czesc..
nie wiem czy dobry temat wybralam. chcialabym wam opisac moja sytuacje i czy ktos widzi jakiekolwiek wyjscie na to...
mam 20 lat i mieszkam z partnerem, mamy psa i kota. od dawna juz chcialam uciec z toksycznego domu - matka kiedys miala nerwice i depresje, potrafila rzucac moimi rzeczami ez powodu po pokoju zeby wyrzucic z siebie emocje, rzucala sie kiedys na ojca. wielokrotnie tez go zdradzala czy na jakichs portalach randkowych czy teraz wczoraj kolezanka mi napisala ze znowu ja widziala z chlopakiem w moim wieku na "Spacerze". peklo cos we mnie.. rok temu ojciec mial wypadek, polamal kregoslup i ona na imprezie miesiac po tym lizala sie z jakims chlopakiem w moim wieku, wiele osob z miasta na pewno to widzialo. ojciec wtedy chcial wejsc do auta i cos sobie zrobic ale go powstrzymalam. napisalam jej dzisiaj co o tym wszystkim sadze to stwierdzila ze sie ni epowinnam wtracac bo to ich prywatne zycie. tylko ze ja do dzisiaj mam problem z zaufaniem i budowaniem zdrowej relacji. bywam chorze zazdrosna, do rodzicow wlasciwie nawet nie mam szacunku. nie rozumiem dlaczego sa ze soba. ciesze sie ze tam nie mieszkam ale mam wrazenie ze mnie to nadal przygniata i siedzi we mnie. cale dziecinstwo mi zniszczyla. jedyne z czym ja kojarze to jak siedziala po nocach u mnie na komputerze na jakims badoo itp. albo jak kiedys znalazlam jej telefon i widzialam co tam bylo. do dzisiaj widze ze przychodza jej jakies wiadomosci od mezczyzn. ojciec tez ponoc kogos mial matka mi napisala dzisiaj w zlosci. dla mnie to jest chore szczerze mowiac zastanawialam sie czy nie pozwac ich o alimenty ale mam juz 20 lat, na razie nie mam stalego dochodu i sie ucze. jednak moj partner tez ostatnio zostal oszukany w pracy i z pieniedzmi tez nie jest najlepiej... ciesze sie ze rok temu troche zebralam a on niedawno dostal inna prace i tak sobie radzimy.
wiem ze to bardzo skomplikowane i dla wielu niepojete ale ja juz pekam... bylam kiedys u psychologa to nie potrafilam sie otwoyrzc. od razu mam lzy w oczach i nie umiem nic powiedziec. wlasciwie mooj partner zna tylko czesc historii a tak to nikt. dusze to w sobie ale z drugiej strony nie chce zeby ktos wiedzial jak jest naprawde. nie wiem co robic juz. oni twierdza ze mialam wszystko co chcialam bo to prawda, ale pieniedzmi sie nie kupi wszystkiego. nie rozumiem po co tkwia w tym zwiazku skoro to do niczego nie prowadzi tylko do klotni i wyzwisk. chcialabym zeby kazdy z nich poszedl w swoja strone i byl szczesliwy. oni twierdza ze wola zostawic to jak jest. nie wiem naprawde co robic. powiedzialam dzis w zlosci ze maja sie nie odzywac do mnie, ze sa chorzy i dawno stracili w moich oczach.
jesli ktos to przeczyta to dziekuje.