Skocz do zawartości
Szukaj w
  • Więcej opcji...
Znajdź wyniki, które zawierają...
Szukaj wyników w...

yokq

Zarejestrowani
  • Zawartość

    2
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Reputacja

0 Neutral
  1. yokq

    Nie lubią mnie w pracy

    A pracuje dopiero lub az 7 miesięcy. Umowę mam na rok. Chciałabym bardzo zostać bo pomimo tego, ze robota jest bardzo trudna i odpowiedzialna to chce się uczyć i to dalej robić ale obawiam się, że ze względu na środowisko pracy będę zmuszona odejść
  2. yokq

    Nie lubią mnie w pracy

    Cześć wszystkim! Borykam się z podobnym problemem. Moja historia wygląda tak: Bardzo długo szukałam pracy. Ze względu na to, ze w młodym wieku zostałam mamą to jeszcze bardziej skomplikowało moja sytuację no ale nie poddawałam się i wysyłałam swoje CV gdzie się tylko dało. Mialam prawie zerowe doświadczenie zawodowe i jedne skończone studia. W końcu w moim mieście ruszył nabór do państwowki. Wysłałam swoje CV, poszłam na rozmowę i w końcu udało się! Dostałam swoją pierwszą pracę! Byłam przeszczesliwa i myślałam, ze moje życie się zmieni na lepsze. Oczywiście myliłam się. Na początku pracowałam w jednym wydziale. Poznałam masę ludzi, byłam bardzo lubiana, doceniana i chwalona przez pracowników. Niestety w wyniku brakow kadrowych zostałam przeniesiona do innego działu, który akurat na "gwałt" potrzebował rąk do pracy. Tam właśnie przeżyłam swoje pierwsze piekło. W pokoju, łącznie ze mna było 6 osób. 2 dziewczyny mniej więcej w moim wieku, 2 w średnim i 1 starsza. Na samym początku zostałam bardzo źle przyjęta i z góry skreślona przez "koleżanki". Nie chciały kompletnie pomagać w pracy, dawać wskazówek ani się nawet odnosić do mnie z kulturą. Po 2 tygodniach kierownik zauważył, ze chodzę przybita i przygnębiona, zapytał co się dzieje więc wtedy postanowiłam pójść do niego na rozmowę. Nie chcialam na nikogo donosić i też tak nie zrobiłam. Powiedziałam, ze czuje się po prostu zle w środowisku i ze czuje, ze z braku wsparcia nie dam sobie tutaj rady. On oczywiście olał sprawę i zasugerował, ze jestem przewrażliwiona. Ja mu wtedy dodałam, ze gdyby kiedykolwiek pojawila się szansa o przeniesienie to chciałabym z niej skorzystać. Moje piekło trwało 2 miesiące. Po tym czasie dostałam propozycje przeniesienia i z niej skorzystałam. Poszłam do innego działu. Zostałam ciepło przyjęta przez pracowników i szefowa. Od razu na dzień dobry zostałam rzucona na głęboką wodę. Dostawalam najwięcej pracy i najtrudniejsze sprawy. Pomimo tego, ze nie było łatwo to dawałam radę bo miałam wsparcie koleżanek i pomoc. Wszystko było ok ale do czasu. Dotychczas byłyśmy we 3. Jedna z dziewczyn miala szkolić mnie i druga osobę, która przyszła wcześniej ode mnie do działu. Ania pomagala mi, Basce i na dodatek robiła swoją robotę. Chwała jej za to i do dzisiaj jestem jej bardzo wdzięczna. Po długim zwolnieniu doszla 4 osoba, Paulina i tu zaczęły się schody. Na samym początku dostałyśmy wytyczne od szefowej, ze Ania szkoli Baskę, a mnie Paulina. I tak też myślałyśmy ze będzie no ale Paulina po swoim powrocie miala totalnie gdzieś, żeby mi w czymkolwiek pomagać więc ja z tego względu, ze musiałam robić swoją robotę to pytałam Ani albo innych osób w wydziale (taka to już praca). Jakoś w połowie marca Ania już całej sytuacji nie wytrzymala i zaczęła się do mnie odzywać jak do szmaty. Nie chciała pomagać, nie odpowiadała na moje "cześć" i żadnego miłego słowa nie mogłam od niej usłyszeć, a ze nadal bylam zasypywana (dosłownie) robota od szefowej to bylo mi bardzo ciężko ze wszystkim bo nikt nie posiada tak dużej wiedzy w dziale jak Ania i nikt z moimi sprawami nie byl w stanie mi pomóc. Zachowanie Anki w stosunku do mnie z miesiąca na miesiąc było coraz gorsze. Ona nawet nie kryła się z tym. Wiem, ze z innymi z pokoju albo i nawet z wydziału gadala na mój temat bo wiele razy dala mi to do zrozumienia (nawet Baska). Ja przez ten cały czas byłam mila, próbowałam się uśmiechać, śmiać z ich żartów, zgadywać itp. Wiadomo, ze wiecznie szczęśliwa nie bylam bo ciężko bylo mi ukryć mój smutek no ale starałam się. W końcu nie wytrzymałam i w tamtym tygodniu wzięłam ja na rozmowę w 4 oczy. Zapytałam o co chodzi, czy zrobiłam coś nie tak, czy coś słyszała i generalnie przeprosiłam za to, ze cały czas się o coś pytam albo ze czegoś nie wiem i ze jak ja czymś uraziłam ti przepraszam ale zrobiłam to nieświadomie. Ona mi odpowiedziała, ze rzeczywiście od jakiegoś czasu ma "problem" ze mną i ze jej stosunek się do mnie zmienił ale to wszystko przez to ze ma problemy osobiste i dlatego i ze przeprasza. Myślę sobie no ok, czasami każdy na dość. Przez te kilka dni taj jakby wszystko wróciło do normy, az do dzis. Znowu wróciła stara Anka, jej głupie zachowanie i oschle traktowanie mnie. Juz nawet Paulina to zauważyła i zaczęła mi w pracy pomagać bo widziała ze Anka nie ruszy palcem. Jest mi ciężko z tym wszystkim bo już nie wiem co mam zrobić. Powiedziałam dziewczynom, ze jeżeli bardzo im przeszkadzam i irytuje swoją obecnością to się po prostu zwolnię bo nie chce, żeby tak dalej było. To oczywiście usłyszałam teksty, ze przesadzam, ze coś sobie wymyśliłam itp. Nie wiem już jak msm się zachowywać, czy się odzywać co mówić i co robić, żeby im tylko nastroju nie zepsuć. Już nawet przestałam się pytać o większość rzeczy i nie robię swoich spraw bo nie ma kto pomoc. Jak byłam jeszcze w poprzednim wydziale to zwróciłam się o pomoc do psychoterapeuty bo już zaczęłam myśleć, ze to ja jestem jakaś psychiczna. Opowiedziałam swoją sytuację i to co się dzieje. Psychoterauoetka przyznała mi rację i niestety polecila, żeby się zwolnić bo na takie toksyczne środowisko się niestety nic nie poradzi. A ja z tego względu, ze to moja pierwsza powazna praca dalej tkwię w tym wszystkim i oszukuje się codziennie, ze będzie lepiej i ze mi się tylko tak wydaje, ze jest źle. No ale widzę jak na mnie patrzą i w jaki sposób do mnie mówią. Nie wiem ile jeszcze zdołam to pociągnąć psychicznie.
×