Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

Dilailalia

Zarejestrowani
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral
  1. Dilailalia

    Życie jest nudne

    Czesc, pisze tutaj żeby się wygadać/wyżalić. Moje życie jest już tak nudne, ze powoli nie daje sobie rady. Mam 23 lata, pracuje, studiuje, jestem w szczęśliwym związku, mam kochająca rodzine. Brzmi cudownie prawda? Oczywiście doceniam to, ale w każdej z wymienionych sfer jest pewien haczyk. Czuje się okropnie staro, moja praca nie jest szczytem marzeń i zarabiam tyle, ze ledwo się utrzymuje. Studia okropnie mnie stresują i cały czas mam w sobie zwątpienie i nienawiść do siebie, ze w ogóle na nie poszłam. Mam zdiagnozowana depresje, nerwice lękową oraz borderline. To ostatnie nawiązuje do związku, wcale nie jest łatwo żyć w ciągłych wahaniach nastroju i zazdrości o nic. Mam kochającego chłopaka, któremu staram się nie okazywać tych negatywnych emocji, ale sama ze sobą w środku nie potrafię sobie z nimi radzić. W mojej rodzinie wszyscy coś osiągneli, a ja jestem tą jedna czarną owieczką, której nic się nie udaje. Żyje sobie tak z dnia na dzień wegetując zarabiając żeby przeżyć i żyje żeby zarabiać te marne grosze. Wszystkie moje oszczędności wydaje na lekarzy, gdyż próbując się leczyć na NFZ Szanowna Pani Psychiatra oznajmiła mi, ze psychoterapię to się załatwia prywatnie, bo państwowo nie ma na tyle miejsc. A leków mi nie przepisze, bo się jeszcze uzależnię. Pocieszające prawda? Dodatkowo choruje na policystyczne jajniki i insulinoopornosc przez co jestem mimo diety i ruchu pulchna, mam trądzik, nadmierne owłosienie i czuje się mega nieatrakcyjnie. Na ten moment przyjmuje codziennie więcej leków niż moja 85-letnia babcia. Czuje się okropnie, pod względem psychicznym i fizycznym. Mimo, ze mam to do czego potencjalnie każdy dąży, ale nawet to nie daje mi satysfakcji, przez co mam jeszcze większe obrzydzenie do siebie. I tak koło się zamyka. W spokojniejsze dni czuje po prostu nicość i brak sensu, w bardziej stresogenne przeżywam katusze z racji nerwicy. Przyjmuje benzodiazepiny, które również wypłukują mnie z emocji. Chodzę oczywiście na terapie, ale ona nic nie daje. Jeszcze nie trafiłam na terapeutę, który z czystego serca chciałby mi pomoc. Czuje się oceniana, głupia i mam problem w ogóle z wyjściem z domu na taka terapie (ale mimo to się zmuszam i ide). Podsumowując, moje życie jest nudne i pełne niepotrzebnego cierpienia. Jedyna myślą jest samobójstwo, żeby to zakończyć, ale nie chce krzywdzić mojej rodziny, a przede wszystkim mamy. Już i tak nie ma lekko przez to, ze urodziła taka osobę jak ja. Kiedyś płakałam z myślą o mojej beznadziejności teraz pisze to wszystko bez emocji, po prostu. W głębi serca mam chęć walki o siebie, ale jest ona notorycznie przygaszana przez styl życia jaki prowadzę. Terapeuta jest informowany o moim stanie na każdej wizycie, ale nic sobie z tego jie robi. Mam również za sobą epizody samookaleczenia, o których również powiedziałam, ale na pokazanie ran na rękach terapeutka tylko się lekko uśmiechnęła z pogarda, a ja poczułam się z tym złe, dlatego już nie chce jej o tym mówić. Bardzo się boje oceniania przez inne osoby. To chyba na tyle, może ktoś z Was był w takiej sytuacji i jednak z tego wyszedł i chciałby o tym opowiedzieć? Potrzebuje inspiracji i dawki nadziei, bo jestem z niej zupełnie wypłukana. Pozdrawiam.
×