confusedwife
Zarejestrowani-
Zawartość
20 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez confusedwife
-
Witajcie, pisałam już kiedyś o moim małżeństwie https://f.kafeteria.pl/temat-7723485-problemy-w-malzenstwie/?tab=comments#comment-55014356 wiele osób tutaj doradzało mi odejście od męża, ale ja postanowiłam walczyć o ten związek. Ogólnie poprawiło się bardzo jeśli chodzi o zachowanie męża - nie ma już wybuchów złości, jest czuły, potrafi zrobić dla mnie wszystko, pomaga mi w domu, angażuje się w życie rodziny. Jestem w szoku, że kiedyś nic go nie obchodziło i nic mu się nie chciało, a teraz nagle jest w stanie zrobić wszystko. Tylko, że... Nie potrafi wybaczyć mi tego, że w chwili słabości pół roku temu spotkałam się ze znajomym i się z nim całowałam. Mąż uważa to za taką samą zdradę jak seks i nasze kłótnie teraz zawsze są związane z tą sytuacją. Ciągle mnie kontroluje, on ma jakieś pokrętne myślenie bo dosłownie wszystko co mu się nie podoba w moim zachowaniu wynika z jego braku zaufania do mnie, a w tym tygodniu jedziemy już maraton. Absurdalne sytuacje: źle się czuję a on już podejrzewa, że go nie kocham i zdradzam, bo przecież nie mam ciągle świetnego humoru, jestem zmęczona i nie mam ochoty na seks - znowu jest to samo, seks uprawiamy często, bo wiem, że on tego potrzebuje ale wystarczy jeden dzień przerwy i widzę, że mu już nie pasuje, że ja nie chcę, jak on ma wolne a ja mam okres to marudzi, że mogłam brać ciągiem opakowanie tabletek bo jeden dzień seksu wypadł, albo jak ostatnio zapomniałam wykupić tabletek a w niedzielę była apteka zamknięta i wykupiłam dopiero w poniedziałek i chciałam używać prezerwatyw to jego reakcja była taka: "nie jesteś moją kochanka ani jakąś dziewczyna żebym prezerwatyw używał, to już wolę wcale nie mieć seksu", w końcu jednak kupił i używaliśmy, ale jego reakcja mnie zszokowała. W sobotę byliśmy na urodzinach mojej bratowej, on cała imprezę fajnie się bawił, żartował, wypił kilka drinków, a w drodze powrotnej zaczął mówić, że on nie pasuje do mojej rodziny, że on się boi mi cokolwiek powiedzieć i że musi skakać wokół mnie, pokłóciliśmy się, bo przecież cała imprezę było ok a tutaj takie gadanie... Dziś się ubrałam w jeansy i sweterek, lekko pomalowałam i wyniosłam do innego pokoju, bo miałam prowadzić lekcje zdalne, a mamy małe dziecko i wiedziałam, że będzie mi przeszkadzać, a mąż zaczął mówić, że go moje zachowanie rozp**dala i, że się od nich odcinam zamiast siedzieć w kuchni i te lekcję prowadzić, oczywiście nie obyło się bez komentarzy, że po co się ubrałam i pomalowałam. Później wszedł do pokoju a ja miałam włączony telefon, a że przypomniało mi się, że muszę coś na komputerze zrobić to wyłączyłam po chwili ekran i spojrzałam na komputer - to kazał mi się przyznać co ja robię na telefonie, co ukrywam, że dość tego, że musimy w końcu przestać się oszukiwać. Ja w końcu wybuchłnęłam, co mi się rzadko zdarza, powiedziałam, że jak tak to ma dalej wyglądać to ja dziękuję bardzo i nagle mnie przeprosił, prezent mi kupił, zaczął znów być czuły, z tym, że tych sytuacji jest tak dużo, że mi coraz trudniej przychodzi ochłonięcie i zachowywanie się czule wobec niego. Jak długo jeszcze mam ponosić karę za swój czyn? Czy to nie powinno być tak, że wybaczamy sobie nawzajem bo żadne z nas nie było bez winy?
-
Po prostu kiedyś było gorzej i zostałam, teraz już się tak często nie zdarza jego złe traktowanie mnie i wiem, że wynika z tego, że mi nie ufa przez to co zrobiłam. Czasami myślę, że w końcu mu przejdzie, a jak to robi to mam wrażenie, że się nigdy nie zmieni. Wczoraj umówiłam się z koleżanką na dziś jak jego w domu nie będzie - zawsze się tak umawiamy chyba, że we 4 z naszymi mężami, to twierdził, że za jego plecami itp, bo uważa, że moja koleżanka ma na mnie zły wpływ, bo ona wie o tym jak on się w stosunku do mnie zachowywał. Jak pyta, czy rozmawiam z kimś o nas a ja mówiłam, że nie, to oczywiście jest to podejrzane, a jak powiem, że np mama zapytała to od razu "co ją to obchodzi, jest tylko ciekawa, wtrąca się itp.". Kiedyś zapytałam go czy mnie do tego domu dopisze, bo mi się to należy, to najpierw awantura, że co ja tak naciskam, kto mi kazał, a później powiedział, że już dawno to planuje zrobić, a w ogóle to że "każdy" mu mówi, że jest głupi, że chce mnie do domu dopisać", ale on chce mnie dopisać, czy ja to widzę, że on innych nie słucha? Z jakimś kuzynem w pracy rozmawiał o nas, czyli on rozmawia o nas z "każdym" a ja nie mogę z bliska przyjaciółka czy mama.
-
Dziś jeszcze też ciekawą rozmowę mieliśmy (od kilku dni boli mnie głowa): Ja: znowu mnie ta głowa boli, a dziś to nawet mi tabletki nie pomagają On: no tak, bo ja jutro wolne zaczynam to już cię głowa boli, żeby mieć wymówkę, dziś pewnie wieczorem znów coś wymyślisz byleby ze mną nie pisać, pewnie się na coś obrazisz Ja już nawet dalej nie komentowałam. Dodam tylko, że jestem osobą, która nigdy się nie obraża, szybko mi przechodzi jak ktoś mnie urazi i zawsze pisze z mężem jak jest w pracy, czy jak dzwoni to normalnie z nim rozmawiam.
-
Byliśmy razem, ja właśnie chciałam iść do tej samej, u której on był bo nie mogłam uwierzyć w to, że psycholog powiedziała, że wina nie jest jego. Pisałam trochę wcześniej, że po prostu psycholog nawet mu mówiła, że on mną manipuluje, wszystko się sprowadziło do tego, że on już nie chciał tam jeździć, ja "skupiałam się na negatywach", mówiłam, co jest nie tak, a psycholog mnie rozumiała i próbowała mu przegadać, co nie było dla niego komfortowe
-
Nie liczę na cud, uważam się raczej za osobę współuzależnioną tym chorym związkiem. Jest mi teraz chyba jeszcze trudniej niż gdy codziennie mnie źle traktował i miał wszystko "gdzieś", bo widzę, jak wiele potrafi dla mnie zrobić, jak dużo łatwiej mi teraz żyć bo mam pomoc, bo nie jest wszystko na mojej głowie, bo naprawdę się stara. Czar niestety pryska gdy coś przestaje iść po jego myśli.
-
Teraz to już "po ptokach", sytuacja miała miejsce pół roku temu. Jeśli chodzi o tą poradnie, to był kilka miesięcy temu u psychologa, ja go poprosiłam o to, bo widziałam w tym jedyną nadzieję - że ktoś mu powie, że z nim jest problem. Odwrócił kota ogonem, przedstawił siebie jako ofiarę. Jak w późniejszym czasie opowiedziałam tej psycholog jak mnie mąż traktował to była w szoku, bo wykreował mnie na osobę, która nie ma czasu dla rodziny i jeszcze go zdradziłam a sam był oddanym mężem tylko po prostu ma wybuchowy charakter.
-
"Złamał i podeptał" - tak dokładnie się czuje. Chyba chciałabym być pewna, że jak odejdę od niego to on to zrozumie, ale chyba nie ma na co liczyć, widzę, że jego rodzina jest taka sama i żadne argumenty do nikogo nie docierają. Boje się, że jak odejdę będzie się mścił na mnie, że będzie buntować dziecko. Nie wyobrażam sobie dzielenia opieki... Nasze podejścia do wychowania bardzo się różnią, jak jesteśmy razem to mam kontrolę nad tym co jej mówi, czy spędza z nią ciekawie czas (ze swojej inicjatywy tego nie robi, woli dać bajkę zamiast się pobawić)
-
Dziękuję za radę, to rzeczywiście dobry pomysł, aby oni z nim porozmawiali, bo cokolwiek ja powiem będzie źle.
-
Podałam link z opisem całej sytuacji na początku posta w skrócie - spotkałam się ze znajomym i doszło między nami do pocałunku, chciałam być fair więc na drugi dzień przyznałam się mężowi, i wyszło na to, że dopiero jak go zdradziłam to zaczęłam narzekać na jego zachowanie. Chyba dopiero wtedy oczy otworzyłam, bo zaczął mnie traktować jeszcze gorzej
-
Rozmawiałam wiele razy i to nic nie dawało, zawsze mnie w poczucie winy wprowadzał, że po co mi to teraz, nigdy wcześniej na to nie naciskałam, albo też mówi, że nawet jakbyśmy się rozstali to on nie zostawi mnie na lodzie, a właśnie jak było między nami najgorzej to mówił, że dom jest jego, i że udowodni moja wina w sądzie itp.
-
No właśnie najgorsze jest to, że są chwile, że żyje jak w bajce, a są właśnie chwile pełne zarzutów, podejrzeń, i wiem, że on stracił do mnie zaufanie przez to jak postąpiłam ale też mam wrażenie, że jest toksyczny, zaborczy, tego zaufania zawsze miał bardzo mało, i jemu przychodzi ponowne zaufanie mi 200 razy trudniej. I nie wiem sama kiedy powiedzieć dość, bo wiem, że jak jest dobrze to jest naprawdę wspaniale, ale jak jest źle to myślę "ostatni raz i odchodzę", a tak myślę niestety za każdym razem ale zawsze czuje, że jeszcze trochę wytrzymam. Nie jest już chamem, którym kiedyś był, różnica jest ogromna a nadal odczuwam ten ucisk i to, że próbuje mną manipulować, nawet psycholog na jednym ze spotkań mu powiedziała, że mną manipuluje...
-
Coś podobnego zastosowałam wczoraj, gdy znowu wszystko zmierzało do kolejnej kłótni (oczywiście sprawa błaha, wydaje mi się, że "normalny" człowiek inaczej by poprowadził taką rozmowę, ale może się mylę, sama już nie wiem co jest normalne) On jechał na nockę do pracy i mówi "jakie plany na dziś?", Ja: A nie wiem jeszcze, wiadomo muszę położyć małą i później odpocznę On: "No to do męża możesz pisać" Ja: "cały dzień rozmawiamy, chce zrobić wieczorem coś dla siebie" On: "Aha, ale do koleżanek będziesz pisać, czy to jest robienie czegoś dla siebie? Ja: " nie mówiłam, że będę z nimi pisać, a poza tym owszem, utrzymywanie kontaktów towarzyskich z przyjaciółmi jest dla mnie robieniem czegoś dla siebie" No i tu zaczął już swoje, że do niego pisać nie chcę itp, a nigdy tak nie jest bo zawsze odpisuje, gdy pytam co robi, i w końcu mówiłam "skończ już, bo znowu zaczynasz, chcesz się znowu kłócic?" Jeszcze trochę pogadał, więc musiałam to parę razy powtórzyć i w końcu odpuścił. Ogólnie on musi mieć kontrolę nad tym o czym i z kim gadam, jak długo rozmawiam z przyjaciółką lub mama to wypytuje dokładnie o czym, i nawet potrafi powiedzieć "i 40 minut o tym rozmawiałaś? Na pewno o na rozmawiałaś", kilka razy mówił, że nie chce się zdziwić, że ja rozmawiam na nasz temat z kimś. W moim poprzednim poście wspominałam też o naszym domu, który w większej części spłacają moi rodzice, a który jest na niego. Nie mogę wspominać o tym, że chcę być współwłaścicielem tego domu, bo od razu pyta co tak nagle o tym znowu mówię, czy chce żeby mnie dopisał i go zostawię. Moi rodzice powiedzieli mi, że do lipca jak mnie nie dopisze to przestaną nam dawać kasę tylko założą osobne konto dla mnie, do którego ja na razie nie będę miała dostępu. Aż się boje zaczynać z nim jakąkolwiek o tym dyskusje, a prawda jest taka, że to mi się po prostu należy, nie chcę na niego naciskać, chciałabym żeby sam z własnej inicjatywy mnie do tego domu dopisał
-
Terapia była, tzn kilka spotkań ale jak mówiłam psycholog jak on się zachowuje i ona próbowała mu tłumaczyć, że tak się nie robi to nic do niego nie docierało i on stwierdził, że terapia, w której ja mówię o tym co mi nie pasuje w jego zachowaniu jest bez sensu, że mam mówić tylko o dobrych rzeczach, kłóciliśmy się przed i po spotkaniach bo zawsze wypytywał co zamierzam mówić, a tego nie mów itp, w końcu odpuściliśmy, bo nie było dalszego sensu. Jeśli chodzi o rozmowy z mężem to jest ich mnóstwo. Na razie pracuję zdalnie i mało wychodzę, ale jak tylko jest jakieś wyjście, nawet drobne - na zakupy z koleżanką kiedyś poszłam (pierwszy raz w życiu) to mi mówił, że obchodzą mnie tylko koleżanki, jak powiedziałam, że fajnie dzień spędziłam to mówił "no pewnie, a z mężem nie spędzisz fajnie", kupiłam perfum i płaszcz, to stwierdził, że takie rzeczy to mąż powinien żonie wybierać żeby mu się podobały a nie koleżance. Jak widzicie strasznie trudny charakter. Ja żyję na huśtawce, bo raz jest cudownie, wspaniale - powiem słowo, a on spełni każdą moją zachciankę, we wszystkim pomoże, a niekiedy właśnie jest taka beznadzieja, że nic do niego nie dociera.
-
Drodzy forumowicze, w moim małżeństwie dzieje się źle. Post będzie długi ale chcę wszystko dokładnie opisać. Może ktoś coś poradzi, bo ja nie potrafię sobie poradzić. Jesteśmy razem 8 lat, 4 lata po ślubie, mamy 3 letnią córkę. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Przy jednym z pierwszych spotkań powiedział mi, że będę jego żoną. Był przystojny, pracował, miał samochód, jest 2 lata ode mnie starszy. Ja wtedy dopiero szłam na studia. Przez studia mieszkałam z koleżankami 50 km od miejscowości rodzinnej (on mieszkał też w tej okolicy) dowiedział mnie raz w tygodniu, ja jeździłam na każdy weekend do domu. On uważał, że jeśli jesteśmy razem to ja nie mogę sama wychodzić np z koleżankami więc mi tego zabronił i przez całe studia nie chodziłam nigdzie, czasami do kina czy galerii lecz i o to musiałam się wykłócać. Kiedyś pisałam że znajomym że szkoły, to był tylko kolega, nigdy nawet nie myślałam o nim w kategoriach romantycznych, mój wtedy jeszcze chłopak zobaczył ta rozmowę (która była normalna, ogólna o tym co słychać itp) zrobił mi ogromną awanturę, taka, że musiałam zerwać całkowicie tamtą znajomość. Kiedyś zrobił mi awanturę o to, że przyjaciółka wpadła do mnie niespodziewanie (on i tak był u siebie w domu, a ja na studiach), musiałam się wtedy długo tłumaczyć. Nie pozwolił mi iść na imprezę zakończenia studiów, to było w lokalu studenci z wykładowcami. Żałuję do dziś, że go posłuchałam i nie poszłam. On ciągle powtarzał, że z koleżankami i znajomymi nie będę sobie życia układać, że najważniejsi jesteśmy my, że rodzina która kiedyś stworzymy będzie najważniejsza i nikogo więcej nie potrzebujemy. Na 2 roku studiów mi się oświadczył i znowu związana z tym jest dziwna historia. Jechałam pociągiem do domu, spotkałam moja przyjaciółkę która mieszkała po drodze z dworca do mojego rodzinnego domu więc zaproponowałam jej że ja razem z chłopakiem do domu podrzucimy. Mój chłopak chciał mi się wtedy oświadczyć czego ja nie wiedziałam. Napisałam, czy to nie problem jak podrzucimy do domu po drodze przyjaciółkę. Od razu awantura że to ja sobie myślę, on miał plany, chciał mi się oświadczyć itp. a ja go przepraszałam, jak wróciliśmy do domu to mówił że już chwila mineła że mi się już nie oświadczy. Chciał mi się w domu oświadczyć a ja poprosiłam go żeby się uspokoił i zabrał mnie w jakieś fajne miejsce i wtedy tak zrobił. Po dwóch latach wzięliśmy ślub, ja w międzyczasie znalazłam pracę w szkole, bo jestem nauczycielką, zaczęłam też studia magisterskie. Zamieszkaliśmy razem pół roku przed ślubem. Po 3 miesiącach zaszłam w ciążę. Wiele awantur było o różne "pierdoły", mąż mi nie pomagał w domu ale przy małym mieszkaniu aż tak tego nie odczuwałam. Robiłam ciężkie zakupy nawet w 8 miesiącu ciąży. Kiedyś zapomniałam z domu pieniędzy a byłam już na końcówce ciąży i wróciłam do mieszkania na 2 piętrze, poprosiłam męża żeby poszedł zapłacić i po zakupy to wręcz mnie wyśmiał i kazał samej iść skoro sama zapomniałam kasy. Oczywiście poszłam. Pod koniec ciąży kupiliśmy dom na kredyt, żeby mieć zdolność kredytowa zrobiliśmy rozdzielność majątkowa, kredyt i dom jest na męża ale większą część kredytu spłacają nam moi rodzice, dali też pieniądze na zapisy u notariusza. Po roku mieliśmy to znieść i mnie dopisać do kredytu ale zawsze jakoś nie było nam po drodze. Na początku mąż pomagał przy dziecku, ale z czasem coraz mniej, w domu oprócz koszenia trawy i zajmowania się piecem nic nie robił. Jak mu zwracałam uwagę to stwierdzał że ja nic nie robię, że w domu siedzę, że jak chce to moge iść kosić trawę i do pieca to zobaczę co to ciężka praca. Do dziecka nie wstawał, zawsze długo spał nawet jak miał wolne bo przecież musi odpocząć w swój dzień wolny. Dużo grał w gry komputerowe lub na PS. Otworzył ciastka to papier zostawiał na blacie, brudne ciuchy koło łóżka, brudne szklanki, talerze itp. Wszystko ja musiałam sprzątać bo o cokolwiek go poprosiłam mówił, że ma mnie dość, że się rozwiedzie ze mną bo ja chcę żeby on "zapier****" od świtu do nocy i nie miał nic z życia. Remonty w domu robiliśmy razem, powoli inwestowaliśmy dużo w domu, nie mówię, bo przy tym robił, jeździliśmy też razem na wakacje tylko że zawsze to było z mojej inicjatywy, ja pakowałam, a on często pół wyjazdu był obrażony. Zapomniałam dodać, że bardzo często się obrażał, że potrafił cos mi przykrego powiedzieć i sam się obrazić a ja musiałam go przepraszać bo się do mnie nie odzywał. Wstawał rano zawsze wkurzony, kazał mi robić śniadanie, miał pretensje że go nie obudziłam a jak go budziłam to rkzycAl czemu go budzę (pracuje na dwie zmiany). Jak nasza córka skończyła rok trafiła się dla mnie okazja pracy. Było to dość dużo bo 1.5 etatu w szkole czyli średnio codziennie do 14-15 no i oczywiście jeszcze przygotowanie do lekcji i sprawdzanie prac (lubię moja pracę i jestem ambitna) mój mąż twierdził że moja praca to nie praca, że tylko pije kawę co 45 minut, że nic nie robię itp. z drugiej strony widział że w domu robię i w pracy a nic mi nie pomagał, a często narzekał że jest bałagan. W drugim roku mojej pracy doszło mi więcej godzin bo nie było nauczyciela w drugiej szkole, wzięłam ta pracę bo w tamtej szkole byłam tylko na zastępstwo a tutaj dostałam umowę na czas nieokreślony bo pracowałam tam już od razu po studiach i bardzo im zależało żeby w końcu mieć kogoś na stałe. W międzyczasie rozmawialiśmy o drugim dziecku, ja do końca przekonana nie byłam (przy pierwszym też tak szybko mąż chciał, ja chciałam trochę poczekać) ale w końcu zgodziłam się i staraliśmy się dość długo, ale nie wychodziło w końcu była pandemia i przestaliśmy. Jednocześnie cały czas znosiłam jego fochy, obrażał moją rodzinę, na chwilę pojechałam do mamy a on potrafił spać po nocach zadzwonić do mnie i mówić "gdzie jesteś? Dawaj do domu bo głodny jestem", wyznaczał mi ile czasu mogę spędzić z koleżanką, ciągle smsy mi pisał jak na kawę pojechałam, rzadko się widziałam z koleżankami bo wiadomo każdy ma swoje życie ale mimo to zawsze miał jakieś ale i stawiał na swoim gdzie mogę jechać itp. jakiś dłuższy wyjazd np żeby coś zwiedzić na cały dzień nigdy nie wchodził w grę, bo przecież jestem żoną i matką i nie mam prawa bez rodziny gdzieś jechać. Sam potrafił jechać na ryby o 16 a wrócić o 2 w nocy. Tak jak wcześniej pisałam w domu nie pomagał, przy dziecku bardzo mało, ciągle fochy, awantury o byle co, grożenie rozwodem, raz mówił, że jestem błędem jego życia. Ma bardzo wysokie libido, uprawiamy seks kilka razy w tygodniu, ale jemu zawsze za mało, potrafi się obrazić jak mi się nie chce, albo mówić że jak żona nie da to zje na mieście, że nie spełniam małżeńskiego obowiązku. Albo dotyka mnie tak długo całą noc aż mi się zachce. Nigdy nie miałam odwagi odejść chociaż nie raz przyjaciółki mówiły że mam go trochę poszantazowac, np wyprowadzić się na trochę do rodziców i wymagać zmiany jego zachowania. Ja nigdy nie mogłam się na to zdobyć, nie chciałam robić scen bo dziecko itp. Po latach takiego traktowania popełniłam błąd... Zauroczył mnie kolega z pracy, napisałam do niego, kilka dni pisaliśmy i po spotkaniu nauczycieli na które wyklocilam się żeby iść, poszlam z tym kolega pogadać w samochodzie, doszło do pocałunku, nic więcej. Czułam, że robię coś bardzo złego, a z drugiej strony coś we mnie pękło i chciałam zrobić na złość mężowi. Wiem że to było dziecinne, że to był błąd, na drugi dzień przyznałam się mężowi i od wtedy jest jeszcze gorzej niż było. Cały czas mi wypomina, że zdradziłam rodzinę, jego, dziecko, że nie mam wartości rodzinnych, że to jak mnie traktował mnie nie usprawiedliwia (nie sądzę że usprawiedliwia ale myślę że by do tego nie doszło gdybym była szczęśliwa), przez jakiś czas rzadal żebym z pracy zrezygnowała żeby nie mieć kontaktu z tym kolega, groził, że go pobije, wymyślił historię, że ten facet mnie obgadal i mówił że chciałam się z nim ruch** (czas, miejsce i osoby były tak przedstawione że w to uwierzyłam, później dopiero wyszło na jaw że to kłamstwo). Nie było dnia żeby mi nie mówił, że tej facet chciał jednego, że co ja sobie myślałam, że kto by spojrzał na babę z dzieckiem która ma męża. Swojej rodzinie powiedział że go zdradziłam ale nie mówił jak mnie traktował, zabronił mi rozmów z przyjaciółkami i moja mamą na ten temat. Później sam wbrew mojej woli zaprosił moich rodziców żeby po gadać z nimi, oczywiście przez telefon powiedział, że mają przyjechać bo sobie kogoś znalazłam (a to było 2 miesiące po moim spotkaniu i kontaktu już nie miałam z tym facetem), powiedziałam wszystko rodzicom a on się zgodził, że tak mnie traktował a jak pojechali to mówił że wyolbrzymialam. Zmienił się trochę przez ten czas,bo zaczął pomagać w domu, robi mi rano śniadanie, bardziej dba. Nie mogłam wytrzymać jego ciągłego rozstrząsywania sprawy i poprosiłam żeby się na trochę wyprowadził do rodziców. Już na drugi dzień o 7 rano wpadł do domu i miał pretensje że siedziałam na FB do 12 w nocy, ze się że mną rozwiedzie z mojej winy, że ma prawnika, że dom jest jego, że mi wszystko zabierze itp. później się trochę uspokoił, ale i tak dzień w dzień jak przyjeżdżał bo córkę szukał pretekstu żeby wejść do domu i pogadać. Udał się do psychologa i rzekomo pani psycholog mówiła, że wina nie jest po jego stronie, że on ma tylko wybuchowy charakter, że to były tylko kłótnie małżeńskie i wszystko idzie naprawić. Jak mi się kiedyś seksu nie chciało to mnie posadził do pozycji siedzącej i szarpał za ramię i pani psycholog mówiła że to nic takiego, że ona ma prawo dotykać żonę itp. nie wierzę to szczerze mówiąc bo miałam też konsultacje z psychologiem i dużo rzeczy mi wyjaśniła, które nie zgadzały się z tym co mi mąż mówił. Wymusił na mnie w końcu decyzję o jego powrocie, ciągle są kłótnie o to,że gadam z przyjaciółkami, że nie mam prawa, przeszukuje moje wiadomości, ciągle wspomina o tamtym facecie, mimo, że minęły już 3 miesiące. Ostatnio nawet mówił, że koleżanka się do niego odezwała, z którą kręcił zanim mnie poznał i żałował, że zakończył tamtą znajomość żeby być że mną. Przekręca fakty, wmawia, że coś mówiłam a to nieprawda. Już chyba wie że mu nie wierzę, bo teraz mówi teksty w tylu "nawet twój tata się że mną zgodził", albo mówił że mój tata życzył mu na święta żeby miał siłę mi wybaczyć a to nieprawda że tak mówił...moi rodzice pojechali do jego rodziców żeby im powiedzieć jak mnie traktował i traktuje a on mi powiedział że przyjechali błagać żeby on nie składał pozwu o rozwód. Wiem, że boi się, że mnie straci ale to jak mną manipuluje, szantażuje to przesada. Z drugiej strony czuję że to moja wina, czuję też że jestem uzależniona od tego związku, nie potrafię tego zakończyć. Teraz ciągle mnie sprawdza,wydzwania, chce żebym ciągle pisała że go kocham, wysyła mi swoje zdjęcia z pracy, chce moich zdjęć. Wiele razy chciał mnie zostawić ale zawsze tylko się spakował poszedł do samochodu i wracał. Chciałby drugie dziecko, obraził się, że zaczęłam stosować antykoncepcje. W styczniu mamy wizytę razem u tego psychologa i którego on był, zastanawiam się czy to coś w ogóle da... Wiem, że to długie ale powiedzcie mi, czy to że.mna jest coś nie tak? Wiem, że sama dałam przyzwolenie na takie traktowanie i że tą zdradą jeszcze bardziej sobie to pogorszyłam
-
Wiem, że pocałunek był niepotrzebny, zdaje sobie z tego sprawę, chociaż właściwie dzięki całej sytuacji otworzyłam oczy i coś się ruszyło, ale wyszło na to i jego rodzina sądzi, że go zdradziłam a teraz chce z niego głupka zrobić i zgoniić winę na niego... A jeśli chodzi o tego psychologa to podejrzewam, że dużo zmyślił i źle zinterpretował mój mąż, wybieramy się do niego na początku stycznia, jestem ciekawa co powie, jest to renomowana poradnia więc to co rzekomo mówił psycholog jest przekręcone. Albo przedstawił się jako wzorowego męża, który chce tylko z żoną czas spędzać a ja go zdradziłam.
-
Dziękuję za odpowiedź Po prostu długi czas nie zdawałam sobie sprawy, że to co się działo nie było normalne, on mi naprawdę wszystko tak przedstawiał, tak mną kierował, że nie zauważałam, że to przemoc. Dopiero od niedawna, od dwóch miesięcy wszystko sobie uświadomiłam, jest to świeże i cały czas próbuje dojść do właściwej decyzji. Nie potrafię uwierzyć, że robi to specjalnie, wiem, że bardzo mnie kocha chociaż to bardziej obsesja niż miłość, widzę, że odkąd go poznałam tak było, nawet sam fakt, że od razu powiedział, że będę jego żoną. Jakoś się tak mocno go uczepiłam, sam to spowodował swoimi manipulacjami, że nie potrafię podjąć decyzji o rozstaniu. Chce jeszcze zobaczyć jak nam pójdzie rozmowa z psychologiem, terapia małżeńska.
-
Wiem, napisane chaotycznie ale ciągle mi się coś przypominało i chciałam dopisać. To jednak 8 lat życia opisane w jednym poście. Interpunkcję przecież normalnie stosowałam, popełniłam jeden błąd ortograficzny ale nie mogłam już tego postu edytować a był dość długi i pisałam pod wpływem emocji. Informacje nie są poukładane do końca chronologicznie i oczywiście targają mną ogromne emocje - to dlatego Dziękuję za tą odpowiedź, wiem i zdaje sobie sprawę jak to wygląda, tylko jakby cały czas próbuje zapewnienia osób, które spojrzą na sytuację z innej perspektywy. Trzyma mnie to wszystko co napisałaś czyli dom dziecko, dochodzi przysięga małżeńska w kościele i fakt, że mąż też potrafi być czuły i pomocny, opiekuńczy, teraz widzę, że nie wybucha jak kiedyś ale stosuje inne taktyki, myślę sobie, że kiedyś to się skończy, że teraz się tak zachowuje bo go zraniłam. Ale często też mam wrażenie, że to się nigdy nie skończy, że już nigdy nie poczuje się swobodnie i szczęśliwie. A mam dopiero 27 lat