Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Zuzanna.

Zarejestrowani
  • Zawartość

    960
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Zuzanna.


  1. 3 godziny temu, Strusio85 napisał:

    Dziewczynki. 

     

    Mam dwie informacje .

     

    1. Jestem po wizycie i dostałam zielone światło do transferu 🥰 na USG wszystko pięknie, endometrium odpowiedniej grubości w f.lutealnej, zero torbieli. Już umówiłam się na badanie allo mlr do Łodzi na początku sierpnia i jak dobrze pójdzie to transfer może odbędzie się już we wrześniu. 

     

     

     

    2.Martwi mnie tylko jedna rzecz... Od wczoraj zaczęłam mieć skurcze podbrzusza/ bóle miesiączkowe. Myślałam, że to tymczasowe ( do okresu jeszcze kilka dni). Dziś od poludnia walczę z klociem po prawej stronie podbrzusza ( albo jajnik albo macica - ciężko stwierdzić ale ciągle to samo miejsce- jakby wbijanie igly). Lewa strona kompletnie niewzruszona.

     

     Miałam iść na rower ale nie jestem w stanie się wyprostować. Leżę zwinięta w kłębek - dołożyłam progesteron bo zwykle mam kiepski ( miałam w tym cyklu owulację ,wiec nie zaszkodzi ) i zdycham...zrobiłam sikańca bo zwykle nie mam takich boli normalnie ale wyszedł negatywny. Jeśli to nie ciąża to co to może być ? Któraś może miała podobnie? ...żeby tylko to nie było nic złego 😬😔

     

     

    👊✊ Teraz musi się udać 🙂

    • Like 1

  2. 8 godzin temu, AsiaWin napisał:

    Dziewczyny! Jestem już po, czuję się rewelacyjnie 😉 pobrali 7 kumulusow 😀 jutro zadzwonię do laboratorium ile było dobrych do zapłodnienia i ile się zaplodnilo 😀 dziękuję za Wasze wsparcie i kciuki które na pewno pomogły! Jesteście najlepsze!

    👊✊😘

     

    Dnia 17.07.2022 o 16:02, Iskrzynka napisał:

    Co u mnie? Hmmm....

    Ostatnio, jak tu byłam aktywna, to pisałam, że androlog, u którego był mąż ze swoimi wynikami, powiedział mu wprost, że mamy  dać sobie spokój, bo ja się tylko wykończę kolejnymi stymulacjami, próbami ivf, transferami itd., a z jego wynikami i tak nic z tego nie będzie. Odebrało nam to całkiem nadzieję. Zbiegło się to z poważną sytuacją z córką. Załamałam się, przestałam już bronić przed leczeniem depresji i zgodziłam się brać leki (chodzę też na psychoterapię). Równocześnie postanowiłam dokończyć to, co miałam jeszcze zlecone przez moją obecna panią doktor, na zasadzie domknięcia pewnego etapu i ostatni raz iść do niej ze wszystkimi wynikami, choćby tylko po to, żeby się pożegnać.

    Miałam wtedy do zrobienia jeszcze hsg (podejrzenie wodniaka w jajowodzie), na które poszłam po 3 miesiącach walki z infekcjami, na które wzięłam chyba z 5 różnych leków. Byłam już na oddziale i za chwilę mieli mnie zawozić na badanie, dostałam dożylnie silny środek przeciwbólowy, po którym nagle w momencie cały świat zaczął mi wirować, zaczęło robić mi się słabo, ciśnienie zaczęło spadać, przenieśli mnie migiem z wózka na łóżko, dali jakiś zastrzyk, potem kroplówkę i po chwili wróciłam do żywych, ale lekarz po tym incydencie stanowczo odmówił wykonania badania wtedy i już zawsze. Byłam wtedy już tak zrezygnowana i obojętna, że nawet mnie to nie zdenerwowało. 

    Poszłam więc do mojej dr bez tego badania, z beznadziejnymi wynikami męża i z informacją, że biorę leki przeciwdepresyjne, skoro i tak jesteśmy bez szans. A ona zobaczyła wyniki męża i stwierdziła, że szanse są jak najbardziej, tylko mąż musi przez minimum 3 miesiące brać rozpisane przez nią suplementy, poza tym trzeba zastosować odpowiednie techniki przy ivf i wszystko się uda, że skoro hsg mi nie wypaliło, to proponuje zrobić laparoskopię z badaniem drożności i ewentualnym usunięciem wodniaka, jeśli okaże się, że tam jest. Że potem możemy zrobić od razu stymulację i ivf, żeby nie tracić czasu, bo leki, które biorę temu nie przeszkadzają, a do transferu podejdziemy, kiedy będę już gotowa na zejście z nich i na sam transfer. W mężu po tej wizycie znów obudziła się nadzieja i nadal chce, żebyśmy mieli razem dziecko i o nie dalej walczyli.

    No więc na tę chwilę czekam na laparo, które mam mieć planowo pod koniec sierpnia, a mąż się koksuje przed ewentualnym ivf, ale szczerze nie wiem, czy ma to wszystko jeszcze sens, czy jestem gotowa na dalsze działania i czy kiedykolwiek jeszcze będę, czy mam na to siłę i czy będzie nas na to stać. Od maja w zasadzie cały czas jestem na L4, w mojej pracy zaczęły się zwolnienia (jedna koleżanka z mojego zespołu jest już na wypowiedzeniu), mnie też to czeka, gdy wrócę. Nawet mi to pasuje, bo mam dość tej pracy, poza tym gdy wręczą mi wypowiedzenie, nie będę już miała wyrzutów sumienia, gdybym pod koniec sierpnia znów miała iść na L4 (po laparo). Poza tym zwalniają z wypłacaniem dodatkowej odprawy, więc byłyby jakieś środki na ewentualne dalsze starania. No  tylko co potem?

    Coraz częściej myślę sobie, żeby kupić sobie pieska, małą białą kuleczkę maltańczyka i już ani przez chwilę nie myśleć o dziecku, ale mąż nie chce ani jednego, ani drugiego.

    Z pozytywów, córka jakoś wyszła z kryzysu (a była już prawie po drugiej stronie) i na tą chwilę jest u niej stabilnie, z cichą nadzieją, że może zdarzy się cud i wróci w końcu do względnego zdrowia.

    Musi być dobrze, trzymam bardzo mocno ✊👊🙂

    • Like 2

  3. 44 minuty temu, Strusio85 napisał:

    Mnie strasznie jednak korci podwójny transfer🤪moja gin niechętna- bo ewentualną ciąża bliźniacza  bardziej zagrożona itp.ale szczerze- z tego co czytam-  wcale nie tak często z 2 zarodków jest ciąża bliźniacza. Częściej zostaje 1 a i też często niestety nie przyjmuje się  nic. Mam 5 blastocyst i nie sądzę, że będzie mnie stać na ewentualne 5 transferów ..zarodki te co zostały już raczej średnie (3*3bb i 2*2 bl) więc chciałabym zwiększyć swoje szanse na przyjęcie choć 1 podając 2. 

    Ja też bym wzięła dwa 🙂


  4. 8 godzin temu, Kasia.Ch napisał:

    Ja czekam niestety na poronienie 😞 odstawiam dziś leki i jeśli do środy sie samo nie oczyści to szpital. Jutro mam roczek córeczki w restauracji - mam nadzieje ze tam sie nie zacznie. Chociaż najgorszy scenariusz to szpital - nigdy nie zostawiałam córeczki na noc ani dłużej niż na dwie godzinki. I martwię sie jak to zniesie. 
     

    Na usg jest pęcherzyk z ciałkiem żółtym czy co to tam powinno być. Ale beta ciagle słabo rośnie. Przedwczoraj np. 1750 a dzisiaj 2200. A super się zapowiadało beta 9dpt 270 a 11 dpt 580. A juz za kolejne 5 Dni tylko 890. I 

    najgorsze ze dwa cykle po poronieniu musze odpuścić. Czyli musze wrócić z macierzyńskiego do pracy w sierpniu i Soniusię posłać do zlobka a miałam nadzieje ze uda sie bez tego. 

    Bardzo mi przykro kochana:-( . Buziaki dla córeczki 


  5. 1 godzinę temu, Ej Wu napisał:

    Dziewczyny, jak to jest z czerwonym winem? Czytam sobie tak dla siebie co jeść, co robić i czego nie robić przed procedura (po raz kolejny) i spotykam się z artykułami gdzie polecane jest czerwone wino. Lampka na tydzień. Nigdy w czasie procedury nie dotykałam alkoholu ale wyczytałam ze lampka czerwonego wina poprawia ukrwienie macicy i sama nie wiem co o tym sadzić. Hit czy mit? Oczywiście zapytam lekarza na wizycie ale jak było u was? Podobno lekarze nawet zalecają? To prawda?

    Wytrawne działa dobrze na endometrium. Ja piłam od 6 dnia cyklu do zaczęcia brania progesteronu 

    • Like 1

  6. 14 minut temu, Kasia.Ch napisał:

    Myśle ze jedynie usg coś tu powie … 

    ja wczoraj 873 dzisiaj 1120. Jutro znowu mam badać. Generalnie beta nie spada tylko słabo rośnie 😕 

    👊✊ aby było wszystko dobrze 

     

    5 godzin temu, Marta0308 napisał:

    Dziewczyny tydzień temu 

    Beta 737,2 

    Dzisiaj tylko 3567 😞

    znów chyba nic z tego 😞

    Trzeba wierzyć, musi być dobrze ✊👊


  7. 38 minut temu, Marta0308 napisał:

    Dziewczyny dzisiejsza beta 737,2 

    Super 🙂

     

    2 godziny temu, Jennn napisał:

    Dziewczyny wróciłam z USG. Jest serduszko i wszystko wygląda prawidłowo. Byłam tak zestresowana tą wizytą, że nawet do mnie nie dochodziło co widzę na monitorze i że to się dzieje naprawdę😆

    Bardzo się cieszę 🙂


  8. 18 minut temu, Iskrzynka napisał:

    Ech... Nie ma co pisać, nic pozytywnego u mnie 😔.

    Z moją córką jest bardzo źle, ja jestem w bardzo kiepskiej formie psychicznej i w zasadzie zostałam zmuszona przez lekarza do brania leków przeciwdepresyjnych, przed którymi bardzo się broniłam, ale pani dr stwierdził, że w takim stanie i tak nie donosilabym ciąży, gdyby mi się teraz ona przytrafiła i do 45 r.ż.mam jeszcze na to czas (no wątpię), a teraz muszę przede wszystkim zadbać o swoje zdrowie. Przez to wszystko znów jestem na L4 i w pracy jestem już na wylocie, kwestia miesiąca max dwóch i dostanę wypowiedzenie.

    Poza tym mąż zrobił kilka dodatkowych badań, skonsultował swoje wyniki z andrologiem, który, jak je obejrzał, powiedział mu, że z takim nasieniem nie mamy szans na ciążę nawet z ivf i mamy dać sobie spokój, bo wydamy tylko kupę kasy, ja się wykończę, a i tak nic z tego nie będzie.

    Także chyba przyszedł niestety definitywny koniec u nas.... 😔

    Kochana jesteśmy z Wami 😘

    • Like 1
×