Pomiędzy mną, a moimi przyszłymi teściami jest ogromna przepaść. Różni nas praktycznie wszystko - poglądy polityczne, poglądy na małżeństwo, zainteresowania i inne. Myślałam, że to nie jest takie istotne, ponieważ jestem z ich synem i to z nim powinnam mieć jak najlepsze relacje. Niestety nie do końca tak jest. Teść ma bardzo specyficzne poglądy na rolę kobiety w małżeństwie. Uważa, że kobieta powinna zajmować się domem i dziećmi, a jednocześnie ma zarabiać pieniądze. Ja prowadzę własną działalność i ciężko pracuję. Jestem zupełnie niezależna, mam swoje mieszkanie. Natomiast uważam, że w związku powinno się dzielić obowiązki pomiędzy obie osoby, chyba, że kobieta nie pracuje zawodowo - wtedy jedynie rozumiem, że musi trochę bardziej poświęcić się pracy w domu, ale nadal uważam, że mężczyzna musi brać czynny udział w wychowaniu dzieci i innych domowych obowiązkach. Jednak teść, cytuję "to baba jest od sprzątania kibli i zajmowania się dziećmi, one są do tego stworzone, a nie facet". Na szczęście z moim facetem mamy jednakowe poglądy na ten temat, ale przyszły teść za każdym razem usiłuje wpoić synowi cudowne, szowinistyczne zasady, które powinny obowiązywać we wspólnym związku, czyli kobieta do garów, do dzieci i pracy, a facet tylko praca. Teściowa, co ciekawe, pracuje i to ona wychowała dzieci sama (z dużą pomocą swojej mamy), bo teść był wtedy przez wiele lat za granicą i miał praktycznie odrębne życie. Rzadko widuję się z teściami, ale czasem trzeba. Dziś na obiedzie teść znowu z uśmiechem mówił o tym jak głupie kobiety idą na studia nie wiadomo po co, że to one są od sprzątania i dzieci, ale pracować też muszę,a nie ciągnąć kasę od faceta, a ja już nie mogłam wytrzymać. Dodatkowo śmiał się z osób, które są nauczycielami (ja akurat z zawodu jestem nauczycielką), że nauczyciele to najgorszy sort człowieka. Naśmiewał się również z osób przeciwnych PIS. Wyrzuciłam z siebie wszystko jak wulkan Etna. Kiedy jestem wściekła to często płaczę - niestety rozbeczałam się jak głupia. Teść zaczął na mnie krzyczeć, że robię awantury o jakieś głupoty, a ja tylko wyraziłam swoje zdanie, że teść nie ma żadnego szacunku do kobiet, że obraża mnie swoimi tekstami, że nie porusza się pewnych tematów przy obiedzie. Stwierdził, że jestem zbyt wrażliwa i przesadzam, że dzisiejsze kobiety są straszne, a teściowa przytuliła mnie i jednocześnie broniła teścia mówiąc, że u nich w rodzinie mówi się o wszystkim. Mój facet siedział jak wryty i nie robił nic. Sytuacja stała się tak patowa, że nie wiedziałam co mam ze sobą począć. Usłyszałam, że powinnam iść do psychiatry, bo to we mnie jest problem, z moją wrażliwością. Tyle tylko, że ciągle to jakoś znosiłam, często sprzeciwiałam się z jego poglądami, ale nigdy tak ostro nie zareagowałam. Dziś było tego za wiele. Nie mam już sił i jest mi bardzo przykro. Do tego wszystkiego jest mi wstyd, że tam płakałam. Mój facet na szczęście ma trochę inne poglądy, uważa, że kobieta i facet muszą razem sobie pomagać w obowiązkach, wspierać się. Trochę inne, bo np według mojego faceta kobieta i mężczyzna nie powinni mieć np wspólnego konta bankowego - każdy musi mieć osobne konta, osobne pieniądze, a rachunki i wszystkie inne płatności muszą być opłacane po połowie. Moim zdaniem powinno się mieć zarówno osobne konta jak i jedno wspólne na wspólne wydatki. Jednak czasem mam obawy, że zacznie myśleć tak jak jego ojciec.