Mam taki sam problem , od 20 lat - ale wiem, że wszystko zakończy się tu jak większość czyli rozwodem, nie mam nadziei i nie chce juz jej mieć. Mąż absolutnie nie dopuszcza myśli o uzależnieniu - twierdzi, że może w każdej chwili przestać, ta karuzela trwa już 20 lat. Tak przestaje na chwilę, potem znów jest to samo. Jednak nigdy nie byłam tak pewna jak w tej chwili, że to koniec, że rozwód to jedyna szansa na zmianę życia. Mam dopiero 40 lat. I ogromną szansę na to, że jeszcze przeżyje życie pełną piersią. Pozostając u jego boku będzie równoznaczne z podjęciem decyzji o przegranej w życiu. Pomaga mi w tym przekonaniu moja terapeutka, która mówi wprost , to co dokładnie padło już na tym forum, że jest to choroba , która prowadzi do śmierci, sam się nie uleczy- o leczeniu nie ma mowy bo niby co tu leczyć? Jaka terapia? Jak problemu nie ma.
Padło tu u jednej z Pań jedno stwierdzenie, które uważam , że także dotyczy mnie : a mianowicie , że nie zamierzam ani pomóc wyjść z tego, ani trwać ani dawać kolejne szanse , nie chcę mam dość, przyszedł czas na mnie- teraz ja się liczę. Poprzez ciągły stres, kłótnie zapłaciłam zdrowiem, jestem na etapie dochodzenia do siebie. On jest gorszy niż koronawirus, wykończył mnie totalnie. Dlaczego mój mąż ma decydować o tym kiedy jestem szczęśliwa a kiedy będę płakać? Sama chcę o tym decydować. Niestety tak wygląda moje życie teraz. Gra we wspólnej sypialni. To ja rano wstaję do pracy, On ma działalność i jeśli chce to wstanie jeśli nie to żyjemy z tego co ja zarobię. Nie ma poczucia obowiązku, zakupów, jak jest w matni gier to nic Go nie interesuje, przypali nawet ziemniaki które ja obiorę dzień wcześniej, żeby tylko miał wstawić i usmażyć już zrobione kotlety. Dziewczyny nie warto ufać, wierzyć , że to koniec , że to Ty jesteś ta najważniejsza. Jeśli nie weźmiecie sterów w swoje ręce to zostaniecie w tym gównie do końca życia. Rozwód to jedyna szansa dla Was.