Witam, może ktoś pomoże mi zrozumieć sytuację z mojego życia. Sytuacja wygląda tak, że rozstałam się z chłopakiem po ponad 2 latach związku, w tym czasie odezwał się do mnie na messagerze, facet z którym kiedyś pisałam, okazało się, że rozpoznał mnie gdy byłam w pracy. Po 4 miesiącach pisania, dałam się namówić na spotkanie koleżeńskie. Jeździliśmy jego autem i rozmawialiśmy, zatrzymaliśmy się nad jeziorem, usiedliśmy na kłodzie było nastrojowo, wieczorek, gwiazdy, rozmowy o marzeniach, powiedziałam, że i tak nie spełni tego marzenia, zasugerował że może będzie potrafił, bardzo chciał wiedzieć o czym marzę, więc powiedziałam, że chciałabym być szczęśliwa... Było miło, ale odwożąc mnie do domu bardzo mnie do siebie zniechęcił, zaczął się z kims ścigać, mówiąc, że nie może się powstrzymać, dla mnie to było infantylny zachowanie. Mimo to spotykaliśmy się jakiś czas, po kilku tygodniach doszło do seksu. Były jakieś uczucia, ale ciężko nazwać to miłością. Jednak nie był mi obojętny, z byle kim się przecież nie sypia. Oboje jednak nie chcieliśmy uprawiać seksu, chcieliśmy walczyć nad porzadaniem, on z tego powodu, że jest praktykującym katolikiem, ja głównie dlatego, że nie byliśmy w związku i nie było to dla mnie w porządku. Mimo, że próbowaliśmy się powstrzymać, praktycznie każde spotkanie kończyło się seksem. Coraz bardziej zaczęłam się przywiązywać, wspólne wyjazdy, mile spędzony czas, nie wspomnę już nawet o tym jak bardzo mi się podobał wizualnie. Mimo to nie chciałam z nim być ponieważ często nie potrafiliśmy się dogadać, często były sprzeczki o błahe rzeczy, poza tym ta jego infantylnosc... Fakt, że bawił się w przeszlosci dziewczynami, miał 8 partnerek seksualnych, zniechęcało... mimo, że mówił, że tego żałuje, że gdyby mógł cofnąć czas to by to zrobił. Byłam jego niepewna, więc gdy zapytał o chodzenie odmówiłam, nie ufałam mu na tyle, potrzebowałam na to czasu. Poza tym on raz pokazywał że mu zależy np zrobił szaszłyki z owocami, zabierał w różne miejsca, mówił słodko o tym co czuje, że jestem wyjątkowa itd, a innym razem mówił do mnie ,, mordo,, ; bekał przy mnie, spotykaliśmy się średnio raz na tydzień, nie poznawał mnie z nikim, nie chciał poznawać nikogo ode mnie, wszystko to powodowało, że miałam mętlik w głowie, jednak powiedziałam że nie chce związku, że możemy się spotykac na takich zasadach jak dotychczas, czyli spotkania, rozmowy i seks, bo z jednej strony tego nie chciałam, a z drugiej seks sprawiał ze czułam się wyjątkowo, czułam bliskość, potrzebowałam tego. Nie przyjemności, a poczucia, że jestem dla kogoś ważna, itd... Wiem.... Głupie. Po jakimś czasie znowu poruszył temat związku, a ja znowu odmówiłam, powiedział, że mam się zastanowić, bo już więcej nie będzie poruszał tych tematów. Odmówiłam, bo w głębi serca chciałam żeby mi pokazał, że będzie o mnie walczył, żebym mogła mu zaufać, żeby mi pokazał, że jestem dla niego ważna.... Jednak od wtedy przestał słodko mówić, był seks, ale już nie był taki namiętny... Nie czułam bliskości, czułam wręcz upokorzenie... Powiedziałam, że już nie chce seksu, on też pisał, że musimy z tym skończyc, jednak nie potrafiliśmy się powstrzymać, po kilku razach napisałam, że nie chce się spotykac, bo nie czuje się z tym dobrze, że relacja stoi w miejscu, że nic się nie rozwinęło, a uprawiamy seks, zgodził się niechętnie na brak kontaktu. Po jakimś czasie doszło do sprzeczki w wyniku której napisałam żeby do mnie nie pisał z nadzieją, że się nie zgodzi, że napiszę, że nie chce stracić kontaktu ze mną, bo jestem dla niego ważna.... Tak jak to kiedyś mówił... Jednak on się zgodził... Od ponad 2 tyg nie mamy kontaktu, ja codziennie o nim myślę, codziennie patrzę czy coś napisał... Przeglądam nasze wiadomości, jego instagrama itd.... Nie rozumiem dlaczego.... Przecież jest dla mnie dziecinny, zlał mnie.... Poza tym spotykam się znowu z byłym, do którego mam jakieś uczucia... Trochę czuje, że po prostu nie radzę sobie z samotnością, potrzebuje być, albo chociaż czuć sie dla kogoś ważna, były mi tego niestety nie okazuje na tyle na ile tego potrzebuje... Jednak zawsze mogłam na niego liczyć, mimo, że wiele razy mówiłam mu pa, on zawsze wracał... Poza tym seks z nim jest o wiele lepszy, z tamtym trwał tylko chwilę, z byłym czuje większą satysfakcję, bardziej czuje tę uczucia, a jednak myślę o tamtym. Być może to przez to, że czuję żal, że tak łatwo mu przyszło się ode mnie odciąć, trochę tęsknię za tym jak pięknie kiedyś mówił o tym co do mnie czuje, że się trochę starał, że czułam się wyjątkowa. Nie rozumiem czemu myślę o tamtym... Czemu tak ciężko mi się pogodzić z tym, że nie walczył o kontakt, chciałabym wiedzieć czy też o mnie myśli... Chciałabym poznać wasze zdanie co o tym myślicie.