Cześć,
Piszę tutaj bo już nie mam pomysłu co począć. Jestem mężatką od 8 miesięcy. Z mężem - R. w związku jestem 9 lat. Były czasy lepsze i gorsze - w ogólnym rozrachunku R. był człowiekiem czułym i opiekuńczym. Oświadczył się po 2 latach związku, oboje marzyliśmy o weselu jednak nie mieliśmy co liczyć na pomoc rodziców. Po kilku latach udało nam się odłożyć na wymarzone wesele.
Niestety chwilę przed ślubem zmarł niespodziewanie ojciec R. Mąż podjął decyzję o zorganizowaniu wesela i ślubu mimo, że nie minął nawet miesiąc od pogrzebu.
Od tego momentu nie poznaje człowieka z którym spędziłam prawie połowę życia.
Mąż traktuje mnie jak wroga. Wyżywa się na mnie, wytyka błędy, obraża. Uważa, że nie wspieram go. Jest złośliwy, wyśmiewa mnie. Próbowałam z nim rozmawiać, powiedziałam że bardzo się zmienił od śmierci taty, że powinniśmy iść do psychologa. Wywiązała się ogromna kłótnia. Zabronił wspominać ani mówić o jego ojcu, wyznał, że (jego) mama jest teraz najważniejsza. Mam wrażenie, że moje życie kręci się wokół żałoby, jego bólu. Boję się odezwać, cokolwiek zrobić żeby go nie urazić. Na prośbę o rozmowę reaguje agresją, mówi że nie chce ze mną rozmawiać lub na ten temat rozmawiać. Na pytanie dlaczego jest dla mnie niemiły, obraża mnie i osądza o całe zło świata, mówi, że widocznie ma powód. Niestety, nie chce mi powiedzieć o co mu chodzi, podać tego powodu.
Normalnie nie pozwoliłabym sobie na takie traktowanie mnie, ale temat jest dość delikatny. Zaczynam się zastanawiać czy coś se mną jest nie tak - w mojej ocenie nie potrafię zrozumieć i wesprzeć go w jego żałobie.
Jestem w trakcie szukania psychologa dla siebie, ale potrzebuję żeby może ktoś, kto ma podobne doświadczenia wytłumaczył mi czy to zachowanie jest naturalne w trakcie opłakiwania bliskiej osoby.
Przyznaję, że nie tak wyobrażałam sobie małżeństwo - myślałam, że będę najważniejsza, że stworzymy zdrową rodzinę.
Proszę o Wasze opinie.