

Milena32lat
Zarejestrowani-
Zawartość
122 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Milena32lat
-
Gratulacje! Niech szybuje w górę z każdym dniem
-
Na stronie Pan Tabletka jest fajne zestawienie. Ja wybrałam sobie Omega med optima forte DHA, podrzucę dzisiaj info mężowi, żeby mi kupił
-
Super. Nie pomyślałam, żeby poszukać takiego zestawienia ale zaraz to zrobię dzięki za przypomnienie
-
Ja biorę Pregna Start ale też chętnie się dowiem czy polecacie coś innego, może lepszego.
-
Dokładnie tak, na nic się jeszcze nie nastawiam ale biorę każdą ilość W poprzedniej mojej ciąży w 9dpt miałam betę 88, więc mimo wszystko widzę spore szanse na co najmniej bliźniaki
-
Dziękuję oczywiście zamiast się cieszyć, to już myślę, czy aby nie za wysoka i czy wszystko jest w porządku... oszaleć można Trzymam kciuki za jutrzejszy wynik
-
Cześć dziewczyny. Zrobiłam dziś pierwszą betę- wynik 536 Dodam, że miałam podane dwa zarodki (4AA i 4BB). Mój lekarz twierdzi że będzie z tego dwoje albo i troje dzieci...czy któraś z Was miała tak wysoką w 9dpt?
-
Wspaniale! Teraz niech rośnie silny i zdrowy
-
Dziękuję Wam za odpowiedzi. W takim razie jakie inne objawy zagnieżdżenia miałyście? Ja za pierwszym razem ból piersi i "gniecenie" w brzuchu, ale póki co i tego brak...no, może trochę prawa pierś i czasami takie "niewiadomoco" w brzuchu. Jak to u Was było?
-
Cześć dziewczyny. Wracam do Was po dłuższej przerwie. Jestem w trakcie drugiej procedury. Tym razem miałam transfer dwóch zarodków (4AA i 4BB), jeszcze jeden jest zamrożony. Pierwsza próba skończyła się niestety poronieniem i łyżeczkowaniem... Pamiętam, że podczas pierwszej procedury w pewnym momencie zauważyłam krew na aplikatorze od luteiny, z perspektywy czasu okazała się najprawdopodobniej plamieniem implantacyjnym. Tym razem też wyczekuję jakichkolwiek oznak plamienia implantacyjnego (transfer miałam 15.05). Czy Wy też miałyście plamienie implantacyjne? Jeśli tak, to po ilu dniach od transferu? Nie potrafię sobie przypomnieć kiedy to miało miejsce za pierwszym razem. Testuję się 24.05. Gratuluję wszystkim tym, które odebrały już swoje pozytywne wyniki i trzymam kciuki za całą resztę oczekujących
-
Ja dostałam wybór- lekarz na tej samej wizycie wypisał mi receptę na tabletki poronne i skierowanie do szpitala. Dał mi czas, żebym się zastanowiła i zrobiła co uznam za lepsze dla mnie. Zaznaczył przy tym, że on by zdecydował się na moim miejscu na tabletki, bo jest szansa na uniknięcie szpitala. Tabletki były ostatecznie moją decyzją, jednak gdybym była w stanie przewidzieć finał, od razu pojechałabym do szpitala. Jedyne czego żałuję, to tego, że nie udało mi się przekazać tkanek do badań genetycznych, okazało się, że wszystkie poroniłam w domu...
-
To mój lekarz jest widocznie optymistą, ale ufam mu. Mówi, że w kwietniu startujemy znów. Oczywiście będziemy robić odpowiednio wcześniej USG i badania, jednak mam nadzieję, że termin kwietniowy będzie możliwy do zrealizowania. Ja również jestem za możliwie jak najszybszym terminem, ta myśl pomaga mi się podnieść po tym wszystkim, przez co musiałam ostatnio przejść....
-
Ja roniłam w domu. Niestety samej nie udało mi się pobrać próbki do badań. Po łyżeczkowaniu wysłałam materiał do laboratorium- okazało się, że nie było tam już tkanek płodu. Badanie okazało się niemożliwe do wykonania... Dziś zrobiliśmy z mężem Kariotypy- wyniki będą za jakieś 4-5 tygodni.
-
Okazało się konieczne, ponieważ nadal miałam bardzo grube endometrium, właściwie takie, jak podczas całej ciąży. Lekarz w szpitalu na izbie przyjęć zrobił mi USG i, tak samo jak mój lekarz prowadzący, stwierdził, że nie ma na co czekać. Dodatkowo u mnie wchodził w grę konflikt serologiczny, jaki mamy z mężem- to jest dodatkowy czynnik, który determinuje decyzję o łyżeczkowaniu. Już po poronieniu w domu nie miałam robionej bety, wszystkie decyzje były podejmowane na podstawie USG. Betę robiłam przed poronieniem- miałam ponad 25 tysięcy i ciągle rosła, jednak oczywiście w mniejszym tempie niż 70% w 48 godzin. Lek, który brałam na poronienie powinien mnie "oczyścić" po około 6-8 tabletkach. Ja ich wzięłam chyba 14 i nadal nie było tak, jak powinno. Wtedy stało się oczywiste, że musi być łyżeczkowanie.
-
Strasznie mi przykro... Ja dostałam od gina receptę na Cytotec, zaczęłam krwawić w ten sam dzień, w którym wzięłam pierwszą dawkę. Liczyłam, że obejdzie się bez szpitala. Ronienie w domu to traumatyczne przeżycie, bo widzisz wszystko dokładnie jak na dłoni. Jednak byłam mocno zdeterminowana, by nie mieć zabiegu. Szkoda, że się nie udało, bo często jednak pozwala to uniknąć szpitala...
-
Dokładnie ten scenariusz. Też czekałam prawie dwa tygodnie na poronienie. Gdy nic nie chciało przyjść samo dostałam od lekarza tabletki na wywołanie poronienia, bo bardzo nie chciałam łyżeczkowania. Po zażyciu od razu zaczęłam krwawić, jednak endometrium było tak grube, że nie było wyjścia. Nadal miałam betę w okolicach 25 tysięcy...W 9 tygodniu byłam na zabiegu. Mój lekarz "cieszy się" że zaszłam w ciążę, mówi, że to dobry znak, a zarodek nie przetrwał bo musiał mieć poważne wady genetyczne. Twierdzi, że kiedy zajdę w drugą ciążę, jest 95% szans, że tym razem będzie dobrze (mutacje genetyczne się w zasadzie nie powtarzają). Jestem dobrej myśli, czekam na okres a w następnym cyklu już zaczynamy kolejną próbę. Trzymam za Ciebie mocno kciuki!
-
Cześć dziewczyny. Długo się nie odzywałam, transfer miałam 14 stycznia. Po 9 dniach zrobiłam betę- 88. Następna za dwa dni- 144. Udało się za pierwszym razem z jednym jedynym zarodkiem. Postanowiłam, że napiszę dopiero, gdy usłyszę na usg serduszko. Szczęście nie do opisania, bo przecież nie mamy żadnych mroziaczków. W 6 tygodniu pierwsze usg- zarodek jest w macicy, ładnie go widać ale jeszcze nie było widać ani słychać serduszka. No ale 6 tydzień jeszcze nie jest obligatoryjny, więc luz. Kolejne usg tydzień później- zarodek przez tydzień nie ruszył, nic nie urósł, serduszka nadal nie ma, nawet jego samego już w zasadzie nie było widać. I tak jeszcze dwa kolejne usg- żadnej zmiany na lepsze- obumarł. Wszystko skończyło się wywołaniem poronienia w domu, bo samo nie chciało ruszyć. Liczyłam na to, że obejdzie się bez łyżeczkowania- tu też kolejny zawód, bo było konieczne. Tydzień temu byłam w szpitalu na zabiegu. I tak wszystko legło w gruzach...Radość trwała do 7. tygodnia ciąży, później już tylko ból i łzy. Oczywiście przed nami kolejna próba, niestety wszystko trzeba zaczynać od początku, zastrzyki, punkcja... Trzymam za Was wszystkie mocno kciuki.
-
Tak, miałam 5.dniowy
-
U mnie podobnie. Piersi bolą mniej, pobolewanie brzucha jakie znam z miesiączek, jednak czasem czuję zupełnie inny rodzaj bólu. Myślisz, że to złe objawy? Nie mam doświadczenia, bo to był mój pierwszy transfer, jednak ciągle mam nadzieję, że szczęśliwy...ja robię betę już w sobotę
-
Gratulacje! ja się będę testować w sobotę i też czekam na taki wynik!
-
Świetnie, 6-dniowy już był cały gotowy do zagnieżdżenia. Na pewno już się tam zadomowił na kolejne 9 miesięcy
-
Zarodek 5-dniowy. Transfer był w czwartek, więc czwarty dzień po transferze.
-
Cudowne wieści! Gratulacje!
-
Aha, to mi podano zwykłą tabletkę rozkurczową, w sumie dobrze, bo nie lubię zastrzyków... ale to wszystko jest mało istotne, najważniejszy jest efekt. Mi lekarz kazał robić betę 23. więc powinna być już wtedy wiarygodna. Teraz tylko odliczanie pozostało...
-
O widzisz, ja się śmiałam i żartowałam. Pytałam lekarza, czy ktoś kiedyś się zesikał w trakcie, tak mi się chciało że nie byłam pewna czy nie popuszczę a ten zastrzyk to w jakim celu? Też czekam na wieści o jednym jedynym zarodku, który mam nadzieję jednak będzie można zamrozić. Trzymam kciuki, żeby Twoje pojechały na zimowisko