Mam 30 lat w wieku 16 lat stwierdzono u mnie chorobę psychiczną. Do jakiegoś 29 roku życia tata wcale nie wierzył w moją chorobę tzn. wcale nie wierzył w istnienie chorób psychicznych. Mówienie weź się w garść itp. jeszcze bardziej mnie dołowało. Dopiero od niedawna mam super dobrane leki, po których nie mam objawów choroby psychicznej. Nawet dobrze się po nich czuję. Tata do momentu aż miał atak w ubiegłym roku - ból wywołany przez kamienie i sam się przekonał jak nie mógł wstać z łóżka. Powiedział wtedy takie słowa do mamy Sylwia to naprawdę musi się męczyć. Jednak jak ból odszedł znowu jakby zapomniał że choroby psychiczne istnieją i w to że czasami (szczególnie przed miesiączką) oprócz tego że jestem właśnie przed miesiączką tego dnia pojawiają się sporadyczne głosy wewnątrz głowy. Dodatkowo oprócz choroby psychicznej w 2017 roku miałam wypadek przez który mam do wykonania takie operacje jak: opracowanie uszkodzeń chrząstki, niestabilność rzepki, osteotomia, uwolnienie przykurczów potrzebuję niespełna 14 tyś zł a ledwo mam na skromne życie z renty socjalnej. Też ta suma 14 tyś złotych to nie jest wygórowana. W innych miejscach bym zapłacić musiała znacznie więcej. Mama ma prawo jazdy ale nie jeździ samochodem także muszę być miła dla taty żeby nas z mamą gdzieś podwiózł. Teraz mam rehabilitację na kostkę. To że mnie ojciec podwozi to jest z łaski tylko dlatego że mama go poprosi. Jedyną osobą z którą mogę szczerze porozmawiać jest moja mama ona nigdy nie wyśmiewa, nie bagatelizuje tego co powiem. Wręcz przeciwnie wspiera mnie i pomaga. Nie mam męża ani chłopaka wszyscy widzą ( oprócz mamy) że tylko utrudniam, przeszkadzam itp. :(