piszę to po trzech piwach więc będzie trochę długo i chaotycznie. no więc miesiąc temu poznałam super faceta (ja 19, on 23), napisał do mnie na fejsie - powiedziała mu o mnie moja przyjaciółka, z którą często się spotykam. dość szybko umówiliśmy się na spotkanie, zaledwie po 3 dniach. bardzo się denerwowałam bo chciałam wypaść jak najlepiej, on pewnie też bo na spotkaniu oboje byliśmy trochę nerwowi, chociaż im bliżej końca tym lepiej nam się gadało. na odchodne spytałam go czy mu się spodobałam i że mam nadzieję, że na jednym spotkaniu się nie skończy - on na to że pewnie, czemu nie, nawet w towarzystwie znajomych i takie tam. no i nie minął tydzień jak wyszliśmy na piwo i byłoby super, gdyby on nie przegadał całego wieczoru z chłopakiem mojej przyjaciółki, dopiero po dwóch piwach odważył się ze mną porozmawiać po czym odprowadził mnie do domu. zauważyłam że jest trochę nerwowy w moim towarzystwie, unika mojego wzroku i patrzy wtedy gdy ja nie widzę. po rozejściu pisaliśmy przez prawie całą noc, tak jakby nadrabiał za ten czas przegadany z tamtym facetem. następnego dnia czyli w sobotę pojechaliśmy na miasto coś zjeść, jego autem, też we 4. znowu gadał z tamtym kolesiem, chociaż już mniej niż ostatnio, coraz częściej zwracał na mnie uwagę, zagadywał, spoglądał ukradkiem w lusterku wsteczym. po wyżerce zabrał nas nad jezioro gdzie spędziliśmy trochę czasu i miałam okazję z nim wreszcie pogadać sam na sam, ale widząc jak znowu zaczął się krępować pomyślałam, kurczę, nie zmuszam go do rozmowy. no i po powrocie do domu znowu napisał od razu, z pytaniem czy podobał mi się wypad, gadaliśmy chyba do 2 nocy bo jakoś nie chciało nam się spać. zresztą w weekend sobie można pozwolić. potem jakoś nie było okazji ponownie się zobaczyć mimo, że mieszkamy w tym samym mieście, praktycznie pare kilometrów od siebie. ja nie wychodziłam z inicjatywą następnego spotkania bo nie chciałam zgrywać takiej zbytnio zainteresowanej, nie chciałam go po prostu spłoszyć. przez messengera nie raz dawałam mu subtelne sygnały, że mi się spodobał i że fajnie byłoby spędzić czas razem, ale nie mam pojęcia czy on to wyczuł. no ale cóż... jestem cierpliwa, więc czekałam.
przez następne 2 tygodnie pisaliśmy codziennie, o różnych porach, na każdy temat. jednak gdy przychodził weekend on nagle tajemniczo znikał, wymyślał jakieś dziwne powody żeby się ze mną nie widzieć (unikał też mojej przyjaciółki i jej chłopaka). zaczęłam się zastanawiać o co tu biega i już czarne myśli, że zainteresował się kimś innym i mi po prostu nie chce o tym powiedzieć, bo nie chce mnie zranić. no ale myślę dobra, jego życie jego sprawa, nie będę wścibska. i tak pisaliśmy i pisaliśmy, coraz częściej o tym że on chce zmienić pracę i wyjechać do szwagra do Niemiec, który ma już załatwioną dla niego robotę, tylko czeka na jego decyzję. zrobiło mi się naprawdę smutno bo wcześniej mi o tym nie mówił, chociaż o jego pracy gadaliśmy non stop. pocieszył mnie że już tam kiedyś robił i wracali ze szwagrem czasem na weekend mimo dużej odległości i że naprawdę nie może się doczekać, żeby tam wrócić. ale i tak mimo tego mam przeczucie, że on tam zostanie na stałe, bo nie ma zbytnio do kogo wracać tu do Polski.. no ale ja go rozumiem, chcę żeby było mu jak najlepiej i nie chcę go na siłę tu zatrzymywać - zwłaszcza że nic nas jeszcze nie łączy.
i tak mija dzień po dniu aż zaprosił mnie na grilla, znowu byliśmy we 4 bo jak inaczej... ale nie narzekam, przegadaliśmy cały wieczór, już coraz bardziej się ośmielał, zrobiło się momentami między nami gorąco.. ale wiadomo jak to po alkoholu. do niczego szczególnego w sumie nie doszło, chociaż nie powiem, kleiliśmy się do siebie całą noc aż do momentu jak mnie odprowadzał do domu. następnego dnia po jego zachowaniu było widać jakby było mu wstyd, że tak się zachowywał. było bardzo niezręcznie. ale tamten wieczór tak mi się podobał..jego śmiech, jego bliskość.. a może on tak naprawdę nic do mnie nie czuje? może tylko to robił bo był wstawiony, a wiadomo, człowiek po pijaku kleił by się nawet do drzewa...
te wszystkie sytuacje, które opisałam.. to jedyne momenty kiedy go widziałam. on dalej ani słowa o tym, że chciałby się ze mną zobaczyć sam na sam. ja też w sumie nic nie gadałam o tym ale boję się odrzucenia. i znowu nie chcę wyjść na taką co jej za bardzo zależy. ale naprawdę bardzo go polubiłam, myślę o nim cały czas i zastanawiam się czy on czuje chociaż w małym stopniu to samo co ja. bo skąd mogę wiedzieć? do tej pory wszyscy faceci, z jakimi kręciłam byli prości - lubię cię, spotkajmy się jeszcze! albo w drugą stronę - sory, coś nie wypaliło, znikam! czy on jest po prostu aż taki nieśmiały i niezdecydowany czy faktycznie nic do mnie nie czuje ale trzyma ze mną kontakt bo dobrze mu się spędza czas w moim towarzystwie? czy jakbym była dla niego tylko koleżanką, zachowywałby się tak samo? kurde ale wpadłam jak śliwka w kompot...