Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Ukyo

Zarejestrowani
  • Zawartość

    13
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

1 Neutral

1 obserwujący

Ostatnio na profilu byli

Blok z ostatnio odwiedzającymi jest wyłączony i nie jest wyświetlany innym użytkownikom.

  1. Mają troje dzieci (nie wiem skąd Ci się wzięło czwarte) i naprawdę nie chce tu rozstrzygać kto zawinił, kto miał się zabezpieczać a kto nie. To przecież ich sprawa. Może chcieli? Wiem że się oboje cieszyli, zwłaszcza ze urodziła się upragniona córka (wcześniej byli chłopcy). Nie upraszczałabym sytuacji do tak prostych rozwiązań.
  2. Akurat i mojemu bratu, i naszej rodzinie daleko do pobożności (można powiedzieć że jesteśmy ateistami i agnostykami, zaś kościoły omijamy od lat), wiec nie wiem skąd takie wnioski. ja się w życie brata nie wtrącam a rodzice przecież pomagali jak mogli. Mieli nawrzeszczeć na trzydziestokilkulatków i kazać zrobić aborcję? Dziękuję za wiele głosów pod moim postem - i tych wspierających, i krytycznych. ostatnio trochę więcej rozmawiałam o sprawie i okazuje się, że bratowa kilo lat temu przeznaczyła bardzo dużo pieniędzy na własny biznes - nie wypaliło, niestety. Ponoć jej rodzina to odradzała (moi się nie wtrącali, jeszcze swoje dołożyli), ale postawiła na swoim. Trudno. Na razie jest bez zmian a moja matka dojrzewa do poważnej rozmowy z bratem. Ja już tez przestaje się powoli nad nim użalać.
  3. Trochę nie widzę powodów, aby było im źle u babci od strony ojca... zresztą, nie widać tego po nich - cieszą się na widok dziadków, dają laurki, babcia się z nimi bawi i częstuje słodyczami. Szaleją za gulaszem mojej matki i zawsze o niego proszą. A gdy ja jestem akurat u rodziców to ponoć święto lasu, bo ciocia mówi śmieszne rzeczy i tez się z nimi bawi, poza tym gra w gry komputerowe (już się ustawiamy na minecrafta, ciocia wie co to expienie i itemy) kupuje „najlepsze” lego i jest ogólnie spoko. To była bardzo dziwna uwaga z ich strony. Nie wiem jak to było z Twoją mamą, czy się starała i jak bardzo - ludzie są różni. U mojej teściowej pewnie dzieci miałyby stypę, tam panuje sztywna atmosfera, obiad pod krawatem itd. ale pewnie starałbym się je nastawiać pozytywnie, wskazując zalety bycia u obu babć. Co do wigilii, to co roku było tak, że przyjęcie wyprawiają dziadkowie i jechało się na dwie „po równo”. W tym roku w komplecie byli tylko u jej mamy, do nas przyjechał sam brat z dziećmi. Nikt go nie ciągał „do mamy” na siłę, w ogóle moja matka (jak już pisałam) jest bardzo wycofana jeśli chodzi o mnie i brata. Jak nie przyjeżdżamy to spoko (jeszcze pochwali decyzję, bo zimno, ciemno, mokro, gorąco, „gdzie będziesz jeździć, odpocznij sobie, a po co, jest ok”).
  4. Przepraszam ze post pod postem, ale tak jest mi łatwiej (akurat mogę odpisać z telefonu tylko). Pomoc się skończyła na razie, dzieci zmieniły przedszkole na państwowe a najstarszy jest już w szkole (inna sprawa ze trwa pandemia wiec nie bardzo do przedszkola chodzą - tu pomaga teściowa brata, moja matka się odsunęła). Z jednej strony trudno jest się zupełnie odciąć od rodziny brata i jego samego, tym bardziej że nie ma między nami konfliktu, rozmawia normalnie, przywozi dzieci. Z drugiej jednak ciężko, jeżeli rzeczywiście zaczyna nastawiać dzieciaki przeciwko jego rodzinie (może nie?). Moim zdaniem najlepiej zachować się ru rozsądnie - robić swoje i być miłym, aby nie dać bratowej powodów do fochów. Jeśli wejdziemy otwarcie na wojenną ścieżkę, będzie miała argumenty. Na razie nie ma chyba żadnych (brak pomocy przy zakupie większego domu? Może to zabrzmi okrutnie, ale gdyby to nie był mój brat, pierwsza bym stwierdziła, że jak żeście się rozmnożyli to było pomyśleć o metrażu, bo na razie nie stać was na taką dużą rodzinę. Sama mam trzy pokoje - z czego jeden to salon z aneksem wiec żadna sypialnia, wiec pewnie zdecydowałbym się na jednego potomka, góra dwoje). Dzięki za głos w dyskusji!
  5. Przepraszam, telefon mi zmienia wyrazy a nie ma opcji edit - mam się NIE obwiniać za sprawę z samochodem a matka uważa, żeby brata nie naciskać w sprawie jego związku. Nie wiem co to się porobiło.
  6. Trochę myślałam nad tym postem i powiem tak: w pierwszej wiadomości nie napisałam wszystkiego co dzieje się w rodzinie bo uznałam, że to nieistotne. Nie, nie ma „harmonii za wszelką cenę”, po prostu mam w miarę ogarniętych rodziców. Z mamą da się szczerze porozmawiać na każdy temat, jest osobą spokojną i raczej rozsądną. Sama za młodu miała na głowie teściową (mieszkali w jednym domu, babcia - bardzo kościelna a mama nie za bardzo - w mieszkaniu na dole), która się wtrącała i nie chciała tego fundować swojej synowej czy zięciowi. Ma miły i przyjazny charakter, tacy ludzie sie zdarzają. Na szczęście ojciec stawiał swojej matce twarde veto i trzymał stronę żony, bo sam miał problemy z matką (chłodny chów, msza najważniejsza). Dlatego ojciec także starał się podchodzić do dzieci z większym zrozumieniem. Oboje nie są konfliktowi (tzn. ojciec na dłuższą metę, bo to porywczy ale wrażliwy typ i po kłótni zwykle jest mu strasznie przykro i zaraz sie godzi) nie wszczynają dram bez sensu. Po prostu nie dorabiajmy do tego ideologii, bo bezpłciowymi mnichami tez nie jesteśmy. Gdy brat w dzieciństwie mial problemy z miejscowymi dziecięcymi oprychami, ojciec załatwił to stanowczo, taktownie a jednocześnie bez przemocy i potem mu się na ulicy kłaniali. Sytuacja jest bardzo delikatna, bo chodzi o syna i wnuki. Brat zawsze był najbardziej skryty z nas wszystkich (ja jestem raczej jak ojciec - muszę się wygadać i mija) i chyba bardzo zależy mu na żonie. Wydaje mi się, ze otwarte pójście na udry nic nie da, a postawi chłopaka w jeszcze trudniejszej sytuacji (na zasadzie - ktoś tu musi być rozsądniejszy). Jak widać, z synową kontaktu nie ma żadnego - gdy zwierzyłam jej się z osobistego problemu potraktowała mnie niegrzecznie i z buta. Czy wyznaczyliśmy granice? Jakie granice? Było miło wiec po co? Wpadali czasami, nie co tydzień i nie na sztywne obiadki pod krawatem (raczej były to luźne spotkania w ogródku albo w domu, każdy jadł co chciał i kiedy). Pomoc nie była podyktowana „podlizaniem się” dziewczynie, która znamy od dzieciaka! Po prostu to chyba naturalne, że jak ktoś może to wspomoże ;), zwłaszcza młodym ludziom, którzy biorą sobie ślub i mają małe dzieci. Z drugiej strony rodzice także nie oszczędzają na siebie (pozwiedzali trochę Europę na stare lata bo ich nosi do włoskich ruin i takich tam). Ale owszem - nasze samopoczucie (moje i ojców) zależy w dużej mierze teraz od zachowania synowej i nie wiem co w tym dziwnego. W końcu to ich syn a mój brat i zawsze było między nami w porządku. Z synową też. To była dziewczyna, która potrafiła z radością przebiec przez ulicę bo zobaczyła po drugiej stronie moją babcię od strony matki aby z nią pogadać i pomoc z torbą a teraz nawet nie zadzwoniła z kondolencjami (babcia umarła na początku tego roku). Jej mama za to była na pogrzebie... Wiem ze sprawę należy rozwiązać rozmową, ale tu jest naprawdę ciężko bo sytuacja jest bardzo delikatna. Ja to w pierwszym momencie chciałam bratu radzić, aby podarował sobie związek z laską, która zaczęła tak nas traktować, ale po chwili namysłu uznałam, że to trudniejsze niż się wydaje. Może ona faktycznie ma jakieś problemy po trzeciej ciąży? Może narosła w niej frustracja bo oni gnieżdżą się w klitce w piec osób a ja dostaję w miarę nowe auto w prezencie? (Przy czym moi rodzice powiedzieli, żebym się obwiniała, bo i „mnie się należy” skoro pomogli tamtym z własnym lokum i z przedszkolem. Na szczęście mąż ma mieszkanie wiec mam gdzie żyć). Na mieszkania raczej już zamieniać się nie będą. Rodzice zapracowali sobie na domek (a właściwie trzypokojowe mieszkanie na pietrze domku) i mały ogródek i powinni w nim mieszkać. Dziękuję za odpowiedź, być może faktycznie za bardzo położyliśmy po sobie uszy, ale z drugiej strony trudno tu załatwić to inaczej niż wchodząc na ścieżkę wojenną a to chyba nie prowadzi do niczego dobrego. Nie da się rozmawiać z kimś, kto rozmowy najwidoczniej nie chce. Martwimy się tez po ludzku o brata, bo jest w trudnej sytuacji, choć w opinii mojej i ojca jest zbyt bierny - z drugiej strony matka uważa, że niej winy jak jest. Mówił jej, że „dzieci znikąd się nie wzięły” wiec pewnie mu na niej zależy. To, że poszedł do specjalisty, z jednej strony pociesza ale z drugiej, przy jego skrytym charakterze, nie brzmi dobrze. Dzięki jednak za uwagi i sorry że taka epistoła wyszła, ale chciałam pewne rzeczy wyjaśnić, bo mu serio nie jesteśmy jakąś rodzinką „miłą na siłę”. Czasem niektórzy z nas nie są mili, jak każdy.
  7. Dodam jeszcze ze sama leczyłam się na depresję (oczywiście nie poporodową) i nie zauważyłam u niej objawów zaniedbania czy obniżonego nastroju (ale widziałam ją tylko przelotnie i oczywiście prawie nie rozmawiałyśmy. Zresztą, ja w czasie najgorszych epizodów choroby pisywałam komediowe historyjki - ponoć najśmieszniejsze wyszły - więc to różnie z boku bywa). Podsunę to bratu, dzięki!
  8. @Sidh’e Santee Uściślę - do psychologa chodzi mój brat. Nic nie wiem o bratowej. Trudno powiedzieć bo się prawie nie widywaliśmy. Może faktycznie coś jest na rzeczy ale ty już nie pomożemy. Ona jak widać nie chce rozmawiać, nawet głupiego powodu podać, choćby w złości. Wiem że im ciężko. Brat znerwicowany przez pracę, ciasne mieszkanie (choć naprawdę ładne) i troje maluchów. Jeszcze była sytuacja że bratowa otworzyła mały biznes fitness ale nie wyszło (znowu moi rodzice kupili jej całe oprogramowanie biurowe i pomagali z czynszem). Może to ją podłamało. Jeśli chodzi o sytuacje z dziećmi tez mamie tak tłumaczyłam. Czasem coś chlapną ale gdy zobaczyły ze ja płaczę w innym pokoju zaraz była pielgrzymka „co ci ciociu?” i serduszka na kartkach dostałam. Po prostu my musimy być w porządku, nie robić scen i awantur, nie obrażać się. Może się ułoży (oby!). dziekuje!
  9. Errata - chodzi o moją teściową (która każe sprzątać i gada o innych dzieciach).
  10. Dziękuję za odpowiedzi. @Mała...94 ech, przyznam że sama jestem wściekła ale staram się panować nad tym. Chyba za dobrze w naszej rodzinie było, naprawdę. Wszyscy we względnym zdrowiu, dziadkowie dożyli sędziwych lat (prawie wszyscy doszli do 90-tek), mamy dobre relacje z dalszą rodziną (ciotki, wujowie, kuzyni i ich dzieciaki). Moja mama powiedziała, że ona synową to by najchętniej przytuliła bez słowa, gdyby ta się choć uśmiechnęła... zna ją już dobre 20 lat i zawsze traktowała jak drugą córkę. Liczyliśmy, ze może to przejściowe (jesienią zmarł tata bratowej, na pogrzebie podziękowała nam ze przyszlismy)... Poza tym brat ma dość trudny charakter, jest dość nerwowy ale broń Boże nie agresywny, ma problemy w pracy (trochę mobbing) ale jak mówiłam, zaczął nad sobą pracować i widać wielkie zmiany. Zabawne, że teściowa często zaczyna rozmowę od „czy już posprzątaliśmy” i „ona może sprawdzi (żarcik)”, mąż już nawet prawie nie jeździ do rodziców więc porównanie mam. Sama staram się łagodzić spory między nim a matka (czasem krzyczy na nią przez telefon gdy mu wypomina jak to ten czy tamten sukces odniósł a ostatnio... ile to dzieci się rodzi w ich rodzinie i u znajomych...) bo tak mnie wychowano - żeby rozumieć racje obu stron. Wiem jaka jest opinia o teściowych ale moja matka naprawdę nie zrobiła niczego niewłaściwego (a jeśli jest coś o czym nie wiem to może się krzywo spojrzała? Ale to można porozmawiać). Jesteśmy w szoku bo to teraz inny człowiek! najgorsze jest to, że rozmowa chyba nic nie da bo ona pewnie się wyprze i spojrzy z rozbawieniem jak wtedy, gdy zwierzyłam jej się z kłopotów prokreacyjnych. Wtedy mnie serio zamurowało. Co lepsze - potem na fb zaczęła pisać posty o tym, jak to świetnie być matką (a potem mnie wywaliła ze znajomych zresztą). Nigdy nie patrzyłam na to jako na przytyk skierowany do mnie ale teraz sama nie wiem. Nie byłyśmy jakimiś bliskimi przyjaciółkami (ja jestem trochę starsza, inne zainteresowania, inne środowisko, choć ich znajomych naturalnie znam), ale chyba mnie lubiła bo zawsze byłam dla niej miła (wręcz czasem chyba za bardzo). Co do brata to nie chcemy go dołować. Może się sam od nas odsunie? Chyba wpadł pod jej pantofel (niby taki niezależny i pewny siebie był). Ale dziękuje za radę, miło że ktoś racje przyznał bo szczerze mówić nie wiedziałam jak to zostanie odebrane. Najbardziej zabiła mnie ta akcja z dziećmi (moi rodzice skaczą wokół nich jak dwa źrebaki na łące, co do „ładności domów” to mama bratowej mieszka w maleńkim mieszkanku w starym bloku, meble to taki PRL, już nie chciałam o tym pisać żeby nie wyjść na to, że się wywyższam, bo u moich rodziców trochę lepiej i przestronniej pod tym względem, czasem nawet za granicę pojechali, po 30 latach pracy chyba wolno?). mnożę się wyżaliłam ale brakowało mi przestrzeni „anonimowej” w necie. Dziękuję za zrozumienie i pozdrawiam. @Bluegrey taki mamy zamiar (wyżej pisałam ze mama jest gotowa w każdej chwili się pojednać). Nie chcemy naciskać na chłopaka, ale żal mi go w tym wszystkim. Wiem ze jest rozdarty bo kocha matkę i ojca, jest strasznie wrażliwy jak na chłopa. Dzieci tez dobre i miłe, rysują dziadkom kwiatki, przytulają się do nich - tylko ta uwaga o wyższości babć nas podłamała. Dziękuję pięknie za radę. Nawet nie wiem co to się porobiło, naprawdę. Po tylu latach dobrych, przyjacielskich relacji taka sytuacja. :(
  11. Dobry wieczór, jestem zdruzgotana i nie wiem co robić. Może ktoś jest w podobnej sytuacji? Może ktoś pomoże zrozumieć? Jesteśmy kochającą się, wspierającą rodziną. Dziadkowie bardzo długo byli z nami, opiekowaliśmy się każdym z seniorów w naszej rodzinie (została babcia prawie stuletnia, która mieszka z synem). Mieszkamy prawie wszyscy w jednej dzielnicy, często się odwiedzamy, konfliktów właściwie nie ma (nie licze drobnych sporów za stołem). Moi rodzice są osobami wycofanymi i tolerancyjnymi. Tata jest może trochę za bardzo „pouczający”, taki typ gawędziarza, ale nieszkodliwy. Uwielbia robic prezenty a w sprawach życiowych się nie wtrąca. Mama jest bardzo spokojna i taktowna. Wiem że to może subiektywny opis, ale podobne zdanie miała zawsze żona mojego brata. Znali się od podstawówki, najpierw jako nastolatka bywała w naszym domu bardzo często, potem byli parą i także siedzieli dużo u nas. Nigdy nie było żadnych spięć. Tata nie pouczał ;) a mama podchodziła do dziewczyny syna z sympatią. Ona zaś wydawała się nas lubić, o czym zawsze mówiła. Moi rodzice pomogli im w zakupie mieszkania, nie są majętni ale trochę odłożyli i planowali zostawić to nam (mnie i bratu). Po ślubie pojawiły się u nich dzieci. Mają bardzo ładne ale małe mieszkanko, oczywiście w naszej dzielnicy. Jeśli chodzi o jej rodziców, to mieli z moimi bardzo dobry kontakt. Nie tylko dzwonili z życzeniami, ale także spotykali się na kolacyjkach, zapraszali na działkę i grille, mamy rozmawiały przez telefon. Urodziło się trzecie dziecko. Rodzice moi opłacali całej gromadce przedszkole, mama czasem wpadała (po uprzednim umówieniu się) do dzieci. Szaleje za wnuczkami, bawi się z nimi, buduje z klocków, rysuje. Posyłała tez regularnie obiady bratu (oboje pracują) co ponoć było przyjmowane z wdzięcznością. Bratowa często powtarzała że lepszej teściowej nie mogła sobie wymarzyć (choćby naszym wspólnym znajomym, moi rodzice w ogóle byli lubiani w ich towarzystwie, pozwalali urządzać imprezy, wiecie, opinia takich dobrych „starych”). Matka w ogóle się nie wtrącała, wszystko co synowa robiła był właściwe, ślicznie umeblowany dom, dobrze wychowane, grzeczne dzieci, podziw dla dziewczyny itd. Jakiś czas później pojawiła się okazja zakupu domu w okolicy. Brat z bratową chcieli sprzedać mieszkanie i kupić coś większego i wtedy pojawiła się propozycja (nie wiem od kogo to wyszło) aby moja mama, która jeszcze pracowała, wzięła kredyt. Mieszkania w końcu sprzedać się nie udało zaś rodzice wycofali się z pomysłu brania owego kredytu (mama trafiła wtedy do szpitala, przeszła zawał). Sama byłam sceptycznie do tego nastawiona, starsi ludzie bali się że nie spłacą itd. Oni nigdy właściwie takiego kredytu nie brali (20-letni dziś samochód kupili za gotówkę, domek, w którym mieszkają, jest po dziadkach od strony ojca). Chyba się wystraszyli tego wszystkiego. Piszę o tym kredycie, bo wydaje się to być jedynym powodem... Inny może być taki, że podarowali mi samochód (trzyletni), abym mogła jeździć do pracy. Sama mieszkam w mieszkaniu męża. To było dokładnie rok temu. Po narodzinach trzeciego dziecka bratowa się zmieniła. Stała się oschła, gdy wpadała do moich rodziców do nikogo się nie odzywała oprócz dzieci. Popsuły się także jej relacje z bratem, to widać. Oczywiście, mogą mieć swoje problemy, ale tu znowu moi rodzice nawet słowem do tego nie nawiązywali, wychodząc z założenia że nie wolno się wtrącać. W dniu urodzin jednego z ich dzieci dowiedziałam się, ze mój mąż jest chory i przez to prawie bezpłodny. Nie przyszliśmy na przyjęcie, posłałam prezent i wytłumaczyłam przez telefon bratu co się stało. Zrozumiał i powiedział że nie ma sprawy... Kiedy następnym razem ją spotkałam postanowiłam wytłumaczyć się osobiście – Zdziwiła się o co mi chodzi, ze to nie problem że na przyjęciu nie byłam. Kiedy wyznałam, ze trochę mi ciężko bo sama chcę mieć dziecko i wtedy załamaliśmy się z mężem, ale trochę mi wstyd że ominęłam święto jej dziecka usłyszałam, ze potem będzie gorzej. Tak powiedziała... że z biegiem lat będę się gorzej czuła z powodu braku macierzyństwa... Na przyjęciu urodzinowym kolejnego dziecka (mojego chrześniaka) bratowa rozmawiała tylko z koleżanką i kolegą. Ze mną, naszymi kuzynami i kuzynkami (ze strony jej rodziny nie było nikogo) nawet słowa nie zamieniła, a dobrze zna ich od lat i zawsze mieli dobre relacje. Widziałam ze wszyscy byli zdziwieni (w tym jej znajomi). Gdy moi rodzice (po uprzednim umówieniu się) przyjechali na kilkanaście minut z prezentem (było to po pracy brata, jest w domu o 19 więc nie planowali długiej wizyty), bez słowa wyszła z mieszkania. Bez słowa, nawet nie przywitała się. W czasie pandemii dziećmi opiekuje się mama bratowej oraz jej siostra. Trochę dlatego, że pani już jest na emeryturze (moja cały czas pracuje na pół etatu), a trochę z powodu wyraźnej niechęci bratowej. Na wigilię brat przyjechał sam z dziećmi. Bardzo nam było przykro, cały pierwszy dzień Świąt przepłakałyśmy z mamą. Brat niewiele chciał mówić, powiedział ze sam nie wie co się dzieje. O ile wiem chodzi do psychologa i bierze leki. Postanowiliśmy że nie będziemy go obarczać żalami i nie poruszamy tego tematu. Gdy przychodzi sam uśmiechamy się jak gdyby nigdy nic, bawimy z dziećmi. Kilka dni temu, w pierwszy dzień Świąt Wielkiej Nocy brat nas odwiedził z dziećmi. Wszyscy się bawiliśmy, śmialiśmy, żarty, słodycze, rosołek. Przy rosole jedno z dzieci oznajmiło mojej mamie, że u tamtej babci jest sto razy lepiej, bo jest ładniej i były baranki i zające z czekolady. I oni wolą tam chodzić. Mama przyjęła to ze stoickim spokojem a ja się popłakałam z tego wszystkiego. Brata przy tym nie było. Na drugi dzień poruszyłam z mamą ten temat. Zrezygnowała chyba, powiedziała że trudno i ona nic na to nie poradzi. Rozpłakała się wspominając o tym kredycie, że może to ejst przyczyna i powinna była go wziąć... Może porozmawia z bratem, ale nie wie. Bardzo mi jej żal. Ojciec nic nie wie. Wiem ze to historia przedstawiona z jednej strony. Zdaję sobie sprawę, że kluczem może być brat (jakoś trudno mi uwierzyć we wrogość z powodu tego kredytu...), ale znowu nie chcemy chłopaka „dobijać”. Przykro mi głównie z powodu dzieci, bo to wygląda trochę jak nastawianie ich przeciwko nam. Obawiam się że odbije się to na nich bo takie manipulacje we wczesnym dzieciństwie nie są zdrowe (dzieci 7, 5 i 4 lata). Moi rodzice chcieli nawet zamienić się z nimi na mieszkania (nasze ma trzy pokoje a ich dwa pokoje w tym jeden z aneksem kuchennym), bo mają naprawdę ciasno. Teraz już nie wiemy co myśleć o tym wszystkim...
×