Mam paniczny lęk przed wbijaniem igły pod skórę. Wyrywam się, krzyczę, na końcu (gdy już mu zrobią) mdleję.
Kiedy miałam 8 lat, koleżanki w szkole rozmawiały o jakimś szczepieniu. Tydzień później, mama powiedziała mi, że idziemy na badanie kontrolne. Poszłam tam bez żadnego oporu, dopóty nie zroziumiałam, co chcą mi zrobić. Wyrywałam się, krzyczałam, mdlałam - klasyk. A najgorsze było to, iż za mną czekało mnóstwo osób z mojego rocznika, które to wszystko słyszały. Krążyły o mnie plotki.
Pięć lat później, czekając na wizytę u psychologa, zauważyłam starą kartkę, informującą o szczepieniu rocznika 06, w styczniu poprzedniego roku. Powiedziałam mamie, że skoro rok temu szczepiono o rok starszych, niedługo będą kłuć i mnie. Spytałyśmy się pielęgniarce, czy to prawda, powiedziała, że nie.
Dwa tygodnie później, informacja, że jutro mam się stawić na szczepienie. Odrazu jak to usłyszałam, skoczyłam z impetem na łóżko, i poszłam się wypłakać. Żadnego przygotowania, nic, masz być już, i basta.
Zrobili mi zastrzyk siłą.
Parę miesięcy później seria badań. Pierwsze pobranie krwi w innej przychodni. Nie dali rady zrobić mi z żyły, wydusili z palca, metodą
'Powiemy, że nic ci nie zrobimy, ale lada moment zmienimy zdanie'. Prawie zemdlałam z szoku.
Zapisy w szpitalu. Już tam mieli zrobić mi pobranie. Pielęgniarka krótko przed końcem zmiany, złościła się wyraźnie, i wyładowała swoje problemy na mnie, agresywnie krytykując moją fobię i porównując mnie z ośmioletnią dziewczynką. Gdy spytałam, czy można pobrać z palca, powiedziała, że nie, bo to 'uszkadza krew', i ochrzaniła pielęgniarzy z przechodni. Popłakałam się i wyszłam, ponieważ nie szczędziła mi epitetów, że jestem słaba, itd.
Kolejna wizyta w szpitalu. Zrobili znane mi od lat usg, poprzypinali do dziwnych maszyn, ochrzanili panią pielęgniarkę z mojej szkoły (nie wiedziałam, co to ciśnieniomierz), aż w końcu przyszła pora na pobranie.
Oczywiście, koniecznie z żyły, w dodatku z wenflonem. 5-6 prób, pokazy, rozmowy z psychologiem, syrop uspokajający zdały się na nic. Przy ostatnim podejściu, gdy pielęgniarki (swoją drogą kochane panie) chciały mnie przytrzymać, spanikowałam i zaczęłam je kopać. Później było mi strasznie wstyd, że je tak potraktowałam.
Do dziś nie mam tego badania, dostałam ostatnio zlecenie na badanie hormonalne, nie poszłam, gdyż wiem, że nie dam rady.
Mam zamiar iść do szkoły zawodowej, na praktyki zawsze potrzebna jest seria badań, w tym dożylne badanie krwi. Chyba podstawię jakąś koleżankę, żeby zrobiła to za mnie. Żyję normalnie teraz sobie, szczepienia mam, to na co mi dodatkowy wstyd i trauma, skoro i tak jest to zbędne. Boję się tylko, że podstawionej osobie wykryją jakąś chorobę, którą przypiszą mnie. Nie wiem co robić.