Taka sytuacja: jestesmy razem od 4 lat, oboje po rozwodzie z dziecmi z poprzednich malzenstw. Wspolnych dzieci z racji wieku juz nie planujemy. Mieszkamy razem i jestesmy raczej szczesliwi mimo ze ten zwiazek jest nielatwy ze wzgledu na sytuacje rodzinna. On zaczal robic aluzje do slubu. Mnie ta mysl lekko ekscytuje bo go kocham i z jednej strony fajnie by bylo zeby byl moim mezem, ale z drugiej strony boje sie ze to wszystko popsuje. Juz teraz mamy sporo problemow, ale w kryzysowych momentach dochodzimy do wniosku ze chcemy jednak pracowac nad tym i byc dalej ze soba. Slub zabierze nam juz ta mozliwosc decyzji. To bedzie wtedy poniekad przymus. Jestem osoba ktora ma duza potrzebe wolnosci i niezaleznosci. Nienawidze byc przymuszana do czegokolwiek. Sam przymus sprawia ze jestem nieszczesliwa. Poza tym gdzies tam kolacze mi sie ze malzenstwo w sytuacji jak nasza kompletnie nie ma sensu. Dzieci osobne, pieniadze osobne, jedyne co nas laczy to uczucia. Bede tylko sie frustrowac bo niby mam meza ale to bedzie zupelnie inna sytuacja niz w pierwszej rodzinie, on i tak bedzie musial dzielic czas miedzy mnie a swoje dzieci. W tej sytuacji wole zeby byl moim facetem bo wtedy moje oczekiwania beda mniejsze.
Boje sie ze jak mu o tym wszystkim powie bardzo go zranie. Na samym poczatku znajomosci rozmawialismy o tym, wtedy bylam bardziej gotowa zaryzykowac. Po 3 latach widze po prostu wszystko mniej romantycznie a bardziej realnie. No ale on chyba ciagle mysli ze ja tego chce. Co robic? Isc w aluzje liczac ze zrozumie czy powiedziec wprost?