Hej, nigdy nie sądziłam, że znajdę się w takim miejscu, ale muszę się wygadać tak jak przyjaciółce. 2 lata temu byłam w swoim drugim w życiu związku, ale pierwszym poważnym, byliśmy razem 1,5 roku z czego ostatnie pół to była tragedia, zawsze się dogadywaliśmy, jego spojrzenie na mnie, ta iskra między nami, ale miał problemy z firmą, w życiu, stałam za nim murem przez większość czasu, w końcu stwierdziłam, że musi coś zmienić, próbowałam, rozmawiałam, nie dało rady, a więc odeszłam. Miała to być terapia wstrząsowa dla niego. Dopiero pół roku po rozstaniu się odezwał, napisał jak cholernie mu mnie brakuje, olałam to, bo byłam już w związku z obecnym narzeczonym. Tydzień temu wpadliśmy na siebie z byłym i wszystko wróciło, wróciło to co mimo szczerych chęci nie czuję do narzeczonego. Wiecie czuję się fatalnie, bo jestem w związku z facetem, którego nie kocham, mimo że on kocha mnie, z mojej strony to raczej przyjaźń, no może jakiś zalążek uczucia, ale nic więcej. Nawet kupiłam sobie yorka, żeby przelać gdzieś tą miłość, która we mnie jest. Cholernie ciężko jest... krzywdzę narzeczonego, siebie...