upadłyszczur
Zarejestrowani-
Zawartość
14 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez upadłyszczur
-
Chciałabym się zapytać o taki jeden kierunek- bezpieczeństwo narodowe. Czy ktoś studiował? Czy warto teraz wybrać ten kierunek i czy można coś po tym robić ? Teraz myślę o tym by wybrać drugi i zainteresowałam się bezpieczeństwem narodowym. Chętnie poczytałabym komentarze.
-
Wiem, że to głupio zabrzmi, bo jestem za młoda...jestem z chłopakiem 3 lata. Kiedy poszliśmy na studia mój ukochany zaczął się dziwnie zachowywać. Studia wymagające, ale on moim zdaniem radzi sobie znakomicie. Ma jakieś jazdy, jest zły, bo czuje, że coś zawalił. Traktuje mnie jak jakiś gorszy sort, a jak gra sobie później z koleżkami to się cieszy jak głupi. Na następny dzień jest uśmiechnięty i sam się dziwi czemu jestem na niego zła. No odpowiedź jest prosta- mam dosyć jego zachowania. To są studia, a nie liceum, gdzie się zbierało piąteczki i szósteczki. Na takie pouczenia to mówi, że ja coś sobie dopowiadam i wmawiam. Mną aż telepie...ba...ręka mi się trzęsie, żeby go walnąć w ten głupi łeb. Czy przemoc może być odpowiednim sposobem, by go postawić do pionu ? Nie no...oczywiście żartuję. To jest tak toksyczne, że ja nawet o swoich studiach nie myślę. Jak mam go traktować ? Serio ja przez tego durnia nerwicy dostanę...
-
O kurde...no ja myślałam że pójdzie na studia to zmądrzeje a tu d00pa
-
Statystyka to ch00j. Ja nie szukam męża tak btw
-
Weź ja tu chcę się umawiać do psychologa a ja jakieś farmazony o ślubie czytam xDD
-
Rok mieszkamy razem. On jest na ekonomii a ja na zarządzaniu inf
-
No to prawda...nie słucha mnie. Znam swoją wartość i dlatego nie odpuszczam. No kurde ja tylko chcę podstawowych potrzeb a tu klapa (nie mówię o seksie tylko o rozmowie czy zwykłym przytulaniu)
-
No to się pytam co mam zrobić...mieć wywalone i powiedzieć mu "spier..." czy jednak coś ratować. Poza tym...20 lat mam i gdzieś mam ślub
-
Jak ja mam 20 lat...jaki ślub ??? Ja się pytam co mam robić z tą ciotą bo czuję potrzebę wizyty u psychologa
-
No nwm bo on uważa, że chwilami jestem chamska i władcza...głaskać jego non stop nie będę. Ale czy to jest powód żeby odreagować całą złość na mnie, bo kolokwium napisał na 3.5 ? Ego ma wywalone w kosmos i ja mu to ciągle mówię to, a później słyszę "myślałem kiedyś, że nie jesteś tak bezczelna...myliłem się"
-
On chwilami jest tak toksyczny, że nie myślę o swoim życiu tylko rozmyślam o nim. Kłótnie są później, bo zwróciłam mu uwagę, że nic nie robi w mieszkaniu. Mam też swoje potrzeby, ale nie naciskam to co mi odpowiada...że jest wielce zmęczony. A óźniej ogląda jakieś ... na YT...to mnie wkurza
-
Nawet nie wiesz jak mnie teraz nosi, by mu ten laptop na głowie rozwalić i powiedzieć, że dno, 5m mułu i wodorosty XDD
-
Chciałabym w końcu się uwolnić, ale nie wychodzi mi to kompletnie... Chodzi o moją rodzinę, zawsze są jakieś afery i kłótnie. Moi rodzice to zwykli materialiści i poświęciliby chyba wszystko dla pieniędzy i własnego ego. Rodzeństwo...no cóż...wyżej srają niż dupę mają. Jak można się domyślić...nie dogaduję się z nimi wszystkimi w ogóle. Rodzina jakoś mnie traktuje jak przybłędę i stąd moje spostrzeżenia, że może jestem adoptowana (kwestia różnic w wyglądzie oraz w zachowaniu jest bardzo duża). Gnojona byłam zawsze mimo, że się dobrze uczyłam. Wielkim problemem było to, że miałam problemy zdrowotne (nadczynność tarczycy oraz 4/5 objawów anemii w etapie gimnazjalno-licealnym). Rodzice grozili mi, że jak usłyszą, że chodzę do pedagoga czy psychologa to mnie przepiszą do szkoły, gdzie (no nie oszukujmy się) no są osoby nieogarnięte oraz zdemoralizowane. Nie chcę się szczycić, ale chyba będę jedyną z rodzeństwa, co skończy studia. Zawsze miałam wyścig szczurów i walczyłam o najlepsze stopnie, tak dla satysfakcji. Nie raz chciałam udowodnić, że mam plan na siebie i potrafię zawalczyć, a mimo to...wyzywali mnie wiecznie od latawic, bo chciałam się ubrać i pomalować jak na dziewczynę przystało. Zawsze ojciec powtarzał, że nic nie osiągnę, bo jestem (cytuję: "...nięta"). Najlepsze było to, że już po mojej 18-stce rodzice mnie ochrzanili, że nalałam sobie jedną lampkę wina, mówiąc, że tak to robią lambadziary i alkoholiczki. Kiedy moja młodsza siostra chleje przy matce piwo z moim starszym bratem ja dostaję ochrzan za nic (nigdy nie byłam pijana, nigdy nie odwaliłam jakiegoś numeru). Kiedy dostałam się na uczelnię i na kierunek, na który chciałam- wszyscy jakoś mnie traktują z dystansem. Na początku były komentarze "a gdzie Ty będziesz pracować ? Kto szuka ludzi po tym kierunku?). Ale to tam bajka... Najlepsze było, kiedy mój ojciec chciał przekabacić mnie na swoją stronę. Sabotaże z nieznanych i wymyślonych przyczyn (w rodzinie) jest czymś ohydnym dla mnie. Nawet mam wrażenie, że to się zwróci przeciwko mnie. Od sojusznika po zdrajcę, bo kogoś nie chcę słuchać. Powiedzmy sobie szczerze...nie czułam i nie czuję więzi z rodziną, traktują mnie nijako. Jak coś mi wyjdzie w życiu i się tym cieszę to mój nastrój się zmienia w ułamek sekundy, bo ktoś coś dopowiedział. Dlatego jestem wiecznym smutasem, bo nie potrafię się cieszyć moim życiem. Mam wrażenie, że nie należę do tych ludzi. To przeczucie mnie prześladuje od 4 lat. Chcę żyć normalnie i mam żal do rodziny, że traktowali mnie w taki sposób. Nie potrafię sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: "za co ?". Nauczyłam się jednego- że nie mam nic tak właściwie (bo nie mam pracy i wykształcenia to mam siedzieć cicho). Dobija mnie to już...a chcę się w końcu skupić na moim życiu. Co mam robić ? Porozmawiać ? Traktować ich tak samo jak oni mnie ? Czy nie okazywać wrogości ? A może się odciąć stopniowo od nich ? Naprawdę nie wiem, co mam robić.
-
A ile języków trzeba znać na rynku pracy? I jakie byłyby najlepsze ? Zastanawiałam się nad rosyjskim i francuskim, ale nie wiem czy to dobry pomysł...