Witam. Powiedzcie mi jak to widzicie. Od półtora roku jestem z facetem. Ja 24 lata on 25. Oboje pracujemy. Wynajmuje sama kawalerkę. Od bardzo dawna mam pewien problem z moim facetem i jego sytuacja.
Gdy zepsuje mu się auto sprzedaje je, twierdząc że nie opłaca mu się go naprawiać, kupuje kolejne i gdy okazuje się, że też trzeba w nie troszkę zainwestować by naprawić drobne usterki, nie robi tego, pojezdzi nim trochę aż pojawi się coś poważniejszego droższego do naprawy i znów sprzedaje. Dodam, że kupuje te auta od kolegi który jest mechanikiem i bierze je u niego na raty. Ciagle nie ma przez to pieniędzy. Bo ciągle jakieś spłaty. Można powiedzieć że po części ja go utrzymuję, jego interesuje tylko to aby mu zostało na paliwo do pracy i od czasu do czasu pojechać do rodzinnego domu. Przyjeżdża praktycznie codziennie po pracy, gotuję obiady za swoje pieniądze, oboje palimy, ja bardzo mało bo paczka dla mnie samej wystarczyła by na kilka dni ale jak jest on to bierze ode mnie i kończy się nawet nie po całym dniu, a wcześniej. Nigdzie nie wychodzimy bo on ciągle nie ma pieniędzy, dosłownie nigdzie. Ja rozumiem, że jest czas pandemii ale kurcze ciezko nawet o to by podjechać do sklepu oddalonego o kilometr bo twierdzi że oszczędza paliwo, że nie ma paliwa albo coś innego. Tak jak np teraz, wieje, boli mnie brzuch bo mam zapalenie pęcherza jestem strasznie głodna, trzeba zrobić zakupy a on twierdzi żebym poszła bo nie ma pieniędzy by kupić jakiś olej do auta i nie możemy jechać. Więc chyba będę musiała się przejść i dźwigać siaty bo nawet nie ma nic w lodówce, lub czeka aż zaproponuje mu ze kupię ten olej do auta i wtedy pojedziemy. Nie jestem jakas księżniczka, bo lubię spacerować więc problemem to by nie było gdyby nie to jak się czuje. Ani też nie jestem jakas materialistka ale mam wrażenie że odkąd jestesmy razem i ja ledwo sobie radzę finansowo. Często jest tak że gdy wiezie mnie w moje rodzinne strony, polowe drogi słucham że amortyzatory do wymiany przeze mnie bo mnie wozi po dziurach (moja rodzina mieszka w małej wsi, stan dróg na niektórych odcinkach jest zły) że coś tam jeszcze ze to tamto, że coś puka stuka przez to że mnie tam zawiozl ale czy ma prawo tak wogole myśleć ze w aucie psuje się coś przeze mnie? On do siebie do domu ma mniej więcej tyle samo kilometrów co ja do swojego, dodam że gdy jedziemy do mnie ja płacę mu za paliwo z dwa razy więcej niż on tankuje gdy jedziemy do niego. Zawsze wtedy gdy mu place twierdzi że auto akurat dużo pali bo coś tam jest nie zrobione a gdy jedzie do siebie problem nagle znika i może tankować za grosze. Może w tym jest też trochę mojej winy, bo sama się na to wszystko godzę. Ale powiedzcie mi. Czy powinnam trochę inaczej na to patrzeć, bo ma te raty za poprzednie auta, długi czy to nadal mimo tego nie jest normalne, że facet w tym wieku tak żyje? Nie chce się martwić o to czy będę miała za co żyć, bo odnoszę wrażenie że jego to kompletnie nie martwi. Ja mam zawsze mieć pieniądze i kropka. Tak to wygląda. :(((