Kolejny raz odtrąciłam kogoś. Scenariusz powtórzył się już chyba setny raz. On zagaduje, chce nawiązać kontakt a ja tego tak nie odbieram. Nawet nie zauważam tego, że chce ze chce wejść ze mną w bliższą relację. Inni to widzą a ja nie i zawsze mam jedno wytłumaczenie : "ale on nic ode mnie nie chce". Zagadał? I co z tego? Uśmiechnął się? I co z tego? Chce do mnie kontakt? I co z tego? Zaprosił na kawę? To nic nie znaczy. Pisze do mnie? No to co? i tak dalej. Uświadamiam sobie dopiero po fakcie, że jednak być może bylo inaczej. Być może, bo nie wierzę w to że mogłam się komuś spodobać.
Nie mogę sobie wybaczyć tego, ze nie załapałam w porę o co chodziło, a jeszcze bardziej, że w ten sposób spławiam każdego mężczyznę, bo kto by mnie chciał? Skoro nikt, to nie chcę wyjść na desperatkę, bo pewnie mi się wydaje, ze mu się spodobałam. I tak w kółko.
A my niestety już się więcej nie zobaczymy. Załamałam się...