Po krotce mam do Was takie pytanie. Bylam w małżeństwie 9lat, znaliśmy 16. Nie mamy dzieci. W maju zeszłego roku przyłapałam mojego męża ze jezdzi do koleżanki z pracy - ja nic o tym nie wiedziałam, robil to po kryjomu w czasie pandemii. Miał zdalne mi mówił, że jezdzi fo pracy, jezdzil do niej. Postanowiłam, że się wyprowadzę. Wynajęłam mieszkanie. Podczas mojej wyprowadzki nawet nie poprosił, żebym nie odchodziła. Wakacje minęły na ich podróżowaniu do Ojcowa, Krakowa, w góry ba termy itd. Gadaliśmy i gadamy cały czas więc wiem co się u niego dzieje. Około sierpnia zaczęliśmy się spotykać w sensie, wpadnie ba obiad, lub pojedziemy razem na zakupy. Oczywiście teraz chce wrócić, mówi, że tamta to tylko koleżanka, ze nic ich nie łączy. Pomimo tego co mówi dalej jezdzi do niej, ona mieszka sama z synkiem i przesiaduje u niej po kilka godzin. Zaznaczę, ze nie zostaje u niej na noc. Kiedy mowie, ze wrócę jak przestanie się z nią spotykać argumentuje to tak, ze ona jest jak kolega. Powiedzcie on jest ...a czy ja?