W lato rodzice znaleźli na działce porzuconego kotka, więc go wzięliśmy. Dostawał mleko w proszku, nie krowie. Później uczyliśmy go jeść karmę, oczywiście mama kupywała słabej jakości, pełno zboża. Nie chciałam żeby dostawał takiej karmy to wydawałam swoje ostatnie pieniądze na karmy. Skończyły mi się pieniądze i kot dostaje ścierwo... Próbowałam rozmawiać z mamą, że ta karma nie dokońca jest dobra dla niego, że za parę lat może mieć problemy ze zdrowiem. Ale ona odpowiada, że no to będzie miał, albo no to będzie umierał. Mówiłam jej, że koszty weterynarza będą wyższe, bo kot będzie chorował, cały czas będzie trzeba jeździć, a ona powiedziała, że nie będzie jeździć do weterynarza. Mówiła też że zawiezie się go na działkę i nie będzie problemu. Szczyt bezczelności.. Przecież ona się bawi z tym kotem i wydaje się że go kocha a takie rzeczy gada. Pomyślałam że może chodzi jej o to że ona myśli że dobre karmy są drogie. To powiedziałam że wcale tak nie jest, a nawet niektóre są tańsze. Ale ona dalej przy swoim, nie da nic sobie powiedzieć, a ja tylko patrzę jak marnieje mój kot. Co mam robić mam 13 lat jestem córką.