nusia50
Zarejestrowani-
Zawartość
10 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Reputacja
0 NeutralOstatnio na profilu byli
Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.
-
Udało mi sie to załatwić. Powiedzialam to w końcu. Odpowiedziała mi, że zapomniała sobie o tym, że mam skrócony czas pracy, a jeśli chodzi o te 10 dni dodatkowego urlopu w roku to że mi przysługuje po przepracowanym roku. Jakoś zwrotu nadgodzin nie zaproponowała. Jestem też bardzo zła o to, że wysłała mnie wtedy na urlop w połowie grudnia, bo mam teraz wazny egzamin i już w tamtym roku mowilam, że będę potrzebować urlopu przed nim kilka dni. To nie bylo tak, ze nie bylo pracy, tylko jej pasowalo, bo to taki okres swiateczny. Wrocilam w styczniu to zostalam zawalona tym co zostalo przez ten czas. W sierpniu będę chciała gdzieś pojechać, więc koniec końców tego urlopu z puli 20 dni może mi zabraknąć w ciagu roku. Naprawdę miałabym ochotę to wygarnac. Mam dość tego wykorzystywania, kombinowania, żeby się tylko ustawić cudzym kosztem. Ten urlop powinien przejść na rok następny i do 30 września mam czas to wykorzystać.
-
Stażystka przychodzi na 8 godzin. Moja szefowa przychodzi na kilka godzin, a pozniej idzie do domu i nie zawsze jest codziennie. Teraz powstał jeszcze klopot, bo jesli ja pójdę i zażądam skróconego czasu pracy to nie wiadomo co zrobić ze stażystka, bo ona nie może zostać sama w firmie na ta jedna godzinę.
-
Chyba chodzi o to, że ja wątpię w siebie, w to co czuje i widzę, dlatego szukam potwierdzenia. Odczuwam zlosc, ale nie umiem jej uzewnetrznic. Przejmuje sie tez tym, ze ktos nie bedzie mnie lubil. Czuje, że tak być nie powinno. Nie potrafilabym napisac, że jestem na urlopie i nie pracuje. Szukalabym jakieś wymówki, że np. jestem poza domem. Dopiero gdy to wszystko urosło zdałam sobie sprawę napisalam tutaj, bo już jestem na granicy wytrzymałości. Ten brak ochrony siebie, swojego interesu przerodził sie w bol.
-
Cóż co więcej, w połowie grudnia powiedziala, że zamyka biuro, bo nie będzie co robić. Inaczej mówiąc chciała żebym zużyła zaległy urlop. Nie zapytała mnie czy ja chcę iść na urlop lecz sama podjęła decyzję. Gdy byłam już na urlopie napisała żebym dostarczyła wniosek pilnie jednego z klientów, gdyż ona musiałaby specjalnie przyjeżdżać. Mieszka około 10 kilometrów od firmy i przyjeżdża do biura samochodem. Mi dojazd autobusem do firmy zajmuje około 20-25 minut, a dwie strony prawie godzinę. Po powrocie do firmy zrobiły się zaległości, gdyż swojej pracy w pełni nie skończyłam. Chce mieć tylko potwierdzenie, że jestem wykorzystywana. Teraz gdy mam sesję i potrzebowalabym tego urlopu to nie mam. Mam do siebie uczucie pogardy i chce mi się płakać o to wszystko.
-
Najgorsze jest to jednak, że ja czuje, ze między nami nie ma porozumienia. Że gdybym mogła ocenić jak ona mnie ocenia to, że jestem głupia i trzyma mnie z powodu tych środków,które na mnie dostaje, a w gruncie rzeczy nie chce mnie dalej uczyć. Dlatego mam chyba blokade zeby prosic o swoje. Że tak meczymy się wzajemnie ze sobą i chyba chcialabym aby to się już skończyło.
-
Oprócz tego że ogarniam sprawy biurowe, te związane ze swoim stanowiskiem to takze dbam o porządek w biurze myje podłogi czy tam wycieram kurze. Natomiast ostatnio była taka sytuacja, która zapaliła mi kontrolkę. Mianowicie wstała, zbierała się do wyjścia, zapytała czy uzupełnię wodę w ekspresie. Zrobiłam to, ale w głowie pomyslalam sobie dlaczego nie zrobi tego sama? Pomyslalam ze ja ostatnio użyłam ekspres i nie uzupelnilam tej wody, więc dała mi do zrozumienia, że mam uzupełnić jak woda się skończy. Jednak później wyciągnęła ostatnia kapsułkę a puste pudełko zostawiła obok czyli mi do wyrzucenia. Myje po niej kubki też. Czy we własnych pracach robicie takie rzeczy? Kolejna sprawa że czasem prosi żebym dostarczyła coś do urzędu przed swoją praca; bo mam po drodze. Ja mam ten sam kierunek z domu do pracy, ale jeżdżę autobusem. Zeby coś załatwić muszę przyjść na wcześniejszy autobus, zatrzymać się na innym przystanku i wsiasc w inny autobus. Ona wie ze ja jezdze autobusem. Sama ma auto, moze zawieźć. Są to sporadyczne sytuacje, ale z uwagi na ta godzinę dłużej która zostaje działają mi na nerwy. Nawet dziś w nocy snilo mi sie, że coś chce ode mnie o północy i ja coś dla niej robię.
-
Aktualnie mam do siebie uczucia pogardy, gdyż mam kłopot z załatwieniem tego. Dziękuje za zainteresowanie tematem i życzliwą odpowiedzią.
-
Napisałam, że moja szefowa jest kadrowa, więc sądzę, że wie takie rzeczy. Rozumiem, że zwykły przedsiębiorca nie zna się na czasie pracy i zagadnieniach związanych z kodeksem pracy. Wykupiłam już kurs na temat asertywności w grudniu, ponieważ sytuacja już mi uwierała, a teraz zaczęła jeszcze mocniej. Niestety kurs nie pomógł mi wyrażać emocji, dalej mam z tym kłopot. Czuje się teraz jak zwykła frajerka. Chciałam dobrze dać coś komuś, ale później zrozumiałam, ze wszystko działa tylko w jedną stronę.
-
Chyba nie do końca mnie zrozumiałaś. Ona wie, że mam orzeczenie, bo skorzystała z dofinansowania PFRON na mnie (dofinansowanie do wynagrodzenia osób niepełnosprawnych). W całej historii chodzi o to, że moje prawa nie są respektowane - mam skrócony czas pracy( tygodniowo 35 godzin a nie 40), nie mogę pracować w nadgodzinach, mam dodatkowe 10 dni urlopu w roku. Inaczej mówiąc to co się teraz dzieje jest niezgodne z obowiązującym prawem.
-
Rozpoczęłam pracę od stażu. Rozpoczynając staż nie poinformowałam pracodawcy o orzeczeniu o niepełnosprawności, gdyż obawiałam się wykluczenia ( że przez to nie dostanę tej pracy) i wbrew temu co myśli wielu osób nie ma się takiego obowiązku. Pracowałam 8 godzin na dobę. Później w trakcie stażu o tym powiedziałam, gdyż z tego tytułu może otrzymywać dofinasowanie z budżetu państwa do wynagrodzenia. Aktualnie zarabiam najniższa krajowa (dostałam później umowę), obecnie 2800 zł brutto. Dofinansowanie miesięczne do takiego wynagrodzenia to 2100 zł plus z tego co mi wiadomo jest możliwość o staranie się refundacje składek na takie osoby., widziałam jak szefowa sobie wydrukowała takie dokumenty z tarczy. Jestem też na refundacji z UP, z tego tytułu przełożona otrzymała dofinansowanie na doposażenie stanowiska pracy. Sytuacja dobija mnie jednak. Mój czas pracy zgodnie z kodeksem pracy wynosi 7 godzin dziennie i mam 10 dni dodatkowego urlopu w roku – umiarkowany stopień niepełnosprawności. Nie mam tego urlopu, a pracuje 8 godzin dziennie. W Urzędzie Pracy opieprzyli mnie, że nie powiedziałam, że mam orzeczenie, bo mój czas pracy jest krótszy, wtedy gdy byłam na stażu, a ja dalej pracuje za długo. Mam też sporo obowiązków teraz w życiu i ta sytuacja mnie już wykańcza. Dodatkowo ostatnio bez żadnej rozmowy ze mną zostałam poinformowana, że przychodzi stażystka i mam ją uczyć, dla mnie to dodatkowa robota. Jedynie to co z mojej strony jest problemem to, że nigdy o tym nie powiedziałam tzn. że mój czas pracy wynosi 7 godzin, a nie 8 godzin. Jestem jedynym pracownikiem, godziny otwarcia biura 8-godzinne nadrukowane na drzwiach, obawiałam się też jej niezadowolenia. Moja szefowa jest kadrowa, a takie osoby raczej wiedzą o tym. Oczywiście obstawiam to, że może tego nie wiedzieć, sądzę jednak, że wie. Aktualnie czuje się wykorzystywana. Nie mam co liczyć na podwyżkę, myślałam, że ktoś będzie się cieszył, że 2/3 mojego wynagrodzenia pokrywa państwo, a jak złoży dokumenty o refundacje składek z tarczy to będę za darmo. Nie wiem dokąd to zmierza. W sumie wiem, co większość z Was mi napisze: idź i powiedz czego oczekujesz. Zastanawiałam się dlaczego to taki problem dla mnie. Jeżeli ktoś będzie niezadowolony, że chce pracować zgodnie ze swoim czasem pracy to przecież chyba nie warto dla takiej osoby pracować i lepiej się zwolnić. Niby to oczywiste, ale i tak mam z tym problem.