Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Mdjskdn

Zarejestrowani
  • Zawartość

    59
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wszystko napisane przez Mdjskdn

  1. Mdjskdn

    Przegapienie życia

    Nie że nie pozwala na swobodne życie. Zabiera po prostu dużo czasu. Pracuje z dziećmi. Muszę codziennie się przygotowywać na następny dzień właśnie zaraz siadam i szykuje się na poniedziałek i wtorek, we wtorek po pracy będę się przygotowywać na środę czwartek i piątek.. i tak to leci. Nie pracuje w szkole po 4 h tylko normalny pełen etat
  2. Mdjskdn

    Przegapienie życia

    Wiem że jest wszystko w porządku i dziękuję wiem, że mogłoby być znacznie gorzej. Ale męczy mnie praca która pochłania tyle czasu a po wypłacie nie mogę se nawet na zakupy dla siebie pozwolić. Sytuację mieszkaniową mam na tyle "ogarnięta" że przeprowadzka byłaby strzałem w kolano, a że mieszkam za miastem to o pracę też ciężko. Marzy mi się coś swojego ale co można na takiej wsi (zaraz za miastem więc to nie jest koniec świata) otworzyć? Może ktoś tu ma pomysł Myślę też że teraz dużo ludzi ma tego typu "problem egzystencjalny" dużo ludzi po tych lockownach i całej reszcie ma w sobie mniej życia i szuka głębszego sensu. Mnie te myśli od prawie 10 lat nie opuszczają. Chciałabym czasami wyjść i nie wracać. No ale coż...
  3. Mdjskdn

    Przegapienie życia

    Mam myśli że nie tyle że coś przegapiłam, ale że właśnie przegapiam. Skończyłam studia poszłam do pracy, pracuje 6 rok, a ogólnie od 3 liceum każde wakacje, a podczas studiów dziennych miałam pracę codziennie od pon do pt. Po zajęciach. Teraz idę do pracy wracam i nic. Mam hobby, planuje się zapisać na jakieś zajęcia ale co mi po tym. Czuje że jestem w takim momencie życia że albo coś teraz zmienię albo te lata przelecą i boje się że zorientuje się nagle że siedzę w tej samej denerwującej mnie pracy 20 rok. Tylko co zmienić ?bo mam wrażenie że nie chodzi tylko o pracę ale o całe życie, czy chce żeby tak wyglądało? Czy mogę przeżyć je jakoś inaczej?
  4. Drogie mamy. Jestem nauczycielem przedszkola i za głowę już się lapie. Uczę od lat. Ale to co się dzieje od ok. 7 lat przechodzi ludzkie pojęcie. Ja wiem ze Montessori jest fajne jak wiele innych metod wychowawczych które próbujecie wprowadzić w zycie ale przejrzyjcie na oczy. Niedługo wasze dzieci was będą biły( sytuacja z mojej pracy) a wy będziecie klaskać i się smiac bo nie wolno ani karać ani słowa powiedzieć. I okej też nie jestem fanką kar. Ale to rodzic wyznacza granice, dziecko dzięki granicom ma poczucie bezpieczeństwa. Obecnie widzę brak jakichkolwiekasad, cokolwiek się nie zgłasza rodzicom to się smieja i mówią ze no taki jest albo no w domu też tak. To skoro w domu też tak to weź kobieto się w garść. I to nie jest kwestia bycia dzieckiem bo 10 lat temu dzieci były duuuuzo bardziej samodzielne. 5letnie dzieci nie umieją się ubrać? Nie umieją powiedzieć dziwne dobry? Posprzątać zabawki? Na prawdę sprzątacie za dzieci i je ubieracie w przedszkolu? A co jak za 2 lata, rok pójdzie do szkoły to będzie szkoła przetrwania czy nauka? Nie róbcie swoim dzieciom tego. Słyszę od nauczycieli ze szkoły z3 dzieci potrafią czekać aż rodzic kapcie im zmieni. Na prawdę?
  5. Mam 2 rodziny które w ten sposób chowaja dzieci i to właśnie jedne z bardziej zaradnych
  6. Chciałabym tylko zaznaczyć że nie chce nikogo atakowac i rozumiem każde zdanie odmienne od mojego jak koleżanki wyżej. Jednak. Przepraszam ale nie uwierzę ze ktokolwiek jest w stanie cofnąć się w głowie do przedszkola i przypomnieć sobie czy było się zaradnym i jak wypadała grupa. Nie jesteście w stanie ocenić tego będąc wtedy 5latkiem, to są zupełnie 2 różne światy. Mówicie o dzieciach które mają potrzeby, a ze w klasie 1 na 23 dzieci 15 ma orzeczenia albo jakieś specjalne wymagania itd? W jakim kierunku zmierza diagnozowanie. Na początku było super jak można było stwierdzić np. autyzm i nauczono się z tym pracować a nie ze dziecko jest wytykane jako dziwak. To jest super. Ale czy too nie zaczyna iść w zła drogę? Niektóre dzieci na prawdę gdyby popracowały nad sobą, a raczej ktoś dorosły by im pomógł popracować to byłyby na prawdę normalnie funkcjonującymi jednostkami. Dzieci są wnoszone do sali na rękach (mówię o ok. 4-5-6latkach). Są ubierani rozbierani zr jak wchodzimy do szatni przebrać się na dwor to nieliczne dzieci zaczynają same a reszta rzuca, mówię dosłownie rzuca rzeczy pod nogi i czeka. Nie mówi proszę ile razy ja usłyszałam teksty rodziców mówione przez dzieci "mama mówiła ze tak nie można" na pytanie co mama robi jak jesteś niegrzeczny większość dzieci odpowiada ze nie bywają niegrzeczne albo ze mama mówi ojoj...
  7. Na całą grupę może 5 dzieci widać ze ma zasady w domu, wie ze dorośli nie są do usług
  8. Witam, Mam problem z koleżanką z pracy... Przyszłam tu się bardziej wygadać i wyzalic Otóż sprawa wygląda tak, że pracuje z dziewczyną Ktora jest nie do zniesienia. Spędzamy razem 5 godzin dziennie (zmiany nachodzą się na siebie) i spędzamy razem cały ten czas. Bardzo się cieszyłam z początku z tej pracy nawet ja ta prace tej koleżance załatwiłam (już wiem że nie załatwia się pracy nikomu). Niestety współpraca z nią przerodziła się w koszmar. Codziennie myślę, co ona znowu powie, w jakim będzie humorze jak przyjdę, zdarza się że po pracy muszę się wypłakać ze stresu jaki ona wprowadza Wszelkie moje działania w pracy komentuje, oczywiście nie pochlebnie. Wszystko co robię to jest źle, mimo, że po chwili przyznaje rację, nigdy nie przeprosi, a w trakcie dyskusji upiera się, obraża mnie itd. Jak się okazuje że nie ma racji to się obraza i przestaje odzywać. Pracujemy też z innymi dziewczynami (one są w innych pokojach) to wszystkie obgaduje, a większość z tego co o nich mówi przypisałabym jej Jestem troooche na wyższym stanowisku, jak coś powiem, miłym tonem ze może pomyślimy i zrobimy coś inaczej (zazwyczaj się z nią zgadzam jak na coś wpadnie, ale zdarza się że coś jest nie do końca przemyślane i jej to mówie) to rzuca w moja stronę (przy innych pracownikach) to ty tu rządzisz i się obraża Sytuacji nie zliczę, szefostwo niby widzi że ona jest taka nadeta i wiecznie niezadowolona ale nic z tym nie robi. Powiedziałam jej że możemy się zamienić stanowiskami i jak ona będzie "rządzić" to mogę zostać, nie będę wtedy ja odpowiadać głową i niech se robi jak jej się żywnie podoba, jak nie to się zwalniam. Stwierdziła, ze zamieniać się stanowiskami nie chce a jak się zwolnię to pewnie dadzą jej jakąś beznadziejna babę. Już siły nie mam, zwalniam się z końcem lipca bo psychicznie już nie wytrzymuje, wiem że to co napisałam nie brzmi tak źle, ale uwierzcie mi, moje życie od roku zmieniło się przez nią w koszmar i ciągle myśli o pracy, nawet jak wiem że wszystko jest dopięte na ostatni guzik to wiem że ona i tak będzie niezadowolona, a mnie strasznie bolą jej teksty, nie chodzi nawet o to że nie mogę znieść jej krytyki ale to w jaki sposób ona to mówi, że mówi to przy wszystkich i jeszcze się z tego śmieje. Mam wielką ochotę powiedzieć jej to wszystko w twarz przed zwolnieniem się i szefostwu też.. Nie chce żałować żadnej decyzji, co byście zrobili odchodząc z takiego miejsca? Olać? Zostawić za sobą? Czy rozliczyć rachunki, bo mam taką ochotę żeby w końcu zrozumiała kto był problemem...
  9. Hej wszystkim, mam problem z koleżanką z pracy. Prosiłabym o rady i opinie na temat sytuacji. Mianowicie, załatwiłam koleżance, która znałam wcześniej, pracę w tym samym miejscu co sobie (obie zaczęłyśmy w tym samym momencie tam pracować ). Zaraz mijają 3 lata, a mi się wydaje że już nawet dnia dłużej z nią nie wytrzymam. Nie chce zdradzać za dużo szczegółów bo świat jest mały Zacznę od tego że ja w tej pracy jestem odrobinę na wyższym stanowisku co od początku było dla tej koleżanki dużym "uwłaczeniem". Mimo że nasza pensja różni się groszami. Mam też dużo więcej obowiązków w pracy. Spędzamy bite 8 godzin razem. Ciągle słucham jakie moje zachowanie w pracy względem "klientów" jest źle. Wszystko zawsze jej nie pasuje. Wstraca mi się w połowie słowa podczas rozmów i neguje moje zdanie przy wspolpracowanikach, klientach, szefostwie. Gdy musiałam iść na l4 i wyjść w trakcie dnia bo miałam gorączkę itd. A wiadomo jakie mamy czasy to była tak zła że myślałam że zaraz wybuchnie mimo, że ona ciągle się zwalnia szybciej albo przychodzi później bo jeździ po lekarzach i jak twierdzi "gdybym też miała auto to bym nie musiała się spóźniać" bo ona nie ma prawa jazdy. Cięgle słucham że jak wychodzę z pracy to jest "lepiej". Nie mówi tego wprost ale podaje mi ciągle przykłady jak to się nie zmienia atmosfera jak wychodzę i ona zostaje sama. Żyły sobie wypruwam, pracuje po godzinach w domu żeby zawsze mieć wszystko gotowe, czasem jej też przygotowywuje bo to ja jestem rozliczana z "naszej" pracy. Skargi od klientów też przyjmuje ja, od 2 miesięcy dostałam już 4 skargi na koleżankę i zawsze jak jej to mówię to staram się ubrać w takie słowa żeby mimo wszystko jej to nie zabolało bo wiadomo że takie uwagi są przykre. A ona jak z młota rzuca mi ciągle moimi złymi zachowaniami, a to że jestem zbyt pobłażliwa, a to, że jak czegoś tam nie zrobię to będzie tragedia,itd. A sama robi 100 razy mniej, a jak tylko ja zaczynam coś w pracy ogarniać to ona siedzi nic nie robi i komentuje ze ja tylko ciągle to i tamto robię (cały czas przy osobach 3cich) Jak mówię coś przy klientach (nie chce mówić wprost co to za praca) o tym że np. Coś jest do poprawy to ona komentuje "gdybym ja tam była..." albo "jutro ja to będę robiła to tak nie będzie..." Mam już serdecznie dość. Płacze prawie codziennie po pracy. Planuję pójść do szefostwa ale mi wstyd bo to ja ją tutaj przyprowadziłam i pytałam czy znajdzie się etat. Myślę o zwolnieniu się bo nie wytrzymuje psychicznie. Powiedzcie proszę, co robić...
  10. Mdjskdn

    Toksyczna koleżanka z pracy

    Nie jestem jej przełożoną, w dużej mierze nasza praca polega na tym samym, tylko że ja mam za to odpowiedzialność więc z automatu robię więcej, no i w teorii zarabiam więcej (80 zł ). Nie mam prawa jej zwolnić czy coś w tym stylu. Nie twierdzę, że pracuje źle, bo potrafi być w pewnych momentach ambitna, ale wtedy z automatu ona oczekuje ze będę robić to co ona, a mi po prostu ratuje tym że się za coś wzięła sytuację bo mam wtedy czas na zrobienie czegoś innego. A ona jak już się za daną rzecz weźmie, a ja nie, bo robie w tym momencie co innego, to jest obrażona i mówi mi że też bym mogła się za to wziac. Trochę chaotycznie to napisałam, ale mam nadzieję że zrozumiecie. Ja nie wiem właśnie jak to widzą pozostałe osoby które są w danym momencie przy tym. Czy tylko mi się wydaje że ona taka jest w stosunku do mnie czy faktycznie oni też to widzą. Jak ktoś napisał-dobry pomysł z tym żeby wypytać reszty pracowników, dziękuję za każdą radę
  11. Mdjskdn

    Toksyczna koleżanka z pracy

    Wiem, pracuje nad tym, ale przy niej ciężko się to robi jak ona jest dla mnie nieprzewidywalna. Nie wiem kiedy trzsnie w stół, wyjdzie czy bóg wie co. Nawet jak odniosłam jakiś tam sukces (poza pracą) i inne dziewczyny przyszły z kwiatami mi gratulowały itd to ona się obraziła, palnęła przy nich "muszę iść zapalić" i wyszła
  12. Mdjskdn

    Toksyczna koleżanka z pracy

    Oj tak, nigdy więcej załatwiania pracy... Szkoda ze człowiek uczy się na własnych błędach, a nie na cudzych. Umowa na czas określony ale jeżeli miałabym czekać do końca jej umowy... Nie dam rady, wyłysieje do tego czasu, niestety zawsze biorę do siebie takie rzeczy. Ale chyba racja że trzeba to załatwić z szefostwem bo czy brak odpowiedzi na jej zaczepki czy odpowiedź typu że ja się chętnie zamienię na stanowiska i żeby to ona brała odpowiedzialność to mówi że nie chce i koniec, potem tylko się nie odzywa do mnie cały dzień a niestety nasza praca wymaga dużej ilości spędzania ze sobą czasu. Nawet zapytana czy zrobić jej też kawę potrafi mi nie odpowiedzieć a potem pytać czemu jej nie zrobiłam
  13. Piszę w sprawie nowej dziewczyny kolegi mojego faceta. Może ktoś podpowiedziałby czy przesadzam czy faktycznie jest coś nie tak. Otóż nasz wspólny znajomy znalazł sobie nową dziewczynę. Są w związku ok 1.5 roku. Wcześniej bardzo często spędzaliśmy razem czas, nawet w 3 albo z większą ilością znajomych. Bardzo lubiłam tamten czas. Natomiast wszystko się zmieniło odkąd owy kolega znalazł sobie dziewczynę. Nie będę w chodzić w ich relacje która nigdy nie była i nie jest zdrowa. Natomiast bardziej martwi mnie relacja ten dziewczyny z moim facetem. Kilkakrotnie byłam świadkiem jak w momencie gdy ona się zdenerwuje wszyscy nagle dookoła niej skaczą (w tym mój luby) i starają się poprawić humor. Mimo, ze to jej wina że doprowadza do takich sytuacji. Ogólnie dziewczyna jest sporo młodsza i rozumiem że każdy wiek rządzi się swoimi prawami no ale... Odkąd ona się pojawiła nie mam w ogóle ochoty spędzać czasu wśród tych ludzi. Zawsze jak mój chłopak gdzieś wyjdzie że swoim kolegą, ona zaraz tam jest. Potrafi nawet jechać za nimi jak gdzieś pojadą sami (np. Na piwo) jest straszą atencjuszką- można to tak nazwać. Ja staje się niewidzialna przy takich ludziach, bo jestem raczej cicha i zamknięta ale jej krzyki, piski, fochy doprowadzają mnie do szału. Wolę wyjść z domu niż zostać jak oni mają przyjść. Nie mam o czym z nią rozmawiać. Ona przy okazji potrafi mi na prawdę dopiec, jeszcze przy tym uśmiechając się do mojego faceta. Wszyscy jej zawsze usługiwali i ma to do siebie że ludzie dalej to robią. Mój chłopak czasami troszczy się o nią bardziej (jak gdzieś jesteśmy) niż jej chłopak o nią albo on o mnie. Doszło do tego że moja niechęć do wychodzenia i spotykania się z nimi zaczęła denerwować mojego faceta (tak, mówiłam mu kiedyś o moich złych podejrzeniach co do niej) nie rozumie że wolę siedzieć sama niż w towarzystwie osób których nie lubię. Kiedyś była też taka sytuacja w której mój facet w momencie gdy ona się pokłóciła że swoim, wziął ją na rozmowę, na bok. Siedziałam wtedy z naszym znajomym i gadaliśmy o tym jak ona właśnie się na niego wydarła, aż minęło z 20 minut gdy ten nasz znajomy sam się zapytał co oni robią. Było mi wstyd. Później niby to się uspokoiło. No ale wraca ciepła pogoda i cudowne wyjścia razem na których czasem nawet nie mam gdzie usiąść bo ona ma do wszystkiego pierwszeństwo. Prosilabym o ocene sytuacji a może ktoś był w podobnej?
  14. Mdjskdn

    Dziewczyna kolegi mojego faceta

    Młodsza tamta ode mnie
  15. Mdjskdn

    Dziewczyna kolegi mojego faceta

    Wow, dziękuję za tyle odpowiedzi! Zmotywowaliscie/łyście mnie do wzięcia tego na serio... Jak pisała osoba wyżej. Nie robię mu afer i fochów bo jestem raczej ostoją spokoju i wszystko 100 razy przemyśle zanim zacznę coś mówić. On mówi mi często że te jej zachowania to żenada itd. Ze biedy ten nasz znajomy itd. Ale ja wiem ze to jest typ dziewczyny wokół której zawsze będą skakać mimo że nikt jej dookoła nie lubi (większość jak jej nie ma potwierdza fakt że jest dosyć toksyczna) Chyba najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu unikanie jej jak się da. Kilka osób napisało o wytknięciu mu ze ja jestem najważniejsza. Tylko że za punkt honoru postawiłam sobie lata temu że nikgy nie będę walczyć o czyjaś uwagę jeżeli zajdzie taka potrzeba. Gdyby mnie zdradził zapewne bez słowa bym się po prostu wyprowadziła. Niestety wiem że sama sobie robię tym często pod górkę Ale dziękuję wszystkim, wiem że to nie jest normalne i bede inaczej do tego teraz podchodziła. Zawsze podczas sytuacji tego typu mam ochotę po prostu wsiąść do auta i ich zostawić i chyba zacznę postępować zgodnie z sercem, a moja niechęć do osób toksycznych też chyba nie jest dziwna Ktoś pytał o różnice wieku między nami-7 lat. Może nie aż tak dużo. Jesteśmy w miarę młodzi.
  16. Mdjskdn

    Nic nie robi

    Witam forumowiczki. Mam problem z moim partnerem. Mieszkamy razem od 3 lat. Może któraś z was podzieliłaby się swoim zdaniem na ten temat. Czasem już się zastanawiam czy to mi odbija i jestem "jedzą" czy faktycznie problem jest po stronie "M" - tak go nazwijmy. W domu. Praktycznie wszystkim zajmuje się ja. Piorę, zmywam, gotuję, odkurzam. M zrobi to może raz na dwa tygodnie. Może. Jedyna rzecz jaką ma się zajmować to wynoszenie śmieci. Ostatnio leżały 4 Worki i czekały chyba 1.5 tygodnia. Jak nie dłużej. A koniec końców i tak M poprosił mnie o pomoc... We wszystkim muszę mu pomagać. Ja rozumiem że czasem trzeba coś przytrzymać, podać. Ale ja jestem potrzebna do wszystkiego. Nawet jak już weźmie się za sprzątanie to jest "to ogarnij tam, ja tu..." a wcześniej "to ja posprzątam, ty sobie odpocznij". Na koniec i tak muszę podejść przytrzymać worek bo inaczej mu się śmieci rozsypią (jak ja to robię to robię to sama) jak coś poproszę żeby przy wiercił to muszę też być przy tym. Mam czasami już dość. Chcę żeby on sam. Żebym nie była potrzebna dosłownie przy wszystkim!. O cokolwiek poproszę to zazwyczaj dlatego że nie mam czasu a na koniec i tak muszę temu poświęcić czas bo M sam nie zrobi. Jak tylko coś mówię to się obraża że tylko mu gderam ze nicc nie robi... Jezeli chodzi o nasze wspólne pieniądze... Zakupy w 80%robie ja. Mieszkania nie musimy opłacać (prywatna sprawa ale chodzi o to że nie ma kosztów z wynajmem czy czynszem). Gdy mówię że czegoś nie kupię (bo nie mogę sobie na tyle pozwalać) to ma pretensje typu "nie możesz mi po prostu wziąć to tylko 5, 10, 15 zł" a w skali miesiąca to te tylko 5 zł rośnie do 500set. Nie jest to zły człowiek, dba o mnie, ale po prostu jego podejście do życia mnie coraz bardziej zadziwia. Mam ochotę zostawić to wszystko na miesiąc i wyjechać żeby sobie sam radził... No ale nie mogę. Podobnie jak z kasą jest z kupowaniem różnych droższych rzeczy. Zawsze gdy zamawiamy coś przez internet to ja płacę bo on ma pieniądze tylko w gotówce. CAsem oddaje, czasem nie. Już mnie to wkurza. Mówię "no to TY zamów" kończy się tylko tym że "no to weź przez swój tel oddam ci kasę" a ja nie chce gotówki ja potrzebuje mieć pieniądze na koncie bo robie różne przelewy... Co sądzicie dziewczyny, a może i faceci?
  17. Mdjskdn

    Nic nie robi

    Ma możliwość otwarcia czegoś, podsunęłam pomysł który mu się spodobał. I tak wiem że właściciel jets jeden, nie zacieram rączek że coś ma być moje. Mogę Tam później pracować i tak też zakłada M, ale nie muszę.
  18. Mdjskdn

    Nic nie robi

    Proste męskie podejście, gratuluję i dziękuję za komentarz
  19. Mdjskdn

    Nic nie robi

    Nie chce być jego utrzymanka. Życie mnie nauczyło że można liczyć tylko na siebie a jeśli chodzi o kwestie pieniędzy to już w ogóle. Nie chcę żeby płacil za wszystko. Ale ja bym połowy tych rzeczy nie kupowała gdyby nie on... Tak wiem już pisała jakąś przedmówczyni.. Nie kupować, nie prac...
  20. Mdjskdn

    Nic nie robi

    Oj tak... Marzy mi się myśleć tylko o sobie... Chociaż chwilę Kiedyś mu powiedziałam że nie chce z nim dzieci bo już jedno mam (mamy)... Śmiał się
  21. Mdjskdn

    Nic nie robi

    To fakt. Może wybielam "gnoja" i jestem slepa. Dużo o tym myślałam zanim tu napisałam, wiem że pojawia się komentarze że mam go rzucić itd. Są też inne fakty na jego korzyść typu chęć otworzenia firmy na której pomysł wpadłam. Cieszę się ale zaczynam się bać jak to będzie wyglądało potem w praktyce. Ze zostanę z tym sama. A mamy pracować tam razem. Cieszę się bardzo bo to dla mnie coś dużego, nie chce być niewdzięczna ale nie wiem gdzie jest ta granica. Cyz wasi faceci mają "wyczucie"?
  22. Mdjskdn

    Nic nie robi

    Dziękuję za każdą odpowiedź.
  23. Mdjskdn

    Nic nie robi

    On jest też wychowany na "tradycyjnym" modelu rodziny. U niego w domu matka się wszystkim zajmuje a ojciec zarabia. Tylko że on nie widzi że ja też pracuje, dłużej niż on a zarabiam ułamek tego co on. Niby mówi że rozumie. Ze mam mówić że ma oddać za zakupy. Ale mi jest głupio. Nienawidze prosić. Się o pieniądze. Jestem wychowana na bardzo samodzielna osobę i że wszystkim radzę sobie sama. Może to też kwestia tego że ja nie chce w niczym pomocy i wymagam ze nikt jej nie będzie chciał ode mnie. Ale to czasami jest przesada żebym ja musiała przychodzić gdy coś innego robię żeby mu przytrzymać coś... Szlag mnie trafia
  24. Mdjskdn

    Nic nie robi

    Dodam jeszcze tylko ze on nie zeruje na kasie... Zarabia 5 razy tyle co ja. Płaci za jedzenie jak gdzieś idziemy, za wyjazdy. No różnie, ale to są sytuację "wyjątkowe" gorzej gdy przychodzi codzienność
×