Cześć ,miałam poukładane życie, 8 lat związku ,piękny synek 8 miesięcy,zero kłótni, zaraz chrzest i ślub - wszystkie formalności gotowe. Sielanka... Jedynie chyba w moim mniemaniu tak było rewelacyjnie ,ponieważ mój narzeczony około 3 tygodnie temu nie odzywał się do mnie ,unikał mnie i dziecka...tłumaczyłam to zmęczeniem gdyż pracował na noce w tamtym czasie ,miałam dość już i też byłam zła że nie angażuje się w nasze życie tylko wysypia się po nocy i resztę dnia spędzał w sypialni zamiast z nami był opryskliwy w stosunku do mnie. Któregoś popołudnia postanowił jechać do kolegi ,później przyjechał i pojechał z powrotem ,wrócił i mówię do niego o co chodzi.. co się z nim dzieje i tu strzał w serce....NIE CHCĘ Z TOBĄ MIEĆ ŚLUBU ,postanowił wyprowadzić się ode mnie i za tydzień miał dać odpowiedź i wyjaśnić ostatecznie co się stało i co on czuje. Przyjechał za tydzień i oznajmia mi że TO KONIEC,masakra nie wiedziałam co ja robię nie tak ? Teraz już mija około 2 tygodnie jak się nie widzieliśmy, odzywaliśmy się z dwa razy w sprawach formalnych przez telefon. Jakieś trzy dni temu dowiedziałam się że wynajął mieszkanie i mieszka tam z nową dziewczyną ( nie przyznał się że kogoś poznał a pytałam kilka razy) I nie mogę pojąć jakim trzeba być człowiekiem aby wybrać jakąś babę niż swoje własne dziecko i nie powalczyć o nasz związek . Jestem nadal w szoku ale jednocześnie gardzę nim. Nic nie wskazywało na takie zachowanie ,rozmawialiśmy normalnie oprócz tych jego cichych dni nie wynikających z żadnej kłótni..Jestem ciekawa waszych wypowiedzi.. Jestem ciekawa czy będzie chciał wrócić chociaż to bezcelowe bo ja już go nie przyjmę.Pozdrawiam ślicznie.