Witam, zacznę może od początku. Kilka miesięcy temu rozstałem się z moją byłą dziewczyną, a dokładniej mówiąc to ja z nią zerwałem, ponieważ bardzo się zmieniła, czuć było od niej chłód i po prostu byłem traktowany przez nią źle. No i kilka tygodni po tym rozstaniu ona chciała do mnie wrócić i przez aż kilka miesięcy udowadniała mi że mnie kocha no i powiem wam że serio się ogarnęła. Aż w końcu jakiś miesiąc temu spytała mnie o związek, a głupi ja dalej myśląc o tym co było, a nie o tym co jest powiedziałem jej stanowcze nie. Bałem się że powróci to wszystko co kiedyś między nami się działo zupełnie nie zważając na to że ona serio mnie kocha i się stara. Tak wiem ...ałem odmawiając ale to nie jest to do czego zmierzam. Od tamtego czasu widzieliśmy się może z 4 razy. Po około tygodniu/dwóch coś we mnie wstąpiło, zacząłem żałować swojej decyzji odrzucenia jej i powiedziałem jej że żałuję i że chciałbym z nią być, jednak tym razem to ona odmówiła. No cóż zrozumiałe, w końcu to ja ją odrzuciłem po prawie półrocznym staraniu więc nie dziwi mnie fakt że dała sobie spokój ze mną mimo że zmieniłem zdanie. Ale uwaga to nadal nie jest to do czego zmierzam. No i przez ostatnie kilka tygodni ona żyła swoim życiem, a ja swoim i nie mieliśmy zbytnio kontaktu. Aż nagle pewnego razu jak wychodziłem z pracy zadzwoniła do mnie zapłakana i chciała ze mną porozmawiać bo jak to ujęła "jestem jedyną osobą której ufa". No i wszystko okej wysłuchałem jej o co chodzi, nie będę jednak głębiej poruszał tematu tej rozmowy bo to jej prywatne sprawy. Było mi jej szkoda, dzwoniłem do niej co dzień, pytałem jak się czuje, co u niej i takie tam, wieczorami rozmawialiśmy nie raz grubo ponad godzinę. Aż pewnego razu zaproponowałem jej spotkanie, takie najzwyczajnie koleżeńskie, a ona się zgodziła. Następnego dnia przyszła do mnie, porozmawialiśmy, pograliśmy, typowe spotkanie jak z koleżanką bądź kolegą. Aż w pewnym momencie zabrała mi telefon (nie, nie chciała go przeszukać, liczyła że zareaguje i zacznę próbować go odebrać co też zrobiłem) i podczas tej małej szamotaniny ona się na mnie rzuciła i zaczęła mnie całować. No i wszystko spoko, nie stawiałem oporu bo nadal ją kochałem i jak widać ona mnie też. Już wewnątrz siebie się ucieszyłem że może w w końcu wszystko się ułoży, ale jak zwykle ch*j mi w dupę, byłem oczywiście w błędzie xD (może xD tu nie pasuje ale ta historia jest tak zamieszana że pewnie dla wielu będzie śmieszna). Jak leżeliśmy poruszyła pewien temat, chciała mi się do czegoś przyznać. Powiedziała mi że jakiś czas po tym jak ją odrzuciłem, gdy nie mieliśmy zbytnio kontaktu ona zaczęła "kręcić" z jakimś facetem. (co najlepsze on ma dziewczynę). Powiedziała że między nimi do niczego nie doszło, nie całowali się, nawet nie przytulali. Jedyny ich kontakt jaki był to taki że złapał ją na nogę, a ona zrobiła tego zdjęcie (które oczywiście mi pokazała bo nie wierzyłem jej że z kimś kręci bo nie raz robiła sobie z takich rzeczy jaja). No i przyznała się że jej jedynym celem było "zaliczenie go" XD Ale gdy miało już do tego dojść ona odpuściła, ponieważ jak to powiedziała "dalej mnie kocha i poczuła że to nie fair". No i w sumie to wszystko, moje przemyślenia są takie że jestem rozczarowany tym że osoba, którą ciągle kocham miała takie zamiary z kimś innym, a też jestem okropnym zazdrośnikiem i takie złapanie za nogę dość mocno mnie zabolało. Fakt, nie była wtedy ze mną w związku, nie miała wobec mnie żadnych zobowiązań, ale skoro mnie kochała to po co zaczynała kręcić z kimś innym? I do tego właśnie zmierzałem pisząc to, co Wy byście zrobili na moim miejscu? Ja ją dalej kocham, też źle zachowałem się olewając to że się stara, zachowałem się wtedy jak cham, ale nie robiłem sobie planów od razu z jakąś inną laską xd Czy jest sens zadręczania sobie głowy tym facetem i dać nam szanse? Jeśli doczytaliście do końca to dziękuje za wytrwałość :)