nie potrafię się od niego odciąć. Za 3 miesiące przed Nami kolejne wspólne wakacje, spotykamy się w czwórkę co kilka dni, a ja z każdym kolejnym spotkaniem coraz bardziej się przywiązuje do M. Nie ma dnia żebym o Nim nie myślała.
Wiem, że to co robię czyni ze mnie sz*ate ale ja tego nie planowałam i nie potrafię w żaden sposób wyjść z tej sytuacji. M. wcale mi tego nie ułatwia bo gdyby on był obojętny to nie zrobiłabym nawet kroku, a to on pierwszy mnie pocałował. Naprawdę coś mnie do niego przyciąga i czuję, że to mogłoby być to "coś" ale z drugiej strony wiem,że skrzywdziłabym za dużo osób.
A teraz błagam o lincz, taki który mnie otrzeźwi i podpowie co mam dalej zrobić.