Jesteśmy razem 15 lat, małżeństwem 9. Mamy dwie córki. Nigdy nie mielismy idealnego związku. Nigdy nie było randek,kwiatów, prezenty na urodziny tylko typu " Kup sobie coś " . Chociaż ja zawsze staram sie, żeby na każdą okazje coś kupić, zrobić.... Żeby było miło. Jemu jest tylko miło jak przyjdą znajomi. Ja też lubie ich towarzystwo,ale chciała bym odrobine romantyzmu. Nigdy nie jezdziliśmy na wspólne wakacje, czy wycieczki. Zawsze jest ,że po co, nie ma nic ciekawego, on woli na ryby sam. Nawet ,że dzieci są i żeby im było miło to jedzcie sobie bez niego. Ogolnie chyba nie lubi spędzać ze mną czasu. Jak jest w domu to tylko tv lub komorka czy laptop. Rzadko kiedy gadamy na luźne tematy bo potrafi wprost powiedzieć ,że nie chce mu sie gadać, po czym dzwoni za 5 min kolega i przez 20 gadają sobie o głupotach . Nigdy nie słysze komplementów, miłych słów. Kiedyś leczyłam sie rok na nerwice i wyszłam z tego. Do tej pory potrafi mi to wypomnieć , że chyba powinnam iść leczyć łeb bo chyba mi sie pogorszyło. Dużo przykrych słów słysze, o głupoty. Wystarczy ,że zrobie coś nie tak jak on chce. Ja może nie jestem idealna,na pewno nie . Jestem wymagająca, uparta. Dużo od niego wymagam, nie pozwalam na wszystko jak inne żonki, ale robi i tak co chce. Szacunku mam zero. Najczesciej słysze że jestem ...em ...onym . Przy dzieciach też sie nie hamuje i do nich też ma ostry język. Tatuś z niego średni , z nimi też czasu spędzać nie lubi. Woli wyjść na bajere do kolegów. Od razu mowie,nie pije ,nie bije. Ale czy to znaczy,że już ma mi wystarczeć? Watpie ,ze mnie kocha. Po prostu jest. Intymnosci zero. Jestem teraz chora na k. Leze w łóżku bo nie mam siły. Odkad jestem chora ani razu nie zapytał sie mnie jak sie czuje. Nie spytał ,czy mi zrobić herbate, dać lek ,czy cokolwiek. Sama sobie musze radzić, jak go poprosze to zrobi mi ewentualnie herbate ,ale obrazony,ze musi wstać z kanapy. Coś tam w domu niby ogarnie, jak przypomne, po czym wraca na kanape. Ile sie da wysługuje sie dziećmi. Po prostu ja już nie wiem, czy to tak ma być? Jemu na mnie nie zalezy, umarła bym to by sie nie przejął. Nie chce ze mna rozmawiać ,a w sumie o wszystko podnosi ton. Glupia sytuacja z rana, przyleciała córka,ze głodna. Mowie poproś tate,to ci zrobi śniadanie, córka do niego poleciała i słysze z salonu " powiedz matce żeby nie rządziła" ... Ja nie mam sily nawet dyskutować .... Zamykam sie w sobie i wole nie mowić nic chodz w srodku mam ochote wybuchnąć i doprowadzic do ogromnej awantury. Bo awantur u nas nie ma. On mnie upokorzy, co gorsza potrafi i przy rodzinie i znajomych, a ja ze wsydu siedze cicho lub nawet gdy sa tylko dzieci w trosce o nie nie kloce sie, bo i tak slownej klotni nie wygram. Duzo mysle, czy chce takiego malzenstwa,ale boje sie odejsc, ze pozaluje. Teraz gdy jestem chora, juz calkiem przybija mnie to jak on mnie traktuje. Nic a nic go nie obchodze. I w sumie napisalam to po czesci sobie. Zeby to sobie przeczytać i uświadomić w jakim bagnie tkwie, tylko co dalej?