Witam
Czy ktoś pomoże mi spojrzeć obiektywnie na problemy z moimi teściami? Bo już sama nie wiem, czy przesadzam...
Otóż są to moim zdaniem ludzie-pasożyty. Osoby dobrze zarabiające, które zwiedziły już prawie cały świat, wydające masę pieniędzy na siebie. I OK to ich pieniądze, ich sprawa, ale...
Przez 5 lat związku z moim mężem nigdy nie zostaliśmy do nich zaproszeni na Święta lub inne uroczystości. Zawsze nawiedzają nas oni, wyjadając oczywiście wszystko ze stołu. Przyjeżdżają i wakacjują u nas co jakiś czas, oczywiście wszystko na nasz koszt. Gdy przyjeżdżają na Święta, nie przyniosą ze sobą nawet kawałka ciasta. Oprócz nas nawiedzają również swoich znajomych i dalszą rodzinę teściowej, która ma ich już serdecznie dość (wiem o tym, że niektórzy udają, że nie ma ich w domu, żeby ich nie przyjmować).
Wszyscy mają podobne odczucia do moich, bo u nich wizyta na kawę oznacza około 6,7 godzin siedzenia w czyimś domu i objadania ich oraz oglądania wszystkich kątów domu... Tak, wścibscy są na maxa.
Oczywiście, wizyta tygodniowa kończy się codziennym odwiedzaniem w porze obiadowej kogoś innego i siedzenia u niego pół dnia.
Teściowie przeprowadzili się w rodzinne strony teścia, kupując tam małe mieszkanie, w którym rzadko przebywają, ponieważ są albo na wycieczkach, albo wpraszają się do nas. W mieście wynajęli swoje stare mieszkanie robotnikom z kopalni za ogromne pieniądze miesięcznie, a przyjeżdżając, zatrzymują się u nas i korzystają ze wszystkiego. Nie wspomnę już o tym, że wnuk, czyli nasz synek dostaje od nich jakieś ochłapy na prezenty, a ostatnio nawet nic mu nie przywieźli.
Można powiedzieć, tak, wszyscy się na to zgodziliście, ale ja nie mogę udawać, że nie ma nas w domu, to matka mojego męża...
Błagam o poradę, jak mam z nimi postąpić, jak ograniczyć kontakt, żeby mąż się nie obraził...