![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/set_resources_2/84c1e40ea0e759e3f1505eb1788ddf3c_pattern.png)
![](http://wpcdn.pl/kafeteria-forum/monthly_2021_06/L_member_194046953.png)
Liera
Zarejestrowani-
Zawartość
11 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Liera
-
Cześć. Chciałam Was prosić o radę i może o ocenę (bo może to ja przesadzam) jednej kwestii w moim związku, który poza tym jest naprawdę idealny (no więc może jednak przesadzam ;)). Nie wiem, od czego zacząć, więc może opiszę ostatnią sytuację, a potem odniosę się do ogółu. Mój chłopak wyszedł na piwo z kolegami, wrócił przed 2. Nie mam nic przeciwko, zwłaszcza że zdarza mu się to bardzo rzadko. Problem w tym, że chciałabym, żeby też wyszedł ze mną i on o tym wie - rozmawialiśmy o tym rok wcześniej, kiedy też tak wyszedł z kolegą. My "tak o" na piwie byliśmy ostatni raz 2 lata temu, raczej krótko. Nie pamiętam, kiedy ostatnio wyszliśmy na 6-8h (jak on z kolegami) w celach rozrywkowych. A żeby na dłużej wyjść wieczorem, wiecie, wrócić w nocy z jakiejś imprezy czy drinków, to prawie 3 lata temu, na samym początku związku. Wiadomo, robimy razem różne rzeczy, ale mam wrażenie, że to są te krótsze, bardziej codzienne sposoby spędzania czasu - krótki spacer, wyjście na obiad czy kawę, kino, seriale itd. Jak rozmawialiśmy rok temu, to przecież on chciał, ale czas, ale covid, ale coś tam. Teraz tak samo - niby wcześniej była mowa, że pójdziemy, ALE... No i z kolegami znowu się udało, ze mną nie. Zresztą z tymi spacerami też śmiesznie: ze mną krótki spacer, tu nie, tam nie, daleko, zmęczony, ale dla piwa z kolegami to całe miasto w upale przejdzie. Czasem mam wrażenie, że w ogóle o tym nie myśli. Tzn. wypijemy drinka z jakiejś okazji w domu, albo z moimi znajomymi, albo ze wspólnymi. Nigdy tak że on ogarnie coś ze swoimi albo dla nas dwojga większe wyjście. Teraz nawet powiedział, że on poszedł na to piwo tylko dlatego, że ja się już umówiłam. Czyli nie myśli "o, ona ma czas, możemy iść razem" a "o, ona nie ma czasu, idę z kumplami". Myślę, że to trochę dlatego, że się nie umawiamy konkretnie. Jest jakieś luźne "pójdziemy" i na tym się kończy. Z drugiej strony jak on się z kimś innym umówi konkretnie, to to jest wiążące. Ma też podwójne standardy, jeśli chodzi o odmawianie. Np. jak kilka razy odmowi koledze albo siostrze, to potem jest, że teraz to już się będzie musiał zgodzić. Tylko odmawianie mi nie stanowi problemu, bo przecież "pójdziemy, jak tylko..." i nie idziemy wcale. Tak jest też, jak ma mało czasu w jakimś okresie - wtedy ode mnie oczekuje, że ja to zrozumiem, że sobie odbijemy itd., a np. rodziców wciska w napięty grafik. Nie powinno być odwrotnie? To nie rodzice powinni zrozumieć, że ma mało czasu i przyjdzie później? No i jeszcze podwójne standardy z tym wychodzeniem. Jednocześnie był jakby oburzony, jak powiedziałam kiedyś, że jego siostra mogłaby wyjść bez faceta, bo uznał, że skoro ona chce, to mogą chodzić razem, a jeśli chodzi o nas - nie widzi problemu w tym, że sam wychodzi. Nie zrozumcie mnie źle. Niech wychodzi. Ja też wychodzę, do tego mam różne zajęcia itd. Ja bym tylko chciała, żeby on też te "fajne rzeczy" robił ze mną. A na razie mam wrażenie, że tworzy jakiś dziwny kompromis w swojej głowie: uważa, że ze mną spędza dużo czasu w domu i przy załatwianiu innych obowiązków, więc potem jest kolej na piwo z kolegami i wizytę u rodziny. Ja chcę po prostu lepszej jakości tego naszego czasu, ale nie wiem, jak do niego dotrzeć, bo jak na razie średnio mi to wychodzi.
-
Kulfon, chyba masz rację. Do tego jak jesteśmy we dwoje, to często nad nami gdzieś wiszą jakieś domowe tematy. Zupełnie inaczej jest, jak jest z nami chociaż jedna osoba. Wtedy, wiadomo, nie rozmawiamy nawet przez moment np. o planach na przyszłość itd., wyjście jest bardziej towarzyskie/rozrywkowe, a jak jesteśmy sami, to zawsze gdzieś to wyjdzie. No i on też zachowuje się inaczej, jak jest z nami ktoś jeszcze. Czasem aż mnie to dziwi. Zupełnie jak na samym początku, jakby pierwszy raz gdzieś wyszedł z dziewczyną, którą dopiero musi zdobyć. Dba o mnie, trzyma się blisko, obejmie itp. I tak jest nawet, kiedy tą trzecia osobą jest jego mama na przykład, więc żadne tam znaczenie terenu, tak po prostu ma. Dlatego muszę to tylko jakoś przenieść na nasze wyjścia we dwoje. A z dobrych rzeczy: zaplanowaliśmy w nocy spontaniczny wyjazd na tygodniowe wakacje, mam nadzieję, że coś pomoże.
-
Ooo, zgadzam się z tym. Może poza komborobotem, bo obowiązki domowe mamy podzielone dobrze. Tak, brakuje mi tych "związkowych" rzeczy, trochę jakbym je przehandlowała za wspólne mieszkanie, niestety. Ale, mam nadzieję, będzie lepiej. Dlugonogasylwia88, bez przesady. Żadna katastrofa. Tzn. mi nie przeszkadzają te wyjścia z kumplami, przeszkadza mi to, że ze mną takich nie ma. Marinero, myślę, że nie masz racji. Ja mam praktycznie samych znajomych płci męskiej, raczej nie gadam z nimi o kosmetykach i ciuchach, ze swoim partnerem także. Myślę, że nie o tematy do rozmowy tu chodzi, raczej o takie wieczne przekładanie, bo przecież zawsze można. No i co do tej niszy - ja wychodzę częściej sama niż on, zdecydowanie nie wisimy na sobie itd. Po prostu brakuje mi takich dłuższych wyjść z własnym chłopem. Smart, partner jest dość zazdrosny, ale raczej niestety nie objawia tego w ten sposób. Zresztą pisałam wyżej, mam głównie znajomych - facetów. Zdążył się z tym pogodzić i jest okej, dopóki z żadnym nie spotykam się sam na sam.
-
Nie, nie. Zdecydowanie więcej czasu spędza ze mną. Tylko to jest tak, że jak drinki, to w domu, a poza tym takie ładne i krótsze rzeczy, typu kino, obiad na mieście, kawiarnie itd. Z kolegą jednym spotyka się rzadko, na dłuższe posiedzenie przy piwie z kumplami - raz na rok, więc w ogóle mi samo to nie przeszkadza. Przeszkadza mi to, że wszystkie większe wyjścia ze mną są wiecznie w fazie planów - sami na piwie, dosłownie jednym, byliśmy 2 lata temu. Na imprezie - ze 3. Ja nie chcę mu ograniczyć wyjść z kolegami, bardziej wytłumaczyć, że jak nic konkretnie nie zaplanujemy, to sami takich nie będziemy mieć. Ja nie jestem specjalnie imprezowa, no ale jednak raz na pół roku bym wyszła gdzieś na dłużej. Magixxxd, przykro mi, że tak wyszło u Ciebie. Ale ja np. nie znam w ogóle jego 3 kumpli, bo on twierdzi, że mu wstyd przyniosą, wiec nawet nie poruszam tematu dołączenia do nich. Zresztą głupio bym się czuła chyba. A tak ogólnie: na razie rozmawialiśmy, trochę mi wytłumaczył, trochę ja jemu. Uważam, że ma niewłaściwe podejście, znaczy, jakoś tak to wiecznie przekłada, bo ma w głowie, że jak nie dzisiaj, to jutro... no i to jego wieczne, że przecież ze sobą mieszkamy. No ale zobaczymy, jak będzie dalej. Mówi, że lubi spędzać ze mną czas. Tylko, kurczę, jakoś te dłuższe wyjścia nie wychodzą, no. Nic, zobaczymy. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, nie spodziewałam się takiego odzewu. Chyba potrzebowałam z siebie wywalić frustrację, żeby rozmawiać z nim już cywilizowanym językiem.
-
Ja nie mam pretensji do rodziców. Bardzo ich lubię, mam nadzieję, że z wzajemnością. Mam pretensje do niego: że jeśli jest taki okres, w którym np. będzie miał tylko 3 godziny wolne w tygodniu, to zrezygnuje z "naszego" wolnego czasu, a do rodziców pojedzie. Czyli: w zajętym okresie ja "muszę zrozumieć, że jest mało czasu", bo on zorganizuje to tak, żeby rodzice nie byli poszkodowani. Ja mogę być i mam to zrozumieć. Chodzi mi o jego priorytety, bo wydaje mi się, że w dłuższym związku jednak powinno być odwrotnie. No i nie, nie zgodzę się z tym, że woli innych. Ja nie mam wątpliwości, że mnie kocha, wierzę, że jestem dla niego najważniejsza, w każdej innej sprawie mogę na niego liczyc. Wiem, że gdyby była taka potrzeba, to pomógłby mi w pierwszej kolejności itd. Chodzi mi tylko o to, co się dzieje, kiedy tej potrzeby nie ma. Jakby przez to, że razem mieszkamy, musiał najpierw zadowolić wszystkich innych, bo ja już i tak przecież mam go dużo. Żeby, nie wiem, nikt się nie czuł dotknięty, pominięty, jakby - gdyby wybrał mnie - inni mieli mieć mu za złe to, że najpierw ma czas dla dziewczyny. Dla mnie to dziwne, bo uważam za naturalne planowanie czegoś z partnerem w pierwszej kolejności tak, że to inni później muszą się do tych planów dostosować.