Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Magdalenka123

Zarejestrowani
  • Zawartość

    114
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

8 Neutral

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Przy pierwszej ciąży słuchałam rad mamy, przez cały okres karmienia unikałam ostrych przypraw, smażonego, produktów wzdymających i bóg wie czego jeszcze. Córka wyrosła mi na alergika, nie wiem czy to ma jakiś związek, ale ogólnie okres karmienia i ta moja dieta były dla mnie okropne. Przy drugim dziecku olałam sprawę totalnie, na 1 dzień po wyjściu ze szpitala zjadłam smażonego schabowego, surówkę z kapusty (kupną!), pączka i pieprzny rosołek taki jak lubię. Dziecku nic nie było. Kompletnie. Więc nie stosowałam żadnej diety, niczego nie wykluczałam, jadłam orzechy, czekoladę, ostre przyprawy, sos czosnkowy, grilla, piłam herbatę z miodem. Jadłam tak jak zawsze, dziecko nigdy nie miało żadnych kolek, bólów brzucha, problemów z wypróżnianiem. Obie karmiłam 9 miesięcy, obie odrzuciły w tym czasie cyca i żadna z nich nie zaakceptowała żadnego mleka modyfikowanego. Jedna ma już 2 lata, druga 10, obie zdrowe, z dobrą morfologią. Jak widzę dzieci 2 letnie jedzące papki to, aż mnie skręca. Moje nigdy nie były na żadnych słoiczkach, gotowałam im sama. Roczne jadły już praktycznie wszystko, więc nie było osobnego gotowania. Pozdrawiam, i trochę luzu w tym karmieniu życzę!
  2. 2 córka urodzona w połowie czerwca, kilka dni była tylko na długi rękaw, później już krótki, ewentualnie w wózku przykrywałam ją pieluszką tetrową. 2 córka jest z końca lutego. W domu miałam normalną temperaturę (ani gorąco, ani zimno) i pierwsz dni była na długi rękaw, a później już tylko na krótki. No na dwór wtedy to co innego, bo zima była. Zawsze kierowałam się intuicją, a nie książkami. 1 córkę miałam jak skończyłam ledwo 18lat więc byłam zielona. Pamiętam stres przy pierwszych kąpielach, miałam 3 różne termomentry, ustawiałam temperaturę wody Książkowo. Za każdym razem mi płakała. Aż w końcu olałam termometry, nalałam wodę na oko, czułam, że jest chłodniejsza niż zwykle i od tamtej pory było zero płaczu przy kąpielach. Wszyscy mówili, że ją w zimnej wodzie kąpie, ale jej taka odpowiadała i do tej pory jej tak zostało, a ma już 10 lat Od tamtej pory nie stosuje się do żadnych reguł i książek, kieruje mną intuicja i na tym wychodzimy najlepiej:)
  3. Napiszę na wstępie, że jutro lecę po test... Przy moich dwóch ciążach miałam plamienia implantacyjne, więc mniej więcej wiem jak to wygląda. W zasadzie nie chciałam mieć już dzieci, więc założyłam w listopadzie wkładkę niehormonalną. Przez cały ten czas miałam bardzo obfite miesiączki. Z tego powodu brałam wtedy cyclonamine (bez tabletek okres trwał nawet dwa tygodnie). Myślałam, że w tym miesiącu sytuacja się powtórzy. Jednak od 4dni mam plamienia... tzn codziennie od 4 dni jest moment, że poleci trochę krwi, ja zakładam podpaskę, a tu wychodzi, że nie potrzebnie bo dalej jest już czyściutko. I tak jest już od 4 dni. Dzisiaj krwi polecailo mi więcej, już byłam pewna, że to na pewno okres... a tu znowu lipa. Sprawdziłam sobie sznureczki i wydają mi się trochę dłuższe. Dzisiaj miałam też zawroty głowy co mi się na codzień nie zdarza. Co myślicie? Dodam, że plamienia zaczęły się 1,5tygodnia od spodziewanej miesiączki. Niby mało prawdopodobnie, że to ciąża, ale jednak siedzi mi to gdzieś z tyłu głowy. Czy test wykonany po południu, a nie rano będzie już wiarygodny?
  4. Moja ma 1,5 roku. Odrzuciła pierś w 9 miesiącu i od tego czasu nie pije mleka w ogóle. Odkąd skończyła rok je dosłownie wszystko to co my. Ja nie bawiłam się w kupne słoiczki. Uważałam, że to bez sensu skoro ja i tak zawsze gotuje w domu. Czasami ma wybredne dni i np woli zjeść na kolację suchą bułkę niż np jajka czy co my tam akurat jemy i nie robię z tego dramatu. Wiem, że jakby była głodna to by zjadła to co my i tyle. Co do porcji to dostaje zawsze taką normalną, tzn wiem, że nie zje wszystkiego i zawsze coś zostawi ja ogólnie jej nie karmię, je sama tylko z zupami jej pomagam bo zawsze tylko gęste wyje bo jej się z łyżki wylewa jeszcze Na śniadanie i kolacje je np naleśniki, kanapki, robiony przeze mnie pasztet z królika, czasami płatki, budyń, mannę ze swojskim sokiem i owocami, gotowany groszek (bo uwielbia) i do tego np grzankę z naszymi dżemami ,czasami je tosty, jakieś placki, pasty jajeczne jak zrobię, twarożek ze szczypiorkiem, chleb smażony w jajku jak mamy ochotę, czasami zje tylko samą szyneczkę albo 1 kabanosa jak ma gorszy dzień Na obiady to tak jak wcześniej mówiłam. Je to co akurat ja zrobię. Gołąbki, mielone, schabowe, bitki w sosie, pieczone mięso wieprzowe z warzywami, albo po prostu pieczony kurczak kaczka , królik, zrazy, jakieś zapiekanki, spaghetti, lubi też makaron penne ze szpinakiem w sosie z czosnkiem. Surówki to takie jak zrobię to dostaje, ale nie zawsze każdą zje. Kiszone ogórki, papryka konserwowa, wszystkie zupy, kopytka, pyzy itd. A i jogurtów nie je w ogóle, nienawidzi i ma od razu odruch wymiotny, tak samo jak te musy owocowe w tubkach. W międzyczasie daje jej np jabłko, gruszkę w całości ze skórką, bo ja jej nie kroje tego ani nie obieram, bo po to ma zęby żeby ich używać. Ogólnie je wszystkie owoce oprócz truskawek (to chyba po mnie :)) i bananów. Je surową marchewkę, ogórka, pomidorki koktajlowe, albo co tam akurat mam pod ręką. Je też ciasta jak zrobię, kocha slodycze jak każde dziecko ale dostaje po jedzeniu jak już. Je też orzechy, miód itd. Nigdy nie miała żadnego uczulenia. Na starszą chuchałam i dmuchałam i teraz ma takie uczucielnia, azs że głowa mała. Wszystko dosłownie je. Jak zje to zje, jak nie to znaczy, że nie jest głodna i nie szykuje jej specjalnie czegoś innego. Pierwsza córka była od małego wybredna i szykowalam jej osobno jedzenie które ona lubi. Teraz ma 9 lat i jest takim niejadkiem, że masakra. Przy drugiej córce już nie popełniłam tego błędu. Dzisiaj była niedziela, babcia o 18 dała jej batonika, zjadła całego. No i głodna nie była. Na kolacje zjadła 3 plasterki szynki i poszła spać. Nie dramatyzuje z tego powodu jak przy pierwszej córce. Raz nie zawsze Owoce i warzywa z naszego ogródka. Kaczki, gęsi, kurczaki i króliki też nasze swojskie no i jaja. Ogólnie robię mnóstwo przetworów i córka nauczona jest na wszystko. Pozdrawiam
  5. Mam 27 lat. Urodziłam pierwsze dziecko jeszcze w liceum. Skończyłam bo pomagała mi mama. Poszłam na studia, ale zaoczne. Pracowałam na czarno jako sprzątaczka. W międzyczasie poznałam faceta, zamieszkalismy razem i urodziłam drugie dziecko. Prawo jazdy zdałam za 4 razem. Nie jestem idealnym kierowcą. Teraz wychowuje dzieciaki, młoda ma skończony roczek, nie pracuje, zajmuje się domem, dziećmi, ogrodem itd. Czy uważam się za nieudacznika? Nie. Odchowam dzieci i pójdę do pracy. Nie patrz na innych tylko rób swoje. I się nie zadręczajbo to do niczego nie prowadzi. Mi też było przykro jak znajome rozwijały się zawodowo, a ja siedziałam w domu z dziećmi i sprzątałam na czarno. Ale już mi przeszło. Zdążę się w życiu napracować, rodzina jest najważniejsza.
  6. No jak domownicy chodza co chwilę z domu na dwór to bez sensu... nie będę zamykać przecież drzwi na klucz jak dzieciaki latają ciągle z podwórka do domu i na odwrót. Co innego jakbym wychodziła z domu raz czy dwa razu dziennie na dwór, ale tak to ni widze sensu zamykania drzwi za każdym razem jak dzieci wyjdą na dwór się pobawić. Jakoś ja nie mam w zwyczaju otwierania sobie u kogoś bramy wjazdowej i wchodzenia do domu nie używając ani dzwonka ani nic. To jest chore. Równie dobrze mogę sobie po domu latać na golasa i nikomu nic do tego skoro jest dzwonek to powinno się z niego korzystać. Dla mnie to brak kultury i tyle.
  7. Mam dość. Mieszkam z mężem i dziećmi w domu, który odkupił od swoich rodziców. Problem w tym, że nie mieszkają już tutaj rok, a oni dalej wchodzą tu jak do siebie. Aktualnie nie korzystamy z parteru, ponieważ wymaga on remontu. Mieszkamy na piętrze, a dół stoi pusty. Oczywiście schodzę tam praktycznie tylko po to, żeby podlozyc do pieca. Rodzina męża wchodzi do domu jak do siebie. Dzisiaj z racji, że miałam leniwy dzień, po wstaniu rano nie ubrałam się od razu. Poszłam na dół, żeby pozamiatać w majtkach i koszulce tak jak spałam. I słyszę, że wchodzi siostra męża... nawet nie miałam jak szybko ubrac spodni, bo dół stoi pusty. Zrobiło mi się głupio. Mam dosyć tego, że nie mogę się czuć w domu swobodnie. Rodzina męża wchodzi tu jak do siebie, bez dzwonienia, pukania itd jakby to dalej było ich i jakby dalej tu mieszkali. Nawet bramę wjazdową sobie otwierają. Czy powinno być mi głupio, że chodziłam sobie bez spodni po wlasnym domu? Czy wy serio wszyscy od razu się ubieracie jak wstajecie rano, gdy macie wolne? Patrzała na mnie jakby była tym dosłownie oburzona. Drażni mnie to już. Przecież nie będę zawsze pilnowała żeby drzwi do domu były zamknięte, skoro bramę mamy zawsze zamkniętą... no mam rację czy nie? Bo mąż nie widzi problemu. Mówi że tu do domu zawsze się tak wchodziło i zostało im to w nawyku. Żałuję, że odkupilismy od nich ten dom zamiast znaleźć sobie coś innego...
  8. Daj sobie spokój. Przeczytaj wszystkie moje komentarze i później komentuj. Potrafi batona tydzień nosić, a później go wyrzucam bo jest pokruszony. Gównoburza o nic. NIECH KAZDY POSTEPUJE ZGODNIE ZE SWOIM SUMIENIEM. TROCHE ZYCZLIWOSCI.
  9. Nikt nie musi mi wierzyć. Ale wydaje mi się, że jak dziecko ma od małego przykład od rodziców to później sam nabiera takich nawyków. Jak dziecko widzi rodzica ciągle na telefonie to też będzie chciało. A jak tata wiecznie siedzi z książką to i dziecko weźmie z niego przykład. Tyle w temacie.
  10. Nie zjadamy znajomi kupują u nas produkty, mam w zwyczaju zapraszać ich na kawę to i ciacho zawsze czeka. Zdarzają się osoby, które jadą do nas specjalnie po 1,5h, dziwne, żebym ich na kawę nie zaprosiła. Nie jestem świnią. A o mojego męża nikt nie musi się martwić. Jest dorosły, nie muszę pilnować tego, ile je słodyczy, bo sam wie, że nie może. Zresztą temat dotyczy dzieci. Jak córka nosi tydzień kitkata do szkoły i później bo wyrzucam bo się po prostu pokruszy to myślę, że nie ma tragedii skoro przez cały tydzień w szkole wolała sobie schrupac papryka zamiast tego batonika. A jak kupię 3 garści cukierków i leżą na stole 2 tygodnie to wydaje mi się, że wiem ile ich córka zjadła. Do domu zakupy robię tylko ja, więc wiem ile czego nam schodzi. Swoją drogą słodyczy najwięcej jem ja. Bo uwielbiam, kocham i sobie tego nie odmówię. Ale nie pożeram ich przy córce, niech widzi, że mama woli zjeść jabłuszko od czekolady. A niech ma jakiś przykład. Nie chce mi się już więcej tłumaczyć. Jemy zdrowo i tyle.
  11. No widzisz, a my sok jabłkowy mamy swój. Sam czysty sok z naszych jabłek, bez grama cukru. W tym roku robiłam nawet sok z marchwii dla niemowlaka, bo nie kupuje tych bobofrutów i gerberów (o zgrozo prawie 5zl butelka...) musy owocowe też robiłam i wekowałam na zimę dla młodej, starsza też je lubi. A ciasto prawie zawsze jest na stole, bo szkoda mi wyrzucać jajka, jak mamy za dużo. Także jak najbardziej się opłaca mieć "swoje" i myślę, że batonik, cukierek, albo popcorn raz na dzień nam nie zaszkodzi.
  12. Ludzie na wsi niczym się nie różnią od tych mieszkających w mieście. Nie wiem skąd w ludziach to przekonanie, może kiedyś faktycznie tak było, ale teraz młodzi mają pojęcie o zdrowym trybie życia, a Ci, którzy mają chęć to korzystają ze swojej ziemii uprawiając chociażby swój ogród, pielęgnując sad, albo hodując zwierzęta. Faktycznie jest to pracochłonne, ale też daje nam poczucie spełnienia. Ja w mieście nie jestem w stanie wytrzymać cały dzień, od razu dostaje migreny i potrzebuję swojego spokoju. Racja jest w tym, że coraz więcej osób, którzy mieszkają na wsi, w ogóle nie korzystają z tych dobrodziejstw, które daje im pole, ziemia i kupują tylko i wyłącznie w sklepach. Ja mam dużo swoich owoców i jest mi po prostu szkoda je marnować, dlatego wszystko przerabiam. A jak widzę ceny warzyw w sklepie, gdzie nawet nie wiem ile mają w sobie chemii to ja już wolę kupić sobie te nasiona i zasiać sobie ogród. To jest po prostu oszczędność. Kury, krowy, owce hodujemy, bo dlaczego mamy tego nie robić skoro ziemia je wykarmi. No i oczywiście są też z tego pieniądze, bo bardzo dużo osób kupuje od nas nasze produkty i o dziwo coraz więcej jest młodych ludzi. A jesli chodzi o schabowego z ziemniakami to oczywiscie uwielbiam, bo tak jadłam bedac dzieckiem, jednak mąż ma nadciśnienie, w domu niemowle, więc nie będę ich faszerowac schabowymi No i jeszcze raz na sam koniec powiem, że opłaca się hodować cos dla swojej konsumpcji! Jakbym miała kupić tyle warzyw, owoców i mięsa w sklepie to bym poszła z torbami. Wolę sobie kupić parę paczek nasion marchwi za kilka zł i mieć marchewkę na cały rok - kosztuje mnie to tylko tyle, że raz na jakiś czas oplewie ogród i podleje co drugi dzień. A i jeszcze połowę się sprzeda w cenie sklepowej, bo dużo ludzi woli zaplacic tyle samo co w sklepie, ale z pewnością, że bez chemii. No bo takie warzywa też inaczej smakują. Dla mnie np marchew ze sklepy jest "jałowa" w smaku
  13. Słodycze w domu są zawsze, nikt nikomu nie zabrania ich jeść jak ktos ma ochotę i o dziwo córka wcale nie je ich zbyt dużo. Przykład: na stole półmisek cukierków, a drugi półmisek owoców. Córka przychodzi, bierze gruszkę i idzie się bawić dalej.
  14. Miałam to samo. Trzymałam jej palca prosto w du... W końcu wybuchłam, miałam jej dość, bo prawie zniszczyła mi rodzinę i to nie raz, nie dwa. Teraz z nią nie rozmawiamy. Fakt co się rodzinie nagadala nazmyslonych historii to inna sprawa, ale ja już mam święty spokój i to jest dla mnie najważniejsze. Od toksycznych ludzi trzeba się odcinać, a nie zastanawiać się jak ubrac coś w słowa, żeby ich nie obrazić. Nie popełniaj tego błędu co ja popełniałam przez kilka lat, bo to nie wróży nic dobrego.
×