Cześć,
może ktoś z Was jest, bądź był w podobnej sytuacji i podpowie co zrobic, czy jest sens walczyć idąc na terapie czy czas się rozstać.
Opiszę po bardzo krótce sytuacje... w mężu zakochałam się kiedys mocno i kocham go bardzo, to chyba przysłoniło mi jego największe wady, które teraz dają się we znaki. Jest bardzo nerwowy, głupia rzecz np. Zapomniałam coś kupic w sklepie wywołało to kłótnie na godzinę i słowa kierowane do mnie w stylu: sama bys sobie w życiu nie poradziła, skoro nawet zapominasz co kupic, ja wszystko muszę robić itp. Chociaż kończy się zwykle na tym, ze nawet obiad i kolacje podstawiam pod nos, wykonuje większość prac domowych, chociaż często pracuje dłużej niż on. On nie krzyczy, on wyje. Od dwóch lat boje się wypowiedzieć własne zdanie, jeśli wiem ze on ma inne, bo boje się awantury. Pochodzę z biednej rodziny, często słyszałam ze moi rodzice nic nie pomagają. Jak było więcej wydatków potrafiłam wziac mały kredyt, żeby je pokryć, bo była wlasnie kłótnia o to, ze od moich rodziców nic nie ma. Do tego zdarza mu się raz na tydzień/ dwa upić i przy tym wywoływać kłótnie, po których uciekam z domu w nocy i wracam dopiero po 3-4 godzinach kiedy wiem, ze już śpi bo jest agresywny, szarpie mną, wyzywa. Jak się kłócimy i ja płacze, to on nakręca się jeszcze bardziej i jest jeszcze bardziej agresywny. Miedzy innymi przez to, cierpię na depresje. Miałam silne myśl samobójcze, na początku się przestraszył, ale szybko zaczął mieć do mnie pretensje, ze zaczęłam się gorzej czuc.
Czasem naprawdę jest dobrym człowiekiem, jest dużo dni, kiedy jest Ok, kiedy się nie kłócimy, kiedy jest dla mnie miły i kochający, ale te gorsze chwile sprawiają ze już nie mam siły...
przyjaciele mówią odejdź, tak mi tez podpowiada rozum... ale jestem z tych osób co chcą wszystko naprawiać...