Hej.
Mam straszliwy problem, otoż nie mogę zdać prawa jazdy, a winą jest ogromny stres. To jakaś porażka, jestem tym załamana. Gdy tylko wchodzę na ten plac od razu mnie paraliżuje. Za pierwszym razem nie mogłam nawet przejchać łuku cała się trzęsłam. Za drugim razem znowu był łuk, ale nie najechałam na pachołek bo zahamowałam jak zobaczyłam, że się zbliżam. Poprawiłam i się udało, ale tak się trzęsłam na tej górce jakbym miała jakiegoś parkinsona. Górka poszła za pierwszą próbą, ale egzaminator kazał mi chwile poczekać i się uspokoić, co oczywiście nic nie dało. Ogólnie na mieście pomijając fakt, że dalej sie telepałam, było okej do momentu aż przy parkowaniu za późno właczyłam kierunek, zobaczyłam, że pan stawia, że negatywne i do poprawki. Wtedy momentalny paraliż, z 3 razy spytałam instruktora w którą strone mam pojechać, jak w końcu włączyłam ten kierunek i skręcałam to nie wiem co mi odwaliło i skręciłam na maksa koła tak, że bym przywaliła w samochód obok. Na koniec egzaminu mi pan powiedział tak: "Ma pani duże umiejętności i wszystko robi poprawnie dopóki nie wpadnie w komplenty strach".
I teraz pytanie, co zrobić z tym stresem? Nie stresuje mnie jazda ogólnie, wszystko robię poprawnie na jazdach, wzięłam dodatkowe godziny w innej szkole, gdzie instruktor mnie zapytał po co własciwie to zrobiłam jak wszytko robię okej. Jak więc opanować ten paniczny lęk przed egzaminem? Jakieś tabletki? Melisa mi nic nie daje. Jestem strasznie załamana, mam wrażenie, że nigdy nie zdam przez ten stres.